• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ciekawe zawody: rola ewangelisty w rozwoju firmy

Agnieszka Śladkowska
2 lipca 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
Każda firma, która oferuje zaawansowane produkty (szczególnie IT), może wiele zyskać na posiadaniu Chief Evangelisty. Bo co z tego, że masz fajny produkt, jeśli nie jest on w pełni wykorzystywany? - mówi Anna Sykut. Każda firma, która oferuje zaawansowane produkty (szczególnie IT), może wiele zyskać na posiadaniu Chief Evangelisty. Bo co z tego, że masz fajny produkt, jeśli nie jest on w pełni wykorzystywany? - mówi Anna Sykut.

Gdy usłyszymy o zawodzie ewangelisty, nie szukajmy religijnych konotacji. To rola ambasadora marki, który informacje o niej niesie w świat. O swoim nietypowym stanowisku w cyklu "Ciekawe zawody" opowiedziała Anna Sykut. W ubiegłym miesiącu o pracy Lean Six Sigma Black Belt rozmawialiśmy z Wojciechem Trzebiatowskim. Kolejny wywiad już za miesiąc.



Co dokładnie oznacza nazwa twojego stanowiska, czy możemy znaleźć polski odpowiednik?

Anna Sykut: - Chyba najbardziej adekwatne polskie stanowisko to ambasador marki, ale gdyby spróbować bardziej dosłownie, to będzie to główny ewangelista. I chociaż "ewangelista" kojarzy się bardzo religijnie, to "niosący dobre wieści" jest idealnym podsumowaniem tego, co robię.

Czym była inspirowana nazwa stanowiska i ile osób pełni takie role w Polsce?

- Pierwszy Chief Evangelist pojawił się w latach 80. XX wieku (był to Guy Kawasaki, który "ewangelizował" wtedy nowego Macintosha dla firmy Apple) i bardzo długo nazwa ta była wykorzystywana głównie przez firmy IT z Doliny Krzemowej. Była to rola stricte marketingowa, powiązana z konkretnym produktem. Chyba najlepsza definicja to właśnie jego słowa: "ewangelizm to wyjaśnianie światu, jak dany produkt lub usługa może ułatwić życie". Jeśli można ufać w tej kwestii Linkedinowi, to oprócz mnie w Polsce jest obecnie siedem osób na tym stanowisku.

Jak to się stało, że zaczęłaś pełnić stanowisko Chief Evangelist?

- Jak to bywa w start-upie, którym była firma, gdy do niej dołączyłam, moja rola była bardzo interdyscyplinarna. Mówiąc bardziej dosłownie - robiłam wszystko poza programowaniem. Raz dostawałam nowe obowiązki, innym razem oddawałam je komuś innemu. Cały czas byłam zaangażowana praktycznie we wszystkie działania i projekty. Kiedy postanowiliśmy zwizualizować strukturę firmy, to po długich rozmyślaniach mi przypisano SME. Też nie wiedziałam wtedy, co to znaczy. Chodziło o Subject Matter Expert, czyli eksperta skupiającego i rozwijającego domenę wiedzy. Jak ktoś czegoś nie wiedział, to przychodził do mnie.

I funkcjonowałaś w strukturze bez przypisanego działu?

Czy lubisz swoją pracę?

- Ciężko było mnie przypisać do jakiegokolwiek działu, bo tak naprawdę byłam wolnym elektronem, który pojawiał się tam, gdzie akurat był potrzebny. I tak rok temu mój szef postanowił, że zamiast dopasowywać mnie do jakiejś roli i jej sztywnych ram, znajdzie stanowisko, które najlepiej oddaje to, co robiłam i robię do tej pory. Tak właśnie na mojej wizytówce pojawił się Chief Evangelist.

Na czym dokładnie polega twoja rola?

- Tworzymy system rekrutacyjny. Moją rolą jest więc tłumaczenie zarówno jego działania jako całości, jak i jego poszczególnych funkcjonalności. To edukacja i budowanie świadomości produktu. Pokazanie ułatwień w codziennym życiu, jakie przynosi. Często jako użytkownicy korzystamy z różnych rozwiązań IT, wykorzystując na co dzień mniej niż 10 proc. ich możliwości. Myślę, że gdyby standardowy użytkownik uruchomił Excela, na którym pracuje praktycznie codziennie, to taki magik od Excela mógłby pokazać funkcjonalności, o których mu się nie śniło i nawet by na to nie wpadł, że coś takiego istnieje. I o to właśnie chodzi - pomagać w odkrywaniu nieodkrytych terenów.

A jakbyś miała opisać swój typowy tydzień pracy?

- Tworzę dużo contentu. To zarówno teksty (nasz blog, zewnętrzne strony, magazyny branżowe, aktywność w social media), ale też video (videotutoriale dla użytkowników, kampanie promujące poszczególne funkcjonalności) - w dwóch wersjach językowych (polska i angielska). Pojawiam się na konferencjach i występuję w webinarach. Prowadzę nawet swój talk-show HR Wave, w którym rozmawiam z moimi gośćmi o ciekawych projektach i dobrych praktykach w rekrutacji. Moja twarz widnieje na większości grafik, czasem czuję, że to już twarz Traffita, a nie moja własna.

Można powiedzieć, że twoja rola to głównie marketing i - upraszczając - "robienie szumu"?

- Oj, nie tylko marketing... Staram się też wyłapywać z rynku informacje, które mogą przydać się zespołowi produktowemu podczas rozwijania narzędzia: czego rekruterzy szukają, czego im brakuje, jakie są trendy. Jestem angażowana w projektowanie nowych funkcjonalności i analizowanie, jak utylizowane są te istniejące. Wprowadzam też nowych pracowników zespołów zarówno w tajniki produktu, jak i całego jego otoczenia, a w branży HR dzieje się naprawdę dużo.

Jakie cechy musi mieć osoba na tym stanowisku, żeby poradzić sobie z tą mnogością zadań?

- Najważniejsza jest autentyczna wiara w produkt, który się reprezentuje. Ważna jest również doskonała o nim wiedza - nie tylko o jego działaniu na dany moment, ale o historii i planach na przyszłość. Trzeba lubić się uczyć i przyswajać dużo wiedzy każdego dnia. Przydaje się umiejętność przetłumaczenia zawiłości i logiki pewnych rozwiązań w przystępny i zrozumiały dla użytkowników sposób. Jak byłam dzieckiem, to marzyłam, żeby zostać nauczycielką. Dziś można powiedzieć, że czasem nią bywam. Do tego dojrzałość i interdyscyplinarność. Mam doświadczenie w marketingu, sprzedaży, product managemencie, customer success, SEO, SaaS-ie i e-commerce. I każde mi się w obecnej roli przydaje. Potrzebny jest też multitasking - trzeba być gotowym, aby jednego dnia nagrać video, przygotować informację do kilku tysięcy użytkowników na live czacie o zbliżającej się aktualizacji, być stale aktywnym w social mediach, wziąć udział w kilku spotkaniach, przygotować translacje dla nowej funkcjonalności i jednocześnie odpowiadać na liczne pytania od zespołu i od użytkowników. A na koniec dnia mieć pustą skrzynkę mailową i nie zwariować. Jednak przede wszystkim trzeba lubić ludzi.

Czy twoja praca ma jakieś słabe strony? Na przykład możesz się zagalopować w wartości i potrzeby firmy i zapomnieć o własnych?

- Na pewno trudno o work-life balance. To nie jest praca od poniedziałku do piątku od 9 do 17. Ewangelista to praca 24/7. Myślę że potwierdzą to wszystkie osoby, z którymi prowadzę nocne rozmowy np. na Linkedinie. Duże zaangażowanie w tworzenie produktu i jego ewangelizację przekłada się na równie dużą odpowiedzialność. Każdy sygnał, że coś w produkcie nie zagrało lub nie jest zgodne z oczekiwaniami, odbiera się dosyć osobiście. I trudno jest się od tego odciąć. A kiedy tworzy się rozwiązanie SaaS-owe (czyli software-as-a-service, użytkownik kupuje licencję na korzystanie z gotowego produktu), czasem trzeba znaleźć złoty środek i nie zawsze da się w 100 proc. spełnić potrzeby każdego użytkownika.

A co jest największym plusem twojej pracy?

- Duża swoboda i zaufanie tzw. "góry". Wiem, jaki jest mój cel i sama mogę dobierać sposoby, aby go osiągnąć. Mam poczucie realnego wpływu na to, co się dzieje z produktem. Satysfakcja. Tak jak negatywne opinie odbieram dosyć osobiście, analogicznie jest z pozytywnymi. Każdy zadowolony użytkownik, który znalazł w naszym narzędziu sposób na usprawnienie swojej codziennej pracy lub rozwiązanie swoich problemów, to powód do dumy.

Czy firmy potrzebują takich stanowisk i co one mogą zmienić w ich działaniach?

- Moim zdaniem tak, będzie ich więcej. Każda firma, która oferuje zaawansowane produkty, szczególnie IT, może wiele zyskać na posiadaniu Chief Evangelisty. Bo co z tego, że masz fajny produkt, jeśli nie jest on w pełni wykorzystywany? Nawet najlepszy UX produktu nie zastąpi żywego człowieka, który pomoże, doradzi i wyjaśni. W IT dużo mówi się o automatyzacji - ja chętniej niż z samymi produktami utożsamiam się z ludźmi, którzy je tworzą, i ich wartościami. To im ufam. Myślę, że branża HR, w której działamy, ma podobnie.

Czy możesz powiedzieć coś o wynagrodzeniu na takim stanowisku? Będzie ono zbliżone do roli kierownika marketingu?

- Moje wynagrodzenie nie jest tajemnicą, wręcz przeciwnie. W naszych wartościach mamy transparentność i to daleko idącą. Traffit Pathways, czyli ścieżki kariery i rozwoju w Traffit, są publiczne i dostępne dla wszystkich na naszej stronie. Moje stanowisko kwalifikuje się obecnie jako Marketing Community Manager level 15. Można tu od razu zobaczyć całą ścieżkę oraz wynagrodzenie i porównać je z innymi rolami marketingowymi.

Trójmiejski rynek pracy to różnorodność i ciągłe, dynamiczne zmiany. Ciekawe, niszowe profesje i zawody, które w chwilę zdobywają popularność. Chcemy pokazać czytelnikom nie tylko warte poznania profesje, ale także niezwykłych ludzi, którzy z pasją opowiadają o swojej pracy. Temu ma służyć cykl wywiadów "Ciekawe zawody".

Opinie (90) ponad 10 zablokowanych

  • (4)

    przeczytałem i nie wiem co myśleć. Chyba za dużo ideologii się do czegoś takiego dorabia.

    • 45 5

    • Chyba musisz przeczytać jeszcze raz (3)

      ale jak nie znasz branży, to tylko czas stracisz. Takim ludziom "ambasador marki" kojarzy się tylko z ulicznym gościem w rozpiętej koszuli oferujący wyborową na monciaku

      • 3 5

      • A czym to się różni? (2)

        Zamienisz Monciak na Facebooka i już nagle jesteś wielkim ambasadorem? :P

        • 11 2

        • to że musisz mieć większą wiedzę o produkcie (1)

          i podejmować bardziej skomplikowane działania. Wiesz ja jestem inżynierem i z takimi ludźmi niewiele miałem wspólnego ale jestem sobie w stanie wyobrazić jaką pracę wykonuje ktoś kto chce nadać produktowi jakieś znaczenie które ludzie kupią. Trochę psychologia

          • 1 2

          • O produkcie niekoniecznie.

            Zadaj w social mediach jakiejkolwiek korporacji techniczne pytanie na temat ich produktu. Nic nie wiedzą...

            Ja niestety pracuję dużo ze startupami, więc już się nasłuchałem wszelkiej maści growth hackerów, ambasadorów, social manipulatorów i innych ewangelistów.

            Podstawowa rzecz która ich łączy to umiejętność sprania beretu inwestorowi na tyle, że nie sprawdza czy te techniki coś w ogóle dają...

            • 7 0

  • Ot, czyli zwykły marketing, z dorobioną filozofią :)

    • 33 2

  • Poszukałem za Was (3)

    8063 zł :)

    • 11 2

    • (1)

      Nie, chyba ponad 9 000 zł?

      • 4 0

      • Zieloni tysiąc

        • 2 1

    • Brutto czy netto???

      • 2 0

  • Zwykły marketing! Manipulacja!!! Przepraszam . Teraz to się nazywa motywacja

    • 28 3

  • Polecam ten artykuł. (6)

    Bardzo ciekawy temat. Świat idzie do przodu i dobrze, że rozwój Firm jest budowany na fundamencie złożonm z wykwalifikowanych ludzi. Kiedy w końcu żuczki zrozumieją, że nie sztuka płacić 3 koła raty leasingu za nowe BMW a pracownicy zasuwaja za jałmużnę. Wartość firmy to nie to BMW tylko pracownicy. Wykwalifikowani i dążący do osiągnięcia celów - tak jak ta Pani z artykułu.

    • 15 24

    • "dążący do osiągnięcia celów" (1)

      ...nie zważając na środki i skutki.

      Ta pani realizuje własne cele, dostarczając organizacji narzędzia, aby inni pracownicy realizowali wyłącznie cele firmy.

      • 10 2

      • a myślałeś że jakie, oczywiście że cele firmy

        firma płaci za zrobienie roboty zgodnie z oczekiwaniami, prawda stara jak świat

        • 1 1

    • Maris (3)

      Praca staje się bożkiem. Praca 24/7
      A gdzie inne wartości ?

      • 6 1

      • a to już zależy czy lubisz to co robisz, z pewnością przy linii pakowania sardynek ta pani by nie wytrzymała 24/7 (2)

        "Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu." Konfucjusz

        • 1 2

        • gorzej gdy sie okaze (1)

          ze to milosc bez wzajemnosci...

          • 1 0

          • możesz wtedy zmienić firmę

            ale zostawić pracę którą wykonujesz

            • 0 0

  • Ciekawe

    fajnie, że firma taką osobę.
    Polskie firmy nie dbają o wizerunek tak jak powinny- od traktowania pracowników zaczynając :)

    • 24 8

  • aha. no spoko. (3)

    Ciekawe co naprawdę sądzą współpracownicy o wkładzie stanowiska w rozwój firmy... tak poza linkedin.

    • 16 2

    • Że jest ogromne

      • 3 0

    • Akurat tu zadziała.

      Prosty trick z tekstem "wypłata na stronie" i już masz reklamę wartą parę takich wypłat za darmo.

      • 2 0

    • istotne jest co myśli pracodawca

      w końcu to on jej płaci, więc gdyby nie doceniał jej roboty to by za nią nie płacił

      • 0 1

  • (8)

    Ciekawym zawodem to jest maszynista pojazdów trakcyjnych, rewident taboru, operator żurawia wieżowego a nie jakieś nikomu niepotrzebne zawody w stylu ambasadora marki, trenera personalnego czy jakiegoś kołcza piorącego ludziom mózgi, żeby byli jeszcze bardziej wydajni i osiągali targety (tfu!)

    • 53 9

    • (7)

      Zgadza się, dodam jeszcze kierowcę szambiarki i to nie jest ironia. O tych ciężko pracujących ludziach jakoś nikt nie pisze.

      • 17 1

      • (5)

        Skoro firma wykłada własne pieniądze to najwidoczniej jest potrzebne

        • 7 6

        • Własne... z grantów UE. (1)

          Tate albo mame prowadzi firmę i stworzyli miejsce pracy dla Rywki.

          • 8 4

          • pisała o jakimś Guyu Kawasaki

            z tego co wiem Steve Jobs nie był jego tate ani mame, a mimo to mu płacił za taką robotę

            • 2 3

        • no pewnie że wykłada (2)

          nie będzie się przecież z robolami użerać, Wynajmie się złotoustego manipulanta, to odwali robotę za "manażerię".
          I nadal można zajmować się swoją kolekcją bryk albo popykać w kompa. Lub zrelaksować się u fryzjera...

          • 7 3

          • przecież ona nie jest od użerania się z robolami (1)

            tylko od wciskania tobie że jej produkt jest potrzebny. Patrzysz, a tam w telefonie przeglądarka do netu i myślisz sobie że w sumie to może i ma rację.

            • 3 3

            • ta zaraza się pleni i rozszerza

              jest od użerania, to tylko kwestia "produktu".

              • 1 0

      • Jak byłem mały to chciałem jeździć szambiarką albo śmieciarką. Podobał mi się dźwięk pracującej pompy i widok zbiornika na Kamazie oraz jak śmieciarz operował manetkami od hydraulicznego podnośnika przechylającego kubły ze śmieciami. Jak na początku szkoły podstawowej pani pytała kto kim chce zostać to z dumą odpowiadałem, że śmieciarzem. :)

        • 6 0

  • jak w latach 90tych

    pani po "markjetingu"

    • 17 4

  • Bez ewangelisty to normalnie nie ma firmy :) (5)

    Nie wyobrażam sobie

    • 21 1

    • (1)

      Firma to może być i 1 osobowa. Nie oznacza to, że będzie to dobra firma

      • 4 0

      • A oznacza, że będzie zła?

        • 3 0

    • okazuje się że te duże koncerny jednak kogoś takiego potrzebują (2)

      z pewnością produkty o oczywistym przeznaczeniu jak np. paleta euro czy buda dla psa, albo wywóz szamba już nie. Ale jak chcesz sprzedać ultra nowoczesny smartfon we wzorki z dwoma ekranami to musisz jakoś o tym opowiedzieć żeby ludzie się na to rzucili.

      • 2 2

      • Są też produkty których nie potrzebujesz, a masz je kupić.

        I tu wchodzi marketing...

        • 5 0

      • nie potrzebuja.

        Ale u konkurencji taki jest, to, na wszelki wypadek, tez zafundujemy sobie taki czynnik wzrostu.
        Bo Nadzorcza oczekuje i nie bedzie litosci, gdy u konkurencji to zabangala a my nic nie zrobimy...
        Tak to dziala.

        • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Sebastian Ptak

Prawnik, ekspert rynku bankowego, współtwórca nowoczesnego sektora płatniczego w Polsce, Prezes...

Najczęściej czytane