• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na swoim. Od Ivony po Lab4Life. Projekty dla ludzi od Łukasza Osowskiego

Wioletta Kakowska-Mehring
29 listopada 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Firma miała parę milionów dolarów przychodu, które wystarczyły na dalszą pracę, dalsze badania naukowe, dalszy rozwój, ale...  natrafiliśmy na sufit, a tym sufitem była konkurencja - mówi Łukasz Osowski. Firma miała parę milionów dolarów przychodu, które wystarczyły na dalszą pracę, dalsze badania naukowe, dalszy rozwój, ale...  natrafiliśmy na sufit, a tym sufitem była konkurencja - mówi Łukasz Osowski.

O tym, jak powstają projekty, które nie pozwalają spokojnie spać szefom potężnych światowych koncernów, a także o tym, że czasem warto zaufać testom i posłuchać dobrej rady swojego profesora, rozmawiamy z Łukaszem Osowskim, współtwórcą Ivona Software - firmy, która zrobiła najlepszy na świecie syntezator mowy - dziś pracującym nad kolejnym projektem, czyli Lab4Life. W poprzednim odcinku "Jak to jest na swoim" rozmawialiśmy z Michałem Migalskim, prezesem firmy Nava. Kolejny wywiad już za miesiąc.


...inżynierom jest łatwiej, bo samo wykształcenie uczy ich tworzenia konkretnych rzeczy. A te konkrety można przekuć w produkt.

Co pan czuje, gdy słyszy głos Ivony zapowiadający przystanki w tramwaju czy pociągu?

Łukasz Osowski: - Jestem dumny. Przyznaję, że sprawia mi to ogromną przyjemność, zwłaszcza gdy wracam z daleka i jestem na lotnisku w Warszawie.

Faktycznie na lotnisku też ją słychać. A jakiś żal, że sprzedał pan Ivonę?

- Nie. To był projekt doskonale sprzedany Amazonowi. Osiągnął gigantyczny sukces, ponad 100 mln użytkowników na całym świecie. Jestem z tego zadowolony. To było optymalne rozwiązanie.

Wróćmy jednak do początków. Jak do tego doszło, że jest pan na swoim, że powstała firma Ivo Software, ostatecznie przemianowana na Ivona Software?

- Skończyłem Politechnikę Gdańską, a dokładnie ETI, czyli Wydział Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki. Wtedy w ogóle nie myślałem o tym, że mógłbym tworzyć swoją firmę, że mógłbym zarządzać projektami. Jednak na studiach - już pod koniec - mieliśmy taki przedmiot "zarządzanie firmą komputerową" prowadzony przez prof. Dykę. Któregoś dnia profesor przeprowadził nam test psychologiczny tzw. Thomas PPA, który ma na celu sprawdzenie cech osobowości w modelu czterowymiarowym - komunikacja, szybkość, dominacja, akceptacja. On został opracowany w latach 60. dla żołnierzy amerykańskich wracających z Wietnamu. Chodziło o to, aby ich dobrze ukierunkować na przyszłą drogę zawodową. Ku mojemu zdziwieniu z testu jasno wyszło, że moje cechy osobowości predestynują mnie do zarządzania, do prowadzenia firmy. Nasz wykładowca radził nam, aby wybrać drogę zgodną z predyspozycjami, by zwiększyć szanse na realizowanie siebie. Posłuchałem tej rady.

Mam wrażenie, że absolwenci Politechniki Gdańskiej mają takie predyspozycje. Wiele świetnych trójmiejskich firm tworzyli i tworzą właśnie absolwenci tej uczelni.
Szukałem kogoś, z kim mógłbym ten produkt tworzyć, a nie kogoś, kto pomógłby wejść na rynek. Taką osobą okazał się Michał Kaszczuk.

- Z mojego roku może ok. 5-10 proc. poszło na swoje, więc raczej standardowo. Wydaje mi się, że być może inżynierom jest łatwiej, bo samo wykształcenie uczy ich tworzenia konkretnych rzeczy. A te konkrety można przekuć w produkt. A gdy się ma produkt, to można zacząć tworzyć firmę. Oczywiście w kolejnej fazie, gdy produkt trzeba sprzedać, dotrzeć z nim do klienta, to może się okazać, że inżynier potrzebuje wsparcia osób z umiejętnościami zarządczymi, którzy potrafią ocenić szanse rynkowe. Tak powstała Wirtualna Polska. Portal tworzyli inżynierowie, ale obok byli też ludzie od zarządzania. Pod koniec studiów miałem okazję dla nich pracować.

A jak było z Ivoną?

- Byłem inżynierem informatykiem, ale nie szukałem do współpracy kogoś od zarządzania. Z tym wiedziałem, że sobie poradzę, ucząc się w trakcie działania. Szukałem kogoś, z kim mógłbym ten produkt tworzyć, a nie kogoś, kto pomógłby wejść na rynek. Taką osobą okazał się Michał Kaszczuk. I tak razem z Michałem zaczęliśmy tworzenie Ivony. Zanim powstała firma, był pomysł na produkt, czyli stworzenie syntezatora mowy.

Okazał się strzałem w dziesiątkę. Jak się wpada na takie pomysły?

- Zaczęło się od wyzwania naukowego dla inżyniera, a nie od zapotrzebowania rynkowego. To był piąty rok studiów, wtedy myśli się, o czym napisać pracę magisterską i o tym, co by można ciekawego zrobić, czego nikt inny jeszcze nie zrobił. Ja też tak do tego podszedłem. Co moglibyśmy ciekawego zrobić, czego inni nie robią. Co będzie pasjonujące od strony inżynieryjnej, naukowej. I padło na syntezę mowy.

To chyba było trudne wyzwanie?

- Bardzo trudne, ale kiedy się ma dwadzieścia parę lat, to się człowiekowi wydaje, że wszystko można zrobić łatwo i szybko. Każdy pomysł, który wpadnie do głowy. My myśleliśmy, że zrobimy syntezę mowy, a do tego jeszcze rozpoznawanie mowy, rozpoznawanie języka naturalnego i stworzymy coś takiego, co właściwie dopiero teraz istnieje, czyli zrobimy wirtualnego asystenta, jak Alexa. Udało się to dopiero dzięki projekcie Amazonu. Jednak kiedy zaczynaliśmy pracować nad naszym syntezatorem, to myśleliśmy, że sami wszystko zrobimy w parę lat. Wgłębiając się coraz bardziej w tę pierwszą technologię, czyli syntezę mowy, okazało się, że to gigantyczny temat. Okazało się, że technologia syntezy mowy jest trudnym wyzwaniem, a jednocześnie pracochłonnym. Do tego nie wystarczyło zrobić syntezy mowy w języku polskim, bo jeśli chcieliśmy naprawdę rozwijać to przedsięwzięcie, to musieliśmy wejść na inne rynki, czyli stworzyć też inne języki. A stworzenie każdego nowego języka dla syntezy mowy było wtedy bardzo dużym wyzwaniem.
W ciągu kilku dni spory procent Polaków poznał naszą firmę i chyba poczuł się dumny z naszego osiągnięcia. Bo to nieprawda, że nie lubimy cudzych sukcesów.

Ale udało się. Był taki moment, że o panach i Ivonie zaczęto mówić.

- To było po udziale w konkursie Gdyński Biznesplan. Zajęliśmy wówczas drugie miejsce i dostaliśmy się do Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego. Został doceniony nasz produkt i pomysł na dotarcie do rynku. Potem nawet trafiliśmy na plakaty reklamujące ten konkurs.

I staliście się rozpoznawalni.

- Faktycznie, choć tylko w Trójmieście. Polska usłyszała o nas później, czyli po wygraniu kolejnego konkursu. To był Blizzard Challenge 2006. Jest to konkurs odbywający się przy okazji największej na świecie międzynarodowej konferencji dotyczącej mowy. Biorą w niej udział firmy, ośrodki badawcze i uniwersytety z całego świata. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że nasz syntezator mówi najlepiej, i wygraliśmy. Wygraliśmy z tymi uniwersytetami, czyli zespołami naukowymi, z tymi wielkimi firmami, które pracowały nad syntezą mowy od lat. Pokonaliśmy takich gigantów, jak Microsoft czy IBM. Po prostu to, co zrobiliśmy, okazało się najlepsze. Niezależnie ocenione przez ekspertów. Wtedy dopiero zaczął się szum wokół nas. Ten sukces odbił się szerokim echem także w kraju. W ciągu kilku dni spory procent Polaków poznał naszą firmę i chyba poczuł się dumny z naszego osiągnięcia. Bo to nieprawda, że nie lubimy cudzych sukcesów. My potrafimy się cieszyć, być dumni i identyfikować się z sukcesami rodaków.
Mam nadzieję, że wiosną przyszłego roku będę mógł zdradzić więcej szczegółów na temat projektu Lab4Life - mówi Łukasz Osowski. Mam nadzieję, że wiosną przyszłego roku będę mógł zdradzić więcej szczegółów na temat projektu Lab4Life - mówi Łukasz Osowski.

Jeśli gigant na rynku, który ma 2 mld dolarów przychodu, zaczyna nam grozić pozwami różnego rodzaju, to trudno się dziwić, że zaczęliśmy się po prostu bać.

Skoro sukces, to dlaczego Ivona została sprzedana?

- Bo to wszystko nie było takie proste, ale po kolei. W kolejnych latach znów byliśmy w czołówce Blizzard Challenge, zdobywaliśmy też inne nagrody, dalej rozwijaliśmy technologię. Nasz syntezator mowy był rzeczywiście najlepszy na rynku, ale komu mogliśmy go sprzedać? Wtedy syntezatory mowy sprzedawały się na rynku produktów dla osób niewidomych i niedowidzących, czyli dla stosunkowo niewielkiej liczby osób. W Polsce takich osób jest ok. 40-50 tys. Na dodatek produkt dla nich nie może być drogi z uwagi na ich zwykle skromny budżet. W tej sytuacji nie byliśmy w stanie wygenerować dużej sprzedaży i przychodu adekwatnego do kosztów. Jedyną drogą do pozyskania większych przychodów była sprzedaż w innych krajach. Jednak wejście do innego kraju wiąże się z dużymi kosztami, czyli stworzeniem kolejnego języka.

Udało się, bo Ivona mówiła m.in. po angielsku.

- Tak, ale stało się to dzięki partnerom zewnętrznym. Nasz syntezator mówił bo brytyjsku, dzięki zaangażowaniu królewskiej organizacji wspierającej osoby niewidome i niedowidzące w Wielkiej Brytanii. Oni nas dostrzegli i pomogli sfinansować nasz projekt. To nam pomogło wejść na rynek brytyjski i amerykański, a potem do kilku innych krajów europejskich. Firma się rozwijała, zatrudnialiśmy inżynierów, programistów, naukowców. Miała parę milionów dolarów przychodu, które wystarczyły na dalszą pracę, dalsze badania naukowe, dalszy rozwój, ale... natrafiliśmy na sufit, a tym sufitem była konkurencja. Wówczas były na rynku ze trzy duże firmy zajmujące się syntezą mowy, które miały trochę gorszy produkt, ale miały więcej pieniędzy. Ich przychody, nie tylko z syntezy mowy, ale też z innych produktów, były tysiące razy większe od naszych. Te firmy były dla nas zagrożeniem, a w biznesie nie ma sentymentów. Jeśli gigant na rynku, który ma 2 mld dolarów przychodu, zaczyna nam grozić pozwami różnego rodzaju, to trudno się dziwić, że zaczęliśmy się po prostu bać. Stwierdziliśmy, że może to jest dobry moment, żeby poszukać albo drogi dużo szybszego rozwoju, czyli pozyskać kapitał, dużo szybciej rozwijać się samemu i spróbować się obronić, albo pozyskać inwestora większościowego, który przejmie kontrolę nad naszą firmą, ale pozwoli rozwijać się naszej technologii i pomoże dotrzeć do milionów ludzi. Nie chcieliśmy zmarnować tego, co stworzyliśmy. Nie chcieliśmy zamknąć tego projektu w szafie.

Zdecydowaliście się na to drugie rozwiązanie.

- Tak. Mieliśmy sporo ofert od firm ze świata. Ostatecznie wybraliśmy propozycję Amazona, ponieważ zagwarantowali nam, że nasz produkt dotrze do milionów ludzi. Oni wówczas pracowali nad czytnikiem książek, Kindle. Nasz syntezator okazał się pomocny. I tak dołączyliśmy do Amazona. Potem okazało się, że tworzą bardzo innowacyjny produkt, czyli wirtualnego asystenta, i tam synteza mowy była kluczową technologią. Mieliśmy przyjemność tworzyć już w Amazonie i syntezę mowy, i pracować nad tym nowym produktem, czyli nad Alexą. Dziś używa jej ponad 100 mln ludzi na świecie. To jest niesamowity sukces. Alexa w Polsce jest mało znana, ale w Stanach Zjednoczonych prawie każdy ma ją w domu.
Udało nam się stworzyć firmę, która rzeczywiście była sprzedana za duże pieniądze, a do tego Amazon docenił kulturę i organizację pracy, którą stworzyliśmy, i oczywiście samą technologię.

Nie udałoby się tego zrobić bez Amazona?

- Nie. Musielibyśmy pozyskać kilkanaście milionów dolarów, żeby opatentować nasze pomysły, nasze technologie i jednocześnie na to, żeby prowadzić obronę przed pozwami, których na pewno byśmy nie uniknęli. To byłaby wojna. My chcieliśmy jej uniknąć.

I nie zamykać Ivony w... szafie.

- Tak. W wielu przypadkach tak się kończyło, że technologie opracowane w Polsce były potem zamykane w szafach z różnych powodów. Nas taki scenariusz nie interesował, wybraliśmy pójście pod skrzydła Amazona. To był duży sukces finansowy dla każdego pracownika Ivony oraz dla mnie i Michała. Udało nam się stworzyć firmę, która rzeczywiście była sprzedana za duże pieniądze, a do tego Amazon docenił kulturę i organizację pracy, którą stworzyliśmy, i oczywiście samą technologię. Podpisując umowę, wiedzieliśmy, że Ivona nie utknie w szafie, a w przypadku kilku innych ofert mogło tak się skończyć.

To chyba ogromna satysfakcja - stworzenie czegoś, co taki gigant jak Amazon chciał dalej rozwijać?

- Olbrzymia satysfakcja. Co więcej, my nadal tę technologię rozwijaliśmy. Firmę sprzedaliśmy w 2012 roku. Podpisaliśmy umowę, która zobowiązywała nas do współpracy jeszcze przez trzy lata. Ivona w momencie przejęcia to był projekt, nad którym pracowało trzydzieści parę osób, w ciągu kilku kolejnych lat to się rozrosło do kilkudziesięciu osób, a teraz tam pracuje chyba z sześćset ludzi. To jest teraz Amazon Development Center Poland. Opracowano tam już nową generację technologii syntezy mowy, prawdopodobnie nadal najlepszą na świecie.

Nie chciał pan tam zostać?

- Nie. Wiedziałem, że będę chciał pójść dalej, realizując swoje własne pomysły i swój własny scenariusz. Nie lubię pracować dla kogoś.

Tak przecież z testu wyszło.
Prowadzimy badania, wykorzystujemy m.in. technologie machine learning, sztucznej inteligencji i analizujemy styl życia i zdrowie setek tysięcy ludzi.

- Tak. Mój profil psychologiczny mówi, że jestem osobą, która sama lubi wytyczać sobie cele. Kiedy ostatecznie rozstałem się z Amazonem, to przez jakiś czas skupiłem się na innych sprawach. Trochę żeglowałem, mocno pochłonęła mnie rodzina, a mam pięcioro dzieci. To był taki czas, około roku, kiedy zupełnie oderwałem się od biznesu i technologii. A potem znów zacząłem myśleć o tym, co można nowego i ciekawego zrobić. Szukałem pomysłu. Z jednej strony takiego, który byłby wyzwaniem technologicznym, naukowym, a z drugiej strony czegoś, co miałoby potencjał i mogło pomóc ludziom. W ten sposób wpadliśmy z kolegami na pomysł projektu, który ma pomóc ludziom dłużej żyć w zdrowiu.

Czyli Lab4Life. Czym jest ten projekt?

- Nie chciałbym mówić o szczegółach, bo jest to przedsięwzięcie w tzw. stealth mode. Jesteśmy zespołem 15 osób. Tworzą go inżynierowie, badacze i naukowcy z obszarów medycyny, bioinżynierii, matematyki, nauk komputerowych, stylu życia, użyteczności produktów. Prowadzimy badania, wykorzystujemy m.in. technologie machine learning, sztucznej inteligencji i analizujemy styl życia i zdrowie setek tysięcy ludzi.

Czy to, o czym pan mówi, uda się skomercjalizować?

- Najszerzej korzystać z projektu będą ludzie, którzy już wiedzą, że nie są nieśmiertelni, czyli trzydziestolatkowie i starsi. Jeśli ktoś ma 18 czy 25 lat, to myśli, że będzie żył wiecznie. Kiedy ktoś już wie, że tak nie jest, to zaczyna szukać pomysłów na to, żeby dłużej cieszyć się zdrowiem. I tutaj z pomocą przychodzą wyniki naszych prac i badań.
W biznesie łatwo zacząć wydawać więcej pieniędzy, niż się ma lub niż się będzie miało. Można przeszacować swoje przyszłe wpływy

Kiedy projekt będzie gotowy?

- Mam nadzieję, że wiosną przyszłego roku i wówczas będę mógł zdradzić szczegóły.

A tym razem nie grozi panu wojna z konkurencją?

- Mam nadzieję, że w razie czego uda nam się z tego wyjść obronną ręką.

Drugi raz buduje się łatwiej, zwłaszcza gdy pierwszy projekt zakończył się sukcesem?

- Dużo łatwiej. Za pierwszym razem wszystko sprawdza się jak na polu bitwy. Próbuje się różne ścieżki i sprawdza się, która jest najlepsza. Kiedy się coś robi drugi raz, to korzysta się z własnych doświadczeń i nie tylko. Warto też korzystać z doświadczeń innych, warto czytać książki i warto słuchać, co mówią ci, którzy już osiągnęli sukces ze swoimi produktami. Warto się uczyć od innych. Jednak gdy się ma własne doświadczenia, to łatwiej zaczyna się rozmowy z ludźmi, których chcemy zainteresować naszym przedsięwzięciem. Stajemy się bardziej wiarygodni. Zresztą nie tylko na udanych projektach łatwiej buduje się kolejne rzeczy. Na nieudanych też, dlatego że popełnianie błędów jest elementem procesu uczenia. Popełniając błędy, uczymy się.

Czy dziś firmy garażowe, czy takie studenckie projekty mają szansę przebić się na rynku?

- Tak. Zwłaszcza że dziś jest więcej chętnych do zainwestowania w takie projekty. Są środki unijne na badanie naukowe i rozwój, są też prywatne fundusze inwestycyjne. Są ludzie, którzy chcą inwestować w takie studenckie pomysły. Jest łatwiej niż kiedyś. W przypadku Ivony pierwszy kapitał mogliśmy pozyskać dopiero po kilku latach od startu projektu. Wcześniej w ogóle nie było na to szans. To ma też dobre strony. Uczy oszczędności. Warto zaczynać niskokosztowo, dlatego że to buduje dobre spojrzenie na biznes, na jego prowadzenie. W biznesie łatwo zacząć wydawać więcej pieniędzy, niż się ma lub niż się będzie miało. Można przeszacować swoje przyszłe wpływy, a oszczędność jest kluczową cechą, która pomoże tego uniknąć. Jeśli nauczymy się oszczędzać, to łatwiej poradzimy sobie w trudnych momentach, które na pewno się pojawią. Kiedy kontrakt się wysypie, kiedy inwestor się wycofa, kiedy coś nieprzewidzianego wydarzy się na rynku. Trzeba być gotowym na takie sytuacje. Nie spotkałem firmy, która odniosłaby sukces, szastając pieniędzmi.
Myśląc o nowym przedsięwzięciu, szukałem czegoś, co sprawi mi satysfakcję, a satysfakcję sprawia mi odkrywanie nowych rzeczy, budowanie i dawanie ludziom narzędzi ważnych.

Co jeszcze jest ważne, kiedy się jest na swoim? Jakaś rada?

- Ważna jest świadomość, że nie można wszystkiego zrobić samemu, że trzeba współpracować z ludźmi. Trzeba tych ludzi bardzo ostrożnie i świadomie dobierać. Tutaj kluczowe jest zaufanie, uczciwość. Do współpracowników trzeba mieć pełne zaufanie, powinniśmy być pewni, że nas nie zawiodą. Jeśli nie ufamy sobie, trudno budować coś wspólnie.

Znów zaangażował się pan w projekt technologiczny. A nie myślał pan o czymś z innej bajki, np. sieci restauracji czy jakiejś produkcji?

- Nie. Myśląc o nowym przedsięwzięciu, szukałem czegoś, co sprawi mi satysfakcję, a satysfakcję sprawia mi odkrywanie nowych rzeczy, budowanie i dawanie ludziom narzędzi ważnych, pomagających w rozwiązaniu kluczowych problemów. Tak było w przypadku Ivony. Nasz syntezator mowy był i jest niezwykle ważny dla osób niewidomych i niedowidzących. Kiedy obserwowaliśmy, jak oni reagują na nasz produkt, jak uśmiech pojawiał się na ich twarzach, to mieliśmy gigantyczną satysfakcję. Teraz myśląc o czymś nowym, też chciałem stworzyć coś takiego, co też wywoła uśmiech i da satysfakcję.

Znów pracuje pan w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. Taki powrót do korzeni?

- W PPNT świetnie nam się pracowało. To były najlepsze czasy Ivony. Dlatego wiedziałem, że tu chcę znów pracować. Tu są niesamowite firmy i powstają kolejne. Jest tu inspirująca atmosfera do pracy. Są ludzie, z którymi można współpracować. PPNT starają się wspierać firmy. Organizowane są cotygodniowe czy comiesięczne spotkania na temat prawa, finansów czy zarządzania projektami. To są świetne narzędzia wsparcia, zwłaszcza dla młodych firm, które chętnie z tego korzystają. Czuć to wsparcie, bo sukces każdego projektu jest też traktowany jak sukces miasta.

Podobno najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Zdecydowanie lepiej słuchać mądrych rad. Własny biznes to często trudny kawałek chleba, ale - jak postaramy się pokazać - warto spróbować. Dla tych, którzy wolą rady, mamy nasz cykl rozmów z doświadczonymi przedsiębiorcami - "Jak to jest na swoim", czyli garść wiedzy od praktyków w biznesie. Cykl nagrodzony w konkursie Narodowego Banku Polskiego.

Miejsca

Opinie (81) 5 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Super wywiad!

    Oby takich więcej

    • 78 4

  • think ahead (5)

    "W wielu przypadkach tak się kończyło, że technologie opracowane w Polsce były potem zamykane
    w szafach z różnych powodów."
    "Wyśmienity" przykład... technologia produkcji grafenu. Czyli zaprzepaszczenie szansy na,
    co najmniej dziesiątki mld USD/EUR.
    Powody jak to, w tej części Europy - polityczne, czyli Ci z Wiejskiej, są za bardzo przyspawani
    do stołków, bo liczy się władza i pieniądze, a reszta, to nieistotne dodatki...

    • 47 7

    • Ten mityczny grafen (1)

      to raczej psychoterapia i szklanka wódki na poprawę humoru dla polskich nieudaczników.

      • 14 5

      • A kto wg Ciebie jest rzeczonym nieudacznikiem ? Bo to zaiste interesująca teza.

        • 4 6

    • (1)

      Ale o co chodzi z grafenem? Bo to, że ktoś we wniosku grantowym napisał, że ma w planach świetną technologię nie znaczy że tak właśnie jest.

      Przypomina się tzw. polski niebieski laser (kryształy), który miał zawojować świat, a okazał się ściemą do brania kasy na badania.

      • 12 2

      • "Ale o co chodzi z grafenem? Bo to, że ktoś we wniosku grantowym napisał,
        że ma w planach świetną technologię nie znaczy że tak właśnie jest."
        Skoro Chińczycy potrafili wymyślić technologie na grafen i szacują przychody
        na 100mld USD, to znaczy, że technologia produkcji grafenu ma sens.
        p.s.
        A sama bardzo wstępna(czyli w oparciu o dane internetowe) analiza
        czym jest i do czego można wykorzystać(ile branż) grafen, to trudno się dziwić,
        że ta technologia ma sens.
        p.s.
        Dziś mając podobny pomysł do grafenu czy niebieskiego lasera, itp.
        teraz i w przyszłości, plus znajomość języka i lekka smykałka biznesowa,
        jedyne wyjście do śmignąć do innego kraju, nie koniecznie bardzo daleko
        i robić kasę!

        • 4 3

    • Może i rynek grafenu jest tak wysoko szacowany, jednak jak to się ma do produkcji go przy pomocy taśmy klejącej? Ten sposób jest dobry do laboratorium, żeby mieć materiał do badań, ale na przemysłową skalę to napełnianie basenu łyżeczką. Jedyny znany mi proces technologiczny za którym powinny iść ogromne pieniądze, to otrzymywanie monokryształu krzemu pana Czochralskiego.

      • 3 0

  • Kazdy chyba zna ivone z youtubowych przerobek

    Pozdrawiam Tworce i zycze powodzenia w dalszych projektach jak i w zyciu prywatnym :)

    • 45 0

  • Normalnie

    Takiej jakości wywiadu i szczerości na trojmiasto.pl bym się nie spodziewał. A tu proszę taki skarb.

    • 61 0

  • Opinia wyróżniona

    To na serio ten od syntezatora mowy IVONA? (1)

    Dzięki niemu powstało masę czadowych przeróbek filmików na YouTubie koło 10- 12 lat temu. Gimby nie pamiętają...:) Pudzian ucieka przed Pankiem, panek dorwał Billa z Tokyo hotel, 1 z 10ciu i słynne: Ja Yeti... Panek jak był mały, masa innych śmiesznych filmikow..Złote czasy

    • 46 4

    • Sugestywna opinia

      Do dziś nie mogę znaleźć nagrania, jak Panek rozprawia się z Brusem Lee xaxaxaxa

      • 2 0

  • (8)

    Chciałbym się dowiedzieć co się stało z zespołem po przejęciu przez Amazona. Szkoda, że nic o tym więcej nie opowiedział. A zwykle to jest najciekawszy wątek związany z przejęciem przez dużą amerykańską firmę. Osobiście najbardziej cenię firmy, które rozwijają się może wolniej, ale zarabiają na siebie i odganiają od siebie inwestorów. PS. Pamiętam dokładnie ten moment z zajęć z prof. Dyką na ETI.

    • 11 7

    • mozna sie domyslec ze dalej pracują, ale pod szyldem amazona

      • 7 1

    • Co się stało dalej z zespołem.

      Dobre pytanie follow-up.
      Praktycznie wszyscy inżynierowie i naukowcy zostali. To właśnie oni i setki tych którzy dołączyli później do Amazon Development Center Poland w Gdansku rozwijaja dalej syntezator i robią to najlepiej na świecie. Oprócz tego pracują nad nowymi technologiami/produktami.

      • 11 2

    • Dyka i te oba przedmioty 'rynki kapitałowe' i 'zarzadzanie firma inf' to klasyka gatunku juz (5)

      ten test rownież o ktorym opowiada Pan Ossowski.
      Ktoś wie dlaczego prof. Dyka nie jest już szefem w Intelu ? Bo o tym też legendy krążą.

      • 3 0

      • (3)

        Dyka nie był szefem Intela, a Milkomu w czasie kiedy firmę tą kupił Intel.
        Sprzedał swoje udziały i poszedł własną drogą.
        Raczej nie ma tu żadnej legendy.

        W sumie dokładnie ta sama historia co Osowski i Ivona - Amazon kupił Ivonę, a on odszedł od Amazona.

        • 3 0

        • (2)

          A ta firma to nie był przypadkiem CrossCom albo Olicom?

          • 1 0

          • (1)

            a może faktycznie to był Crosscom
            potem był Olicom, a na końcu Intel.

            • 0 0

            • Tak, CrossCom. Dr Dyka ma tak w cv na swojej stronie.

              • 0 0

      • Właśnie o to chodzi, że po przejęciu firmy dzieją się zwykle ciekawe rzeczy. Szczególnie dla właścicieli przejmowanej firmy. Stąd moje pytanie wyżej. Widzę, że twórcy Ivony od dawna już nie pracują dla Amazona i mówią, że sami odeszli bo szukali nowych wyzwań :)

        • 1 3

  • Takich ludzi powinno wspierać Państwo (6)

    Takich ludzi powinno wspierać Państwo a nie każdego miesiąca doić ile wejdzie.

    • 22 3

    • Państwo tylko by im zabrało...

      ... niech lepiej nie pomaga biznesowi a jak widać biznes obroni sie sam. Powodzenia w L4L

      • 6 1

    • Państwo, to powinno zostawić więcej pieniędzy obywatelom, żeby sami mogli bezpośrednio, lub poprzez prywatne fundusze, wspierać takich ludzi.

      Bo jak państwo coś wspiera, to spoooorą część pieniędzy przeznaczy na 'koszta administracyjne'. A prywatny fundusz nie może z kosztami administracyjnymi przesadzić, bo kto da im kasę na wspieranie nauki, jeśli kierownik bierze sobie 10% do własnej wypłaty :P

      Trzeba tylko popularyzować postawę, gdzie obywatele sami wspierają rozwój nauki, no bo kto najbardziej korzysta na rozwoju nauki? My, bo dzięki temu podnosi się poziom życia etc. Gdyby rozwoju nauki nie było, to firmy dalej by sobie świetnie radziły, produkując stare produkty i oferując stare usługi. Dla nich rozwój to dodatkowy wydatek, na który decydują się tylko po to, aby pozostać konkurencyjnym. Wiele firm gdyby mogło, to by powstrzymywało postęp, zresztą, wiele firm już to robi, lobbując za zaostrzaniem praw własności intelektualnej, patentów etc. To obywatelom, użytkownikom końcowym opłaca się postęp i to my powinniśmy wyjść z inicjatywą, żeby rozwój wspierać ;)

      • 8 1

    • Raczej nie - dlatego że nie ma czegoś takiego jak wsparcie w biznesie.

      Państwo może dać pieniądze, a za tym musi iść kontrola wydania tychże
      I to już nie jest wsparcie, a narzucenie sobie chomąta.

      Prawdziwą wolność ma tylko przedsiębiorca który sam finansuje swoje przedsięwzięcie, a zarabia pieniędzmi od klientów.
      Wszelki zewnętrzny kapitał owszem rozwiązuje wiele bieżących problemów, natomiast w rzeczywistości pozbawia wolności prowadzenia działalności.

      Dlatego po zewnętrzne wsparcie należy sięgać w ostateczności.
      To częsty błąd u początkujących przedsiębiorców - zamiast skupić się na pomyśle i kliencie, zaczynają skupiać się na pozyskaniu inwestorów, dotacji.
      A potem zamiast rozwijać biznes, muszą się wykazać prawidłowym użyciem tych funduszy.
      W efekcie wbijają swój biznes w sztywne ramy narzucone przez fundatora.

      • 7 1

    • Ależ wspiera! (1)

      Odliczasz VAT - to wsparcie! Osoba prywatna VAT płaci.
      UE daje kasę na R&D - tylko że jeżeli nie wejdzie do produkcji, to zwracasz kasę. Kiedyś nie trzeba było zwracać, u mnie w firmie też był cwaniaczek który tak chciał kasę wyłudzić pod pozorem badań, ale go urzędnicy doświadomili że problem został dostrzeżony i źródełko wyschło.
      Po trzecie - akurat branża IT jest dość chojnie sponsorowana przez Państwo - bo tutaj minimum kosztów generuje duży zysk - produkcja czegokolwiek zabiera jakeiś zasoby - stal, płytki drukowane z komponentami przylutowanymi do nich itp, program powielasz bez kosztów... W IT koszt to pensje, oraz ew. licencje na bibilioteki czy oprogramowanie użyte do tworzenia softu. A nawet ono jest dość często za darmo.

      • 3 3

      • Załóż firmę i utrzymuj ludzi

        Wtedy coś napisz mądrego

        • 2 1

    • Lepiej żeby państwo nikomu nie pomagało bo tylko zaszkodzi

      • 2 1

  • Mi Pan Łukasz pomógł kiedyś na ETI bardzo mocno. To naprawdę bardzo pomocny człowiek! (2)

    Oby takich ludzi jak Pan było więcej.

    • 21 0

    • Dodajmy że facet generowaniem mowy zajmował się bardzo mocno już na studiach (1)

      Dobre produkty powstają z pasji, a nie z dnia na dzień...

      • 10 0

      • O czym wielu menago zapomina

        Wpada taki jak do pożaru i krzyczy... Dziś robimy TO! Dlaczego tego nie ma skoro pracujemy nad tym od kilku dni...

        • 7 1

  • Brawo !!!

    Życzę dalszych sukcesów i trzymam kciuki za powodzenie każdego projektu :)

    • 8 0

  • Wow - jaki normalny wywiad! (6)

    Gość też wygląda na normalnego - bez gajera, wykrochmalonej koszuli..

    • 19 3

    • człowiek w marynarce i koszuli jest nienormalny? (3)

      • 7 1

      • Przynajmniej wdiać że p. Osowski jest normalny (2)

        A nie sztuczny gostek udający giełdowego potentata o aparycji subiekta ...

        • 8 4

        • Ja jestesm zwyklym człowiekiem ale do tv lub do gazet ubrał bym się w pełen garnitur + krawat (1)

          to taki jest zwyczaj. Natomiast od czasu google wszyscy w oprogramowaniu chodza w tshirtach, bo sa tacy inteligentni .

          • 3 5

          • nie chodzi o udawanie inteligencji a po prostu o nieskrępowany luz.

            • 6 2

    • (1)

      w branży IT jest taki zwyczaj - ludzie w drogich, perfekcyjne skrojonych garniturach, pracują dla ludzi w koszulkach ;)

      • 13 1

      • Raczej nie

        Styl to dowolność. Nie można pozować. Ale flejtuch to flejtuch :)

        • 3 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Monika Płocke

Banking Technology, Head of Change and Technology Capabilities w Nordea Bank AB. Absolwentka...

Najczęściej czytane