Całkowite zadłużenie Polski, głównie za sprawą tzw. długu ukrytego, przekracza 220 proc. PKB - poinformował Janusz Jabłonowski z Departamentu Statystyki Narodowego Banku Polskiego na łamach Pulsu Biznesu. Czy Polska idzie drogą Grecji?
Oficjalne zadłużenie skarbu państwa wynosiło w kwietniu 2010 roku ponad 644 mld zł. To średnio 17 tys. zł na jednego Polaka. Jednak według Janusza Jabłonowskiego ukryty dług publiczny Polski przekroczył już 3 biliony zł. Oznacza to, że każdy Polak zadłużony jest na 80 tys. zł.
Czy zapowiada się zatem katastrofa polskich finansów? Zdaniem prof. Stanisława Gomułki - głównego ekonomisty Business Centre Club - nie, o ile nie wzrosną odsetki długu publicznego. - Od długu ukrytego państwo nie płaci bowiem odsetek, w przeciwieństwie do długu otwartego, który w Polsce wynosi obecnie i będzie wynosił w najbliższych latach między 50 a 60 proc. PKB. Gdyby doszło do jakiegoś kryzysu wiarygodności wobec Polski, odsetki od tego długu wzrosłyby znacznie, a w skrajnym przypadku nawet drastycznie - mówi prof. Gomułka.
Dług ukryty to przede wszystkim zobowiązania Skarbu Państwa wobec przyszłych emerytów. W Polsce jest relatywnie wysoki ze względu na dużą liczbę emerytów i wysoką relację emerytur do płac. Większy od nas dług ukryty mają w Europie centralnej tylko Węgrzy.
Jest jednak nadzieja, że polska będzie w przyszłości w nieco lepszej sytuacji, bo reforma emerytalna z 1999 r. przyhamowała wzrost długu ukrytego. Spowodowała bowiem, że część składki (20-25 mld zł rocznie) kierowana jest do Otwartych Funduszy Emerytalnych (II filar), co powoduje, że część długu ukrytego zamieniana jest na dług otwarty.
- Z tego właśnie powodu, polskiemu rządowi zależy na tym, aby wszystkie kraje Unii Europejskiej pokazywały również dług ukryty, bo w przyszłości nasz dług ukryty - dzięki reformie emerytalnej i stworzeniu II filara - będzie wyglądał lepiej na tle innych państw UE - tłumaczy prof. Gomułka.