• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja "Bullet Train". Wsiąść do pociągu z Bradem Pittem po prostu trzeba

Tomasz Zacharczuk
6 sierpnia 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 

Pędzący z prędkością ponad 300 kilometrów na godzinę supernowoczesny pociąg. W środku banda płatnych zabijaków, złodziei i degeneratów, a w tle historia o zemście i japońskiej mafii, choreograficzne wygibasy rodem z "Johna Wicka", iście tarantinowskie dialogi i zaskakujące odniesienia do... kreskówki "Tomek i przyjaciele". Czy zabawa tą wybuchową mieszanką może się skończyć totalną katastrofą? Bardzo prawdopodobne, że tak, ale w tym przypadku nie ma mowy o wykolejeniu się filmowej maszyny. Zatankowany adrenaliną i humorem "Bullet Train" gwarantuje błyskotliwą (choć zarazem krwawą i brutalną) rozrywkę w przedziale pierwszej klasy.



"Biedronka" (Brad Pitt) jest dość pechowym przestępcą, który przede wszystkim specjalizuje się w kradzieżach różnych fantów. Za namową swojego terapeuty mężczyzna chce zerwać z dotychczasowym trybem życia, ale podejmuje się jeszcze jednego, pozornie łatwego, zlecenia. Z kursującego po Japonii superszybkiego pociągu ma wykraść pewną walizkę. Prosta robota szybko jednak się komplikuje, bo wśród podróżujących są jeszcze inni pasażerowie z pokaźną kryminalną kartoteką. To para zabójczych "bliźniaków" - "Cytryna" (Brian Tyree Henry) i "Mandarynka" (Aaron Taylor-Johnson), groźna manipulantka o dziewczęcej aparycji (Joey King), zdesperowany ojciec próbujący ocalić dziecko (Andrew Koji) i szukający wendetty meksykański "sicario" (Bad Bunny). A, i jeszcze wykradziony z tokijskiego zoo śmiertelnie jadowity wąż - wrzucony przez scenarzystów na dokładkę, gdyby liczba ludzkich zabójców była jednak zbyt mała.

Każdemu z kryminalistów przyświeca inny cel, ale ich ścieżki nieustannie krzyżują się w rozpędzonej do niebotycznych prędkości maszynie. Zamknięci w stalowej pułapce degeneraci zaczynają polować na siebie nawzajem, ale żaden z nich nawet nie domyśla się, że ich obecność w pociągu nie jest przypadkiem. Rozwiązanie (wcale nie tak trudnej do rozszyfrowania) zagadki poznamy oczywiście w wybuchowym finale, ale po drodze czeka nas jeszcze mnóstwo widowiskowych atrakcji. Od efektownie i pomysłowo nakręconych bijatyk po rozbrajające dialogi, w których słychać narracyjny ton samego Quentina Tarantino. Szczególnie w relacjach "Cytryny" i "Mandarynki", których - przy zachowaniu odpowiednich proporcji - można potraktować jako reinkarnację Vegi i Winnfielda z "Pulp Fiction".

Do superszybkiego japońskiego pociągu wsiada kilku kryminalistów. Każdy z nich ma do wypełnienia inną misję, ale losy przestępców nieustannie się krzyżują. Zaczyna się wzajemne polowanie na siebie. Do superszybkiego japońskiego pociągu wsiada kilku kryminalistów. Każdy z nich ma do wypełnienia inną misję, ale losy przestępców nieustannie się krzyżują. Zaczyna się wzajemne polowanie na siebie.

Zwykła podróż pociągiem, ile tu jest wrażeń z tego



Stylistycznych zapożyczeń w "Bullet Train" jest zresztą znacznie więcej. Scenariusz wygląda jak skrypt "Morderstwa w Orient Expresie" przepisany przez Roberta Rodrigueza, w szatkowaniu poszczególnych ujęć wyczuć można montaż z repertuaru Guya Ritchiego, a towarzyszący samym postaciom i kolejnym krwawym jatkom humor mógłbym być znakiem rozpoznawczym Jamesa Gunna. Oparty na japońskim bestsellerze Kotaro Isaki film nie jest jednak dziełem żadnego z powyższych dżentelmenów. Za błyskotliwą reżyserię odpowiada bowiem David Leitch, który za sprawą "Johna Wicka" czy drugiego "Deadpoola" wywindował współczesne kino akcji na nowy poziom.

Pomimo wielu nasuwających się skojarzeń, to właśnie stylem samego Leitcha przesiąknięty najbardziej jest "Bullet Train". Zwłaszcza w scenach pojedynków, strzelanin i eksplozji, które - jak przystało już na tego reżysera - wyróżniają się drobiazgowo zaprojektowaną choreografią i wykorzystaniem różnorodnych rekwizytów. Prawdopodobnie na palcach jednej ręki można byłoby wyliczyć filmowców, którzy w tak kreatywny i widowiskowy zarazem sposób wykorzystaliby wnętrza pociągu do tak pokaźnej liczby scen akcji. Właściwie każda z tych sekwencji robi piorunujące wrażenie. Parafrazując tekst Taco Hemingwaya - "zwykła podróż pociągiem, ile tu jest wrażeń z tego". Do tego stopnia, że w pewnym momencie nie chce się nawet myśleć o dojechaniu do ostatniej stacji.

Każdy pociąg jednak kiedyś kończy bieg, również ten filmowy, którego konduktorem jest David Leitch. I choć wjazd na końcowy przystanek prezentuje się imponująco, to można bodaj po raz pierwszy podczas seansu odczuć lekkie rozczarowanie. Finałowa scena to jednak za dużo CGI i realizacyjnego chaosu, a trochę zbyt mało treści i czasu poświęconego na zaplecenie wszystkich wątków. Tym bardziej, że na każdej stacji, na której zatrzymuje się tytułowy pociąg, twórcy filmu doczepiają kolejny fabularny wagonik. Tych w pewnym momencie jest już zbyt dużo, dlatego końcowy akt jest mocno przeciągnięty.

Nowy film twórcy "Johna Wicka" czy "Deadpoola 2" to dynamiczne kino akcji ze sporą dawką (nieraz makabrycznego) humoru. Doskonały przykład wakacyjnego blockbustera. Nowy film twórcy "Johna Wicka" czy "Deadpoola 2" to dynamiczne kino akcji ze sporą dawką (nieraz makabrycznego) humoru. Doskonały przykład wakacyjnego blockbustera.

Luksusowa jazda w doborowym towarzystwie



Dokładnie z tego samego powodu chwilami rozjeżdża się fabularna logika, a część żartów zamiast w sedno trafia raczej do kosza. Można jednak te niedociągnięcia wkalkulować w bilans strat, bo zdecydowanie przysłaniają je zyski. Spora w tym zasługa świetnie dobranej obsady. Brad Pitt jak za dawnych lat imponuje fizyczną sprawnością i komediowym talentem, ale show i tak kradnie duet Aaron Taylor-Johnson i Brian Tyree Henry. Połączenie "Cytryny" i "Mandarynki" smakuje wybornie, a ich dyskusje na temat bohaterów kreskówki "Tomek i przyjaciele" sprawią, że zupełnie inaczej spojrzymy na animację dla najmłodszych.

Świetnie w konwencję kina akcji wpisała się swoją rolą Joey King, a i japońska część obsady (akcja dzieje się w Kraju Kwitnącej Wiśni i znajdziemy tu mnóstwo odwołań do tamtejszej kultury) spisuje się bez zarzutu. W drobnym gratisie dostajemy jeszcze od twórców rozbrajające epizody dwóch hollywoodzkich gwiazd. Nazwisk nie warto zdradzać, ale dodam tylko, że jeden z nich z powodzeniem współpracował już z Davidem Leitchem, a drugi niejednokrotnie potwierdzał komediowy talent (ostatnio wykorzystuje go właściwie przy każdej okazji).

David Leitch zebrał na swoim planie świetną obsadę na czele z Bradem Pittem. Gwiazdor udowadnia po raz kolejny komediowy talent i znów imponuje sprawnością (większość kaskaderskich "numerów" aktor wykonywał bez wsparcia dublera). David Leitch zebrał na swoim planie świetną obsadę na czele z Bradem Pittem. Gwiazdor udowadnia po raz kolejny komediowy talent i znów imponuje sprawnością (większość kaskaderskich "numerów" aktor wykonywał bez wsparcia dublera).
Jak pokazuje praktyka ostatnich lat, wcale nie jest łatwo nakręcić rześkie wakacyjne kino akcji dla dorosłych. W tym przypadku, mimo drobnych potknięć i scenariuszowych perturbacji, udało się w pełni osiągnąć zamierzony efekt. "Bullet Train" doskonale trafi w gust publiczności, która docenia zabawę filmowymi konwencjami oraz wplatanie inteligentnego i nieoczywistego dowcipu w ekranową jatkę. Przejażdżka tym pociągiem w niczym nie przypomina katorgi w dusznej, zatłoczonej i spóźnialskiej "eskaemce". To prawdziwa jazda bez trzymanki w klimatyzowanym expressie. Na dodatek w pierwszej klasie.

OCENA: 7,5/10

Film

7.2
48 ocen

Bullet Train (8 opinii)

(8 opinii)
akcja

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (21)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Marek Kasicki

Wiceprezes zarządu Energa-Operator. Absolwent Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki...

Najczęściej czytane