• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Transformers: Przebudzenie bestii". Wielkie rozczarowanie

Tomasz Zacharczuk
10 czerwca 2023, godz. 14:00 
Opinie (23)

Pamiętam z najmłodszych lat, że jedną z (pewnie nie tylko moich) ulubionych chłopięcych rozrywek było rozsypywanie na dywan przeróżnych zabawek i organizowanie spektakularnej bitwy o prym w dziecięcym pokoju. Roboty naparzały się z pluszakami, figurki dinozaurów walczyły z ludzikami lego, w tle śmigały jeszcze rozpędzone resoraki demolujące postaci z jajka-niespodzianki. Spontaniczna rozróba bez scenariusza, fabuły i zasad. Podobny manewr stosują producenci "Przebudzenia bestii", którzy wciągają widzów w wir chaotycznej i tak naprawdę bezcelowej zabawy. Jakąkolwiek frajdę odczujemy tylko, jeśli drzemie w nas pierwiastek dziecięcej beztroski i wyobraźni, choć akurat wyobraźnia twórców nowych "Transformers" wydaje się już mocno stępiona.



Repertuar kin w Trójmieście



16 lat to w filmowym biznesie szmat czasu. Dokładnie tyle mija w tym roku od premiery pierwszego widowiska Michaela Baya poświęconego kultowym zabawkom Hasbro. I choć w kolejne części wpompowywano niebotyczne środki finansowe, to chyba żadnej z późniejszych odsłon nie udało się doskoczyć do poziomu "jedynki". Po spektakularnej klapie "Ostatniego rycerza" nawet Bay dał już sobie spokój, rzucił transformery w kąt i z grymaśną miną stwierdził, że już nie będzie się tak dalej bawił. Po gigantyczne ekranowe zabawki sięgnął Travis Knight i w "Bumblebee" udowodnił, że można jeszcze z tej franczyzy wycisnąć trochę świeżej energii. "Przebudzenie bestii", pomimo że próbuje podtrzymać ten trend, potwierdza, że jedna z najpopularniejszych serii w kinie akcji nie ma już nic ciekawego do zaproponowania.

W najnowszej części "Transformers" ludzie, Autoboty i Maximale łączą siły, by powstrzymać Unicrona, pożeracza planet, który unicestwia jeden wszechświat po drugim. W najnowszej części "Transformers" ludzie, Autoboty i Maximale łączą siły, by powstrzymać Unicrona, pożeracza planet, który unicestwia jeden wszechświat po drugim.

Nowe w służbie staremu



Oczywiście producenci nowych "Transformers" kramiku z zabawkami nie zamierzali zwijać i stanęli na rzęsach, by podtrzymać zainteresowanie widzów tym już wyraźnie wyhamowującym cyklem. Stąd obecność w nowej części Maximali - widowiskowych maszyn będących połączeniem robotów ze zwierzętami. To właśnie ich historia stanowi punkt wyjściowy fabuły "Przebudzenia bestii". Tysiące lat temu rodzinny dom mecha-zwierzaków atakuje Unicron - międzygalaktyczny łotr pożerający całe planety. Maximale, nie widząc już ratunku dla siebie, poświęcają swoją krainę i wykradają tajemniczy klucz pozwalający tyranowi na podróżowanie w kosmosie. Bez tego drobiazgu gigantyczny stwór zostaje uziemiony, a galaktyka (przynajmniej na razie) może czuć się w miarę bezpieczna.



Magiczny artefakt wraz ze swoimi strażnikami trafia (oczywiście) na Ziemię, której mieszkańcy (oczywiście) nierozważnie uwalniają energię nadajnika, czym ściągają na siebie atencję Unicrona. Ten wysyła zbirów pod wodzą niepokonanego dotąd Scourge'a, który ma za zadanie zdobyć klucz, co w konsekwencji doprowadzić może do unicestwienia niejednej planety. Dopuścić do tego nie będą chciały ocalone Maximale, które wraz z garstką ludzi rzucają wyzwanie międzygalaktycznemu tyranowi. Nieocenione wsparcie zaproponują także zahibernowane na Ziemi Autoboty pod dowództwem Optimusa Prime'a, dla którego przejęcie klucza stanowi szansę powrotu na rodzinny Cybertron.

Akcji tradycyjnie w nowych "Transformers" nie brakuje, ale szkoda, że tak w tak niewyraźny i chaotyczny sposób twórcy konstruują fabułę i poszczególne bijatyki. Nie wykorzystują też potencjału nowych robotów. Akcji tradycyjnie w nowych "Transformers" nie brakuje, ale szkoda, że tak w tak niewyraźny i chaotyczny sposób twórcy konstruują fabułę i poszczególne bijatyki. Nie wykorzystują też potencjału nowych robotów.

Kilka świeżych pomysłów, ale całość zawodzi i zanudza



Wydawałoby się, że zestawienie w jednym filmie Autobotów, Maximali i potężnego Unicrona zagwarantuje pokaźną demolkę z mnóstwem wirtuozerskich scen akcji. Takowych nie brakuje, ale właściwie każdej większej konfrontacji towarzyszy niesamowity realizacyjny chaos. Z trudem można więc tutaj dostrzec pomysł na choreografię pojedynków i maksymalne wykorzystanie przez twórców "Przebudzenia bestii" potencjalnego arsenału. Poza Optimusem Primalem (mecha-goryl) pozostałe robozwierzaki dostają niewiele ekranowego czasu na zaprezentowanie swoich umiejętności. Pod tym kątem nieco lepiej wypadają Autoboty, ale znów - poza Optimusem Prime'em i Mirage'em - pozostali raczej statystują i wypełniają swoją obecnością mniej newralgiczne momenty nowych "Transformers".

Mało jest także samego Unicrona, którego reprezentuje głównie Scourge - pogromca największych międzyplanetarnych wojowników, choć właściwie nie do końca wiadomo, na czym polega moc tej postaci. I nie jest to jedyny nieprzemyślany element fabuły, która z każdą kolejną minutą rozsypuje się na coraz więcej bezsensowych części. Kwintesencją tego bałaganu jest finałowa batalia, która rozczarowuje zarówno poziomem dramaturgii, jak i banalnym (żeby nie powiedzieć wręcz żenującym) patentem na zatrzymanie Unicrona. Ten bezduszny brak kreatywności momentami jeszcze kamuflują naprawdę niezłe efekty specjalne, szczególnie podczas pojedynków w nowojorskim muzeum i peruwiańskiej dżungli. Zresztą wyprowadzenie opowieści na bardziej egzotyczne terytoria też stanowi jeden z nielicznych plusów filmu Stevena Caple'a juniora.

Początek ciekawy, potem demolka z odtworzenia



Reżyser, mający w dorobku udaną drugą część "Creeda", chyba bardziej niż Michaelem Bayem inspirował się Travisem Knightem, dlatego początkowy fragment "Przebudzenia bestii" przypomina pod kątem narracyjnym wspomnianego "Bumblebee". Jest więc całkiem ciekawe zarysowanie głównego wątku Maximali, staranna ekspozycja czasu akcji, czyli lat 90. podbitych tutaj kawałkami De La Soul, Wu Tang Clan czy 2Paca, oraz konsekwentne wprowadzenie ziemskich postaci, czyli Noaha Diaza (Anthony Ramos) i Eleny Wallace (Dominique Fishback). On jest hybrydą Sama Witwicky'ego i Williama Lennoxa, czyli postaci z poprzednich filmów odgrywanych przez Shię LeBeoufa i Josha Duhamela. To eksżołnierz, ale bez muskulatury Marka Walhberga czy przebojowości Duhamela. Taki przeciętny "everyman", którego historia fajnie koresponduje z losami Autobotów i Maximali.

Elena, stażystka nowojorskiego muzeum, która odkrywa tajemnicę magicznego klucza, nie dość, że świetnie uzupełnia duet z Diazem, to momentami dba jeszcze o akcenty komediowe. Tych zresztą nie brakuje głównie za sprawą dowcipkującego Mirage'a, ale i całkiem niespodziewanych gagów, jak choćby ten z "podgrillowaniem" Marka Walhberga w nawiązaniu do jego muzycznych początków kariery. Czar jednak pryska, gdy do głosu dochodzą maszyny. Całkiem intrygująca i luźno poprowadzona opowieść popada po pół godzinie w okrutny banał, któremu towarzyszą wspomniany chaos w scenach akcji i kompletny brak logiki sprowadzający się do tego, że właściwie całe zagrożenie dla naszych bohaterów można było wyeliminować już na początku jedną prostą, wydawałoby się oczywistą, decyzją.

"Przebudzenie bestii", choć niestety w bardzo odtwórczym stylu kontynuuje popularną sagę, to na pewno jest lepszą odsłoną cyklu niż "Ostatni rycerz". Wciąż jednak po "jedynce" najlepszym, co się wydarzyło w świecie "Transformers", pozostanie "Bumblebee". "Przebudzenie bestii", choć niestety w bardzo odtwórczym stylu kontynuuje popularną sagę, to na pewno jest lepszą odsłoną cyklu niż "Ostatni rycerz". Wciąż jednak po "jedynce" najlepszym, co się wydarzyło w świecie "Transformers", pozostanie "Bumblebee".
Któż by się doszukiwał w takim kinie fabuły? Jasne, to tylko dodatek do efektów specjalnych i ekranowej zabawy gigantycznymi robotami, ale nawet w tego typu produkcjach można wymagać od twórców choć odrobiny przyzwoitości pod względem poprowadzenia historii i sposobów na jej uatrakcyjnienie. Tymczasem w "Przebudzeniu bestii" po obiecującym początku mamy niezdarne kopiowanie wszystkiego, co już w tej serii widzieliśmy. To z kolei sprawia, że siódma już odsłona cyklu wydaje się nie tyle odtwórcza, co po prostu niepotrzebna.



Steven Caple jr za namową producentów zebrał więc na swoim filmowym dywaniku wszystko to, co uwielbia kilkulatek: zwierzaki, roboty i samochody. I na pewno niejeden dzieciak z ekscytacją dołączy do tej zabawy, podczas której nie będzie zawracał sobie głowy pytaniami: "po co?", "dlaczego?", "ale jak?". Ja sobie takimi kwestiami trzy dekady temu nie zaprzątałem myśli, ciskając gumowego tyranozaura w plastikowego robota. Tylko wydaje mi się, że miałem w sobie więcej kreatywności i większą wyobraźnię od autorów nowych "Transformers".

OCENA: 5/10

Film

7.0
22 oceny

Transformers: Przebudzenie bestii

akcja, sci-fi

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (23)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Sławomir Kalicki

Absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni oraz Strathclyde University (MBA). Od początku pracy...

Najczęściej czytane