• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rząd walczy ze śmieciowym jedzeniem. Czy przedsiębiorcy przetrwają?

Robert Kiewlicz
16 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Co jedzą nasze dzieci w szkołach i przedszkolach?
1 września 2015 roku w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Wówczas wejdzie w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która jednocześnie spowoduje likwidację wielu tysięcy miejsc pracy. 1 września 2015 roku w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Wówczas wejdzie w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która jednocześnie spowoduje likwidację wielu tysięcy miejsc pracy.

Jednym z sukcesów rządu ma być wyprowadzenie "śmieciowego" jedzenia ze szkół. Ma się to stać już we wrześniu 2015 roku. Regulacja zasad żywienia dzieci w szkołach znacznie ogranicza asortyment, jaki może być sprzedawany w szkolnych sklepikach. Niestety, przy okazji stawia pod znakiem zapytania sens prowadzenia takiego biznesu. Nowe przepisy mogą doprowadzić do likwidacji nawet 20 tys. firm i jednoosobowych działalności gospodarczych w skali kraju.


Co w największym stopniu utrudnia założenie i prowadzenie własnej działalności gospodarczej?


Sklepikarze przede wszystkim boją się, że ze sprzedaży samych owoców czy kefirów nie utrzymają się. - Soki naturalnie wyciskane nie będą tanie, więc dzieciaki będą kupowały gazowane napoje w drodze do szkoły - mówi pani Ania, która prowadzi szkolny sklepik i twierdzi, że już kilka lat temu zrezygnowała ze sprzedaży chipsów na rzecz kukurydzianych chrupek, bo temat zdrowego żywienia w szkołach nie jest nowy. Jednak obecne propozycje są jeszcze bardziej restrykcyjne.

- Naprzeciwko szkoły jest jeden ze sklepów sieciowych. Ten sklep będzie miał od września bardzo wysokie obroty. Zwykle sprzedaję dwa jabłka tygodniowo i jednego banana, a kupuje je nauczyciel od biologii. Na czym mam zarobić - mówi z kolei Ewa Gach, która prowadzi sklepik w jednej ze szkół na Zaspie.

Szybka ścieżka w sezonie ogórkowym

Tuż przed wakacjami Ministerstwo Zdrowia opublikowało projekt rozporządzenia do "Ustawy o bezpieczeństwie żywienia dzieci w szkołach". Proponowane rozwiązania mają doprowadzić do zmiany nawyków żywieniowych dzieci. Projekt można konsultować zaledwie do 20 lipca, kierując swoje spostrzeżenia na adres e-mail dep-zp@mz.gov.pl

- Same założenia są słuszne, ale sposób wprowadzania zmian katastrofalny. Rozporządzenie ukazało się dwa dni przed wakacjami i konsultacje społeczne w tej sprawie mają trwać do 20 lipca. Same terminy mocno ograniczają nam działanie. Praktycznie wszyscy zainteresowani mają w tym czasie zawieszoną działalność i trudno do nich dotrzeć - mówi Robert Bilkiewicz, producent i dostawca do szkolnych sklepików z Gdańska. - Nowa ustawa regulująca sprzedaż artykułów spożywczych w szkołach spowoduje w praktyce zniknięcie około 20 tys. małych firm i jednoosobowych działalności. Sklepiki szkolne, drobni dostawcy, mali lokalni producenci jedną decyzją rządu tracą jakąkolwiek możliwość na przetrwanie. Nikt tych ludzi nie obroni, gdyż z uwagi na rozdrobnienie i małe jednoosobowe firmy nie mamy szansy podnieść tego tematu na forum publicznym. Ewidentnie widać, że twórcy tej ustawy są całkowicie oderwani od rzeczywistości. Jesteśmy za poprawieniem nawyków żywieniowych u dzieci, ale - jak wiemy z przeszłości - ograniczanie dostępności nie załatwi problemu, a jedynie zamiata go pod dywan.

Specjaliści oceniają, że około 20 tys. sklepików szkolnych w całym kraju generuje prawie 300 tys. miejsc pracy - w usługach hurtowych, transportowych oraz w obsłudze samych sklepików. Tę ostatnią grupę w dużej mierze stanowią osoby z grupy wiekowej 50+, dla których ponowne wejście na rynek pracy może stanowić barierę nie do pokonania.

Według nowych zasad od września 2015 roku można będzie sprzedawać tylko wodę, soki naturalnie wyciskane lub z zawartością cukru nie większą niż 10 proc., o pojemności nie większej niż 330 ml, kanapki z suchą wędliną (do 10 proc. tłuszczu), serem, owoce, warzywa, z wyłączeniem suszonych, przetwory mleczne (jogurt, kefir itp.) z zawartością cukru nie większą niż 10 proc. Dodatkowo na podmioty, które sprzedają, reklamują i promują w szkołach żywność inną niż dozwolona w ustawie inspektor sanitarny będzie mógł, w drodze decyzji, nałożyć karę pieniężną w wysokości do 5 tys. zł.

Dobre zamiary, ale skutki katastrofalne?

Jak twierdzą sami sklepikarze przyjęcie rozporządzenia w proponowanej formie spowoduje, że ajenci, dystrybutorzy i producenci płacący składki ZUS i podatki zasilą rzesze bezrobotnych i ustawią się w kolejce po zasiłki.

- Swój biznes będę musiała zamknąć. Jest to dla mnie przykre, bo sklepik prowadzę już ponad 25 lat. Jestem w wieku przedemerytalnym i od tylu lat prowadzę własną działalność, że trudno mi będzie znaleźć nowe zatrudnienie - mówi Ewa Gach, która prowadzi sklepik w jednej ze szkół na Zaspie. - Po przeczytaniu rozporządzenia okazało się, że od września będę mogła sprzedawać tylko wodę i marchewkę oraz napoje mleczne. W szkole mamy specjalne źródełka z wodą dla dzieci, mleko i owoce dzieci dostają za darmo. Dla mnie te przepisy są po prostu dyskryminujące. Jestem takim samym podatnikiem jak wszyscy. Płacę ZUS i dzierżawę. Naprzeciwko szkoły mam jeden ze sklepów sieciowych. Ten sklep będzie miał od września bardzo wysokie obroty.
Stracą na tym dzieci, padną firmy handlowe i przedsiębiorcy, grube miliony złotych w perspektywie całego kraju stracą szkoły za wynajem, a otyłość u dzieci się nie zmniejszy, bo w portugalskiej Biedronce nabędą często gorszej jakości produkty w większych gramaturach.

- Rzeczywistość po wprowadzeniu nowej ustawy będzie taka, iż sklepiki szkolne zostaną zamknięte przez ajentów - twierdzi jeden z producentów napojów w Gdańsku. - Krótka lista produktów proponowanych przez MZ nie daje nam najmniejszych szans na dostosowanie się do wymogów, a ajentom sklepików szkolnych na utrzymanie pracy. My, polscy producenci, nasi pracownicy, właściciele sklepików, dystrybutorzy i wielu ludzi utrzymujących swoje rodziny, zasilimy grupę bezrobotnych w urzędach pracy.

Szkoły i lokalne budżety stracą pieniądze

Sklepiki szkolne, we współpracy z Radami Rodziców w ostatnich latach przeszły dosyć dużą metamorfozę. W zdecydowanej większości tych punktów chipsy i gazowane napoje zastąpiły chrupki kukurydziane, batoniki musli, soki, woda i kanapki. Producenci słodyczy zadbali o to, aby sztuczne barwniki zastąpiły naturalne, a porcje proponowane dzieciom do sprzedaży były mniejsze. W sprzedaży pojawiły się też produkty zbożowe, ekologiczne i niskokaloryczne.

- Opinii publicznej przedstawiono jednak projekt napisany z perspektywy Warszawy. W tym mieście zbierano bowiem dane statystyczne o sklepikach i sugerowano się możliwościami ekonomicznymi konsumentów, pomijając całkowicie inne, mniej zamożne ekonomicznie obszary kraju - dodaje Bilkiewicz.

Przystosowanie tradycyjnych sklepików do roli bufetów (co sugeruje projekt) będzie niosło ze sobą ogromne koszty. Ministerstwo Zdrowia w swoim projekcie nie wspomina ani słowem o jakiejkolwiek pomocy ajentom w tym zakresie.

- Środki finansowe uzyskiwane z opłat za wynajem pomieszczeń na sklepiki były dotychczas przeznaczane przez szkoły na dofinansowanie m.in. konkursów, olimpiad szkolnych, wycieczek oraz pomocy naukowych. Po wprowadzeniu nowych przepisów zginą one bezpowrotnie - twierdzi Bilkiewicz. - Pominięto również okres przejściowy na dostosowanie do nowych warunków i wymogów. Projekt rozporządzenia opublikowany został na dwa dni przed końcem roku szkolnego, a dalsze prace legislacyjne zakończą zapewne cały proces na kilka dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Produkty proponowane dzieciom do sprzedaży będą miały bardzo wysokie ceny, co spowoduje w zdecydowanej większości przypadków ich niedostępność, a przez to dyskryminację mniej zamożnych dzieci.

- Dzierżawimy od Gdańska pięć punktów na sklepiki szkolne i łącznie płacimy za nie ponad 5 tys. złotych miesięcznie. Czyli w skali jednego roku szkolnego 50 tys., które przejdą koło nosa miastu, bo sklepiki nierentowne trzeba będzie zamykać, co będzie równoznaczne z rozwiązaniem pięciu umów z naszymi pracownikami - dodaje Tomasz Pietrzyk, prowadzący sieć sklepików szkolnych w Trójmieście.
Opinii publicznej przedstawiono projekt napisany z perspektywy Warszawy. W tym mieście zbierano bowiem dane statystyczne o sklepikach i sugerowano się możliwościami ekonomicznymi konsumentów, pomijając całkowicie inne, mniej zamożne ekonomicznie obszary kraju

Nie zakazujmy, ale edukujmy

Jak czytamy w komentarzu do projektu nowych przepisów, w szkołach podstawowych i gimnazjalnych uczniowie częściej mogą zaopatrzyć się w słodkie lub słone przekąski oraz słodzone i gazowane napoje, natomiast w szkołach ponadgimnazjalnych częściej można zakupić żywność zalecaną, w tym owoce i warzywa, produkty mleczne, wody mineralne i ciepłe herbaty. Automaty sprzedające napoje lub słodycze znajdują się w niemal co drugim gimnazjum i w co trzeciej szkole podstawowej. Zazwyczaj znajdują się w nich woda, słodkie napoje owocowe lub typu cola, słodycze oraz chipsy. Twórcy projektu twierdzą, że dostarcza on przede wszystkim narzędzia umożliwiającego eliminację przyczyn powstawania nadwagi i otyłości wśród dzieci i młodzieży poprzez promocję zdrowego sposobu odżywiania.

Sami sklepikarze twierdzą, że takie stawianie sprawy jest nieuczciwe i krzywdzące, a rządzący chcą na ich barki przerzucić odpowiedzialność za zdrowe żywienie dzieci.

- Co do samej ustawy, to jest ona nieprecyzyjna i krzywdząca dla wielu producentów oraz dystrybutorów. Wystarczyłoby tylko zrobić ankietę wśród szkół ze sklepikiem oraz bez i wyliczyć średnią wagę ucznia, aby dowiedzieć się, że nie w sklepiku szkolnym problem, a w rodzicach, którzy piszą roczne zwolnienia z W-Fu, kupują dzieciom komputery, a te cały dzień siedzą na Facebooku - mówi Pietrzyk. - Edukujmy dzieci, dajmy im dostęp do boisk i zajęć ruchowych, wpajajmy w nich zainteresowanie sportem i rywalizację, a nie zakazujmy dzieciom zjedzenia batona czy wypicia herbaty z cukrem, bo ze szkoły zrobimy "małe więzienie". Stracą na tym dzieci, padną firmy handlowe i przedsiębiorcy, grube miliony złotych w perspektywie całego kraju stracą szkoły za wynajem, a otyłość u dzieci się nie zmniejszy, bo w portugalskiej Biedronce nabędą często gorszej jakości produkty w większych gramaturach.

Resort zdrowia nie widzi problemu

O to, czy podczas tworzenia projektu zwrócono uwagę na skutki społeczne, czyli ewentualny wzrost bezrobocia i możliwość likwidacji większości sklepików szkolnych zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia. Resort nie udzielił nam jednak odpowiedzi na to pytanie. Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy ministra zdrowia poinformował nas jedynie, że wszelkie niezbędne informacje znajdują się na stronie Rządowego Centrum Legislacji i zamieszczono tam projekt rozporządzenia wraz z uzasadnieniem i oceną skutków regulacji.

W dokumencie tym czytamy, że: "wejście w życie rozporządzenia nie spowoduje zmian na rynku pracy w odniesieniu do zatrudnienia oraz nie będzie miało wpływu na wskaźniki zatrudnienia, pod warunkiem dostosowania się do przepisów zatrudnienia."
Sklepiki szkolne, drobni dostawcy, mali lokalni producenci jedną decyzją rządu tracą jakąkolwiek możliwość na przetrwanie.

Sprawą sklepików szkolnych zainteresowała się natomiast Konfederacja Lewiatan, która obiecała pomoc sklepikarzom. Interpelację poselską do Mariana Zembali, ministra zdrowia, ma także złożyć w najbliższych dniach posłanka Agnieszka Pomaska.

Rząd nie pierwszy raz chce zrobić nam dobrze

W 2014 r. wprowadzono darmowe podręczniki dla klas I-III. Dzięki temu państwo, zasłaniając się pomocą dla rodziców przejęło rolę wydawcy i w konsekwencji wyeliminowało z rynku prywatnych przedsiębiorców. Zmiany wprowadzono, choć według wszelkich analiz nowelizacja miała mieć fatalne skutki dla rynku pracy. Przewiduje się, że zatrudnienie w wydawnictwach, księgarniach, czy firmach poligraficznych straci kilka tysięcy osób. Według rządu zagrożonych zwolnieniami miało być tylko 360 osób.

Podobną sytuację mamy jeśli chodzi żłobki i przedszkola. Jeszcze kilka lat temu promowano tworzenie tego typu placówek. Często otwierały je osoby młode lub będące w wieku przedemerytalnym. Tworzono też specjalne dotacje na ten cel. Sens istnienia takich placówek podważy jednak kolejny pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej, zgodnie z którym do przedszkoli miałyby zostać przyjmowane dwulatki. Jeśli tak się stanie, to opustoszeją licznie powstałe w ostatnich latach żłobki i zlikwidowane zostaną kolejne małe firmy. Wcześniej nastąpił odpływ dzieci z przedszkoli do szkół w związku z objęciem sześciolatków obowiązkiem szkolnym.

Powstaje pytanie, czy dzięki takiej pomocy rządu, który jedną ręką daje, aby drugą zlikwidować tysiące miejsc pracy, uda nam się godnie dożyć do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego i co z wolnym rynkiem.

Opinie (199) 7 zablokowanych

  • Też przedsiębiorca (21)

    Może to wymusi kreatywność na tych małych przedsiębiorcach i zaproponują np. zdrowe kolorowe kanapki, ciastko marchewkowe itp. - tyle jest możliwości.
    Ale Oni wolą pójść na łatwiznę i zaproponować "kolorowo zapakowane śmieci".
    Smacznego

    • 159 70

    • To zrobie ciasto kanapki,sama zbieram orzechy wloskie rozlupuje i pakuje w opakopwania.Pytanie co na to sanepid ???

      • 0 0

    • zgadzam się (14)

      to była pierwsza rzecz, którą pomyślałam po przeczytaniu artykułu - gdzie kreatywność ?

      Tyle fajnych rzeczy można zrobić: ciasta, sałatki, zdrowe kanapki, omlety, koktajle. Wszystko kolorowe i ciekawe dla dzieciaków.

      Niestety uważam że niektórym osobom 50 + ciężko jest wykazać się kreatywnością i przełamać stereotyp żywienia. Najlepiej narzekać jak jest źle niż próbować coś zmienić.

      • 39 20

      • 50 + ? co to ma do rzeczy ? (2)

        karmię zdrowo swoją rodzinę, soki naturalne wyciskane, warzywnik przy domu,
        codziennie obiady domowe

        • 19 4

        • A ja nie mam domu i gdzie mam mieć warzywnik?

          • 0 0

        • i chwała Ci za to

          Ale pewnie masz świadomość że jesteś w mniejszości

          • 7 2

      • Już widzę jak dzieciaki na 10 minutowej przerwie wcinają omlety...

        • 4 0

      • wiesz ile takie ciasto będzie kosztować ? (5)

        dziecko pójdzie na przerwie do biedry i kupi sobie pakę czipsów za 3 zł, a nie kawałek ciacha za 5.

        • 41 24

        • wcale nie tak dużo (3)

          sklepik szkolny to nie cukiernia która ma kosmiczne marże

          kawałek ciasta można sprzedawać za 2zł. wystarczy że będzie smakowało dzieciom, i z braku lepszej alternatywy będą jeść ciasto co przerwę.

          • 10 13

          • Tylko ze...

            W sklepiku szkolnym nie mozna sprzedac ciastka zrobionego w domu :) musi je zrobic zaklad majacy zgode sanepidu na ptodukcje ciastek..... Podobnie bedzie z bulkami.

            • 18 0

          • Rozumiem, że ty kobieto ekonomistko nie wiesz, że człowiek pracuje, żeby zarobić i za to żyć. Na pewno na twoje miejsce, o ile procujesz można zatrudnić panią np. z Ukrainy i zapłacić jej 3 razy mniej. Za 2 zł można kawałek ciasta wyprodukować i sprzedać po 4 zł, żeby zapłacić Zus 1100 zł za miesiąc, dzierżawę i zarobić z 1000zł.

            • 1 6

          • kawałek ciastka za 2 zł

            Gdzie Ty żyjesz?? robiłe(a)ś kiedyś ciasto w domu ??? Policz składniki, prąd, czas poświęcony,, - podziel to na porcje i policz ile Ci wyjdzie. Opłać z tego ZUS, czynsz i pensję (razem ok 5 tyś)
            Ciekawe ile dajesz kasy dziecku ( jak je masz ) do wydawania na jedzenie w szkole ??

            • 24 0

        • Dziecko nie może wyjść na przerwie za teren szkoły, a co robi przed lekcjami i po nich to już zmartwienie rodziców. Grunt, że państwo swoją robotę zrobi dobrze i fajnie by było, gdyby rodzice podlapali temat poważnego podejścia do odżywiania

          • 10 8

      • I oczywiście produkować to na kilku m2 powierzchni. A który sanepid na to zezwoli. Produkcja to szereg wymogów jak dla każdego baru.

        • 3 0

      • Czy może o taką kreatywność Ci chodzi? (2)

        "Obecnie obowiązujące przepisy mówią, że nie wolno sprzedawać alkoholu w odległości mniejszej niż 100m od szkół i budynków publicznych. Sklep S. spełniał ten warunek do czasu, gdy obok szkoły po sąsiedzku miasto wybudowało boisko "orlik". W efekcie droga w linii prostej z boiska do sklepu wynosiła mniej niż 100m. S. groziło zamknięcie interesu, ale wpadł na pomysł. Wybudował "labirynt" z drewnianych płotków. W ten sposób wydłużył drogę po alkohol o kilka metrów i wszystko, chociaż groteskowe, jest zgodnie z przepisami."

        Zakazy mają niestety taką wadę, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wymyśli sposób jak je ominąć i działać "zgodnie" z prawem. A polak potrafi. Nie będzie można sprzedawać w szkole to postawią budkę tuż przed szkolną bramą i będą sprzedawali wszystko już kompletnie bez uzgadniania ze szkołą. Wprowadzanie samych zakazów bez edukowania dzieci, rodziców i grona pedagogicznego to droga donikąd.

        • 16 2

        • Przepis martwy (1)

          u nas na osiedlu koło szkoły jest hipermarket Leclerc
          mniej niż 100 m

          • 4 2

          • przejdź się z miarką

            od wejścia do szkoły do wejścia do sklepu jest grubo powyżej 100m.

            • 2 1

    • Może i masz rację

      ale jako przedsiębiorca za jakiego się podajesz powinieneś też zwrócić uwagę na tempo w jakim wprowadza się tą ustawę. Nie uważasz, że uczciwiej by było dać ludziom przynajmniej 3 miesiące na dostosowanie się do nowych przepisów?

      • 0 0

    • Sam sobie wpieprzaj zdrowe kanapki i ciasto tfu marchewkowe

      • 6 6

    • A gdzie " Też przedsiębiorca " proponuje produkować takie ciasto marchewkowe i kolorowe kanapki. Bo przecież nie w sklepiku. Chyba, że " Tez przedsiębiorca" załatwi dla sklepików na taką produkcję zgodę w Sanepidzie.

      • 7 0

    • A na końcu pojawi się Sodexo.

      • 15 1

    • tez tak pomyślałm

      tylko obawiam się, że dobre czasy kiedy pani w takim sklepiku mogła zrobić kanapki a potem wycisnąć sok skończyły się wraz z wejściem Polski do EU. Obecnie wszystko musi być kupowane w zamkniętych opakowaniach, jakies cateringi i inne bzdury, bo sanepid itp.

      • 26 0

  • Bar salatkowy (5)

    Otworzyć coś takiego, nie musi być woda i marchewka...

    • 7 4

    • dzieci nie stać będzie (3)

      do sałatki koszt jednorazowego talerzyka, widelca
      utrzymania lodówki

      • 3 1

      • a dlaczego jednorazowego talerzyka i widelca? (1)

        to juz za ciezko ruszyc tylek i pozmywac naczynia po dzieciach?

        • 0 0

        • Nie, bo sanepid nie pozwoli :P

          • 0 0

      • Będzie stać. Spójrz na dzisiejsze dzieci. Latają w butach za 400zl i z telefonami za 2000. Nie martw się o ich kieszenie ;-)

        • 2 2

    • a te sałatki ze "zdrowej" żywności z holandii czy niemiec

      • 1 1

  • (3)

    Przedsiębiorca przetrwa jeśli będzie potrafił dostosować się do rynku. Niech nie płaczą, że nie mogą sprzedawać chipsów tylko przerzucą się na owoce i inne zdrowsze rzeczy, na tym też można zarobić.

    • 17 12

    • Dzieci tak lubią jeść warzywa i owoce, że gdy dostawały wraz z obiadem na stołówce to później woźne musiały do końca dnia sprzątać je ze ścian podłóg i sufitów.
      Poza tym sklepik to miejsce gdzie uczeń nie je śniadania czy obiadu tylko małe przekąski lub deser.
      Kto zbada ile w tych "zdrowych" warzywach i owocach jest pestycydów i innego świństwa?

      • 0 0

    • mogą zmienić asortyment, ale czy będzie zbyt? wątpię

      • 0 0

    • to spróbuj sam

      owoce i mleko dzieci dostają w szkole za darmo

      • 1 0

  • Masakra (3)

    dzieci maja się truć, bo sklepikarz chce zarabiać. Po co w takim razie scigacie dealerów narkotykowych, przecież oni też chcą zarabiac.

    • 61 34

    • Maskarada

      Sklepikarz chce przeżyć. Normy tego "zdrowego żywienia" są tak wyśrubowane, że przechodzi tylko woda i suche pieczywo.
      Minimalna kara za jeden "batonik" , który nie spełnia normy to 1000 PLN.
      W sanepidzie już tworzone są "spec grupy" do kontroli sklepików. Za chwilę ruszą w Polskę zdzierać łup ze sklepików.
      Wszystko jest po to, żeby wyciąć ajentów i wstawić automaty jedynej słusznej firmy.

      • 0 0

    • Zobacz w takim razie co stoi na półkach sklepowych. ... co najmniej 80proc. zaopatrzenia przeciętnego sklepu w Polsce to właśnie te tzw śmieci.... a dlaczego... bo cena jest odczuwalnie niższa niż to zdrowsze jedzenie.
      Może skoro państwo chce tak dobrze dla nas wszystkich, to niech zabroni sprzedaży "śmieci" w polskich, a tym samym wzrośnie sprzedaż zdrowego jedzenia co relatywnie powinno zmniejszyć jego ceny

      • 0 0

    • Co ty chrzanisz??? Wstyd mi, że tacy jak ty mają prawa wyborcze i są członkami społeczeństwa. Porównanie kompletnie z d.py. Chyba większego kretynizmu nikt tutaj z siebie nie wydusił.

      • 14 12

  • Mały zarobek

    Oj ludzie wy nie macie zielonego pojęcia.Owszem powinna być taka ustawa,ale nie tak restrykcyjna,i powinna dotyczyć podstawówek.U mojej córki w gimnazjum sklepik ze zdrową żywnością nie miał zupełnie wzięcia,każdy patrzył i odchodził.Ja prowadzę w technikum,i oświadczam że kokosów nie zarabiałam,ale dzisiaj ze zdrowej żywności sprzedałam 1 soczek,15 bułek koniec.Moi uczniowie potrzebują sobie na przerwie zjeść ,po lekcjach w-f jakiś batonik z magnezem,nie wypiją wody gazowanej bo jej nie lubią,a ja ich do tego nie zmuszę,ponieważ są pełnoletni,a rząd ich traktuje jak przedszkolaków.

    • 0 0

  • ludzie trochę logiki

    Ludzie opamiętajcie się,każdy chce zarobić sklep,bank, lekarz .Każda osoba co ma swoją działalność albo pracuje w takim sektorze to czy jest naciągaczem i "łatwo chce zarobić ".Każdy myśli w swoich kategoriach i a przecież wiele tych osób to ludzie którzy z tej pracy utrzymuje swoje rodziny,płacą zus, podatki płacą podatek gminie,dzierżawę szkole a jeszcze są po drodze święta, przerwy wakacyjne-i jakoś nikt w tym czasie nie mówi im że nie mają płacić tych wszystkich zobowiązań bo przecież zarabiają fortunę to niech płacą.Durnoto ludzka- z patrząc tymi kategoriami to najlepiej zamykać prywatne przychodnie,przedszkola itp bo przecież tam też chcą zarobić. Wolność i swoboda w działalności to dotyczy tylko wybranych?

    • 0 0

  • sanepid!

    Dużo można zrobić do jedzenia zdrowego ale na plecach ma się Sanepid i mnóstwo papierkowej roboty przy tym.Żeby spełnić wymogi trzeba dysponować lokalem 50m.Powariowaliśmy wszyscy dyktatura górą!!!A gdzie wolność? Wybór?Chore to wszystko jest a najbardziej te mamuśki które do 12 roku zycia latają za dzieciakami po szkole a potem jak one broją to mamuśki do szkoły zagonić nie można.

    • 1 0

  • Państwo, a więc społeczeństwo z pewnością zyska na tej zmiane (14)

    Lepiej, aby Pani Ania, z Panią Ewą miały problem finansowy, niż Państwo wydawało kasę na leczenie otyłych dzieciaków i ich problemy z cukrzycą w przyszłości

    • 106 68

    • nie myślisz marecki.... rząd nie walczy ze złą żywnością w ogóle tylko odtrąbił sukces (4)

      bo zabronił w szkolnych sklepikach sprzedaży śmieciowego taniego żarcia
      po drodze do szkoły dziecko ma ze trzy sklepy które odwiedzi i tam te śmieciówki kupi. Więc jaka to walka? jaki sukces? Nikt przecież nie zakazał dzieciom spożywania chipsów czy cukierków

      co do zarzutów w spr. braku kreatywności pań ze szkolnych sklepików.... ktoś tu pisze, że powinny robić zdrowe kolorowe kanapki, ciasteczka czy babeczki marchwiowe - ale chyba w szkołach są stołówki i tam takie rzeczy serwować powinni.

      Idąc dalej, aż dziw bierze, że pani premier w walce z syfiastą żywnością nie zakazała handlu śmieciowym produktem w szpitalach - tam przy wejściu na każdy oddział stoi albo automat z gazowanymi napojami albo sklepik w którym można kupić wszystko - a przecież to skandal, że pacjent z oddziału z chorobą wrzodową ma możliwość poczłapania w szlafroku po pepsi-colę , głęboko gdzieś mając zalecenia lekarza i depcząc pieniądze państwowe wydawane na jego szpitalne leczenie

      • 20 3

      • llllll (3)

        No i co z tego , że stołówka serwuje zdrowe jedzonko, jak dzieci nie są nauczone jadania takich rzeczy i domagają się fast foodów. W efekcie w nosie mają suróweczki, jarzynki itp. i lecą po batoniki do Biedronki. Myślę , że tu od rodziców trzeba zacząć .

        • 16 0

        • nic z tego że stołówka serwuje "zdrowe"jedzonko , wskazuję jedynie że gdyby (2)

          przyjąć dobre rady niektórych tu piszących to i stołówka i pani ze sklepiku miałyby robić zdrowe produkty.... w takim razie wyszedłby dubel
          po to jest sklepik że jak dzieciak nie chodzi do stołówki na obiady to ma możliwość kupienia sobie tego co może mimo swoich 8 lat kupić sam w jakimkolwiek innym sklepie. Dlatego przerysowane przykłady z wódką są nietrafione bo w żadnym sklepie nikt dzieciakowi alkoholu nie sprzeda.
          Nie można tworzyć zakazów co do artykułów spożywczych nie objętych zakazami

          To może teraz niech rząd zaproponuje by nauczyciele karali dzieciaki, które będą na przerwach wcinać "niedozwolone" chipsy czy pić colę, bo przecież tak będzie mimo tego, że w sklepiku będzie dostępny jedynie zeszyt w kratkę

          absurd jakiś
          a czy te obiecane komputery dla każdego dziecka wycofali po cichu w ramach walki z zasiedziałym trybem życia dzieciaków?

          się wzięli po ośmiu latach rządzenia za rewolucję żywieniową. Propagowanie zdrowego, naturalnego jedzenia przy jednoczesnym serwowaniu zmodyfikowanej sztuczności w postaci dokonywania aktów prokreacji na szkiełku

          • 10 1

          • po to jest sklepik że jak dzieciak nie chodzi do stołówki na obiady to ma możliwość kupienia sobie tego co może mimo swoich 8 lat kupić sam w jakimkolwiek innym sklepie.

            Jak chcesz to kup swojemu dziecku te wszystkie atrakcje w zwykłym sklepie przy robieniu zakupów. Ja staram się uczyć swoje, żeby jadło zdrowe rzeczy i nie życzę sobie żeby szkoła swoją bezmyślną polityką mi to utrudniała.

            Nie można tworzyć zakazów co do artykułów spożywczych nie objętych zakazami

            To nie jest zakaz sprzedawania w ogóle, tylko zakaz sprzedawania w konkretnym miejscu w budynku szkoły, który z reguły jest własnością publiczną. Rozumiem, że według Ciebie właściciel nie ma prawa zdecydować kto i jaką działalność będzie prowadził na swoim terenie?

            To może teraz niech rząd zaproponuje by nauczyciele karali dzieciaki, które będą na przerwach wcinać "niedozwolone" chipsy czy pić colę

            Nie, w tym zakresie nikt Cię nie może wyręczyć. To twoje dzieci.

            • 2 0

          • a gdzie to rozporządzenie?

            Znalazłam w necie tylko projekt, do poprawki.
            Może ktoś poda link do tego rozporządzenia w którym mowa o wodzie i marchewce w sklepikach szkolnych?
            Dlaczego autor artykułu nie zadbał o podanie źródła oryginałnego tekstu o którym toczy się dyskusja?

            • 1 0

    • Nie rozumiem jak można powyższy post minusować (7)

      Chyba za dużo śmieci zeżarli ci od minusów i mózg im zgąbczał.

      • 22 25

      • Już tłumaczę jak można minisować. (6)

        to tak jak z dopalaczami to że zlikwidowano sklepy z dopalaczami nie znaczy że one zniknęły. Dzieci kupią chipsy gdzie indziej w biedrze albo sklepie obok szkoły i tyle. Dzieci dalej będą zajadać dziadostwo może w trochę mniejszej ilości a ludzie stracą prace.

        • 28 7

        • Oczywiście kupią, ale poza szkołą!!! Każdy ma wolny wybór, Polska to wolny kraj, ale szkoła powinna uczyć pozytywnych wzorców, również tych żywieniowych, szczególnie w czasach, gdy otyłość to jedna z chorób cywilizacyjnyvh

          • 2 0

        • (3)

          Nie, to zupełnie inna sprawa. W tym przypadku chodzi o funkcje dydaktyczną. Państwo podkreśla, że promuje zdrową żywność. W przypadku dopalaczy rząd sam jest winny. I będzie tylko gorzej bo zamiast objąć kontrolę nad rynkiem rząd tylko głębiej spycha go w podziemie, tam gdzie jest poza jakąkolwiek kontrolą. I to są tego efekty. Nikt nie kupiłby żadnego mocarza gdyby mógł jak normalny człowiek kupić sobie zioło w aptece. Czuję trochę żal, bo nikt w tej sprawie nie kieruje się chłodną kalkulacją i rozsądkiem. U nas króluje populizm, bo legalizacja narkotyków w Polsce byłaby niepopularną decyzją, a przecież giną przez to ludzie.

          • 5 5

          • Mądrze napisane

            nie rozumiem czemu za marihuanę idzie sie do więzienia, a alkochol który jest dużo bardziej szkodliwy jest legalny.
            Mam na to jedną odpowiedz HIPOKRYZJA

            • 5 3

          • (1)

            Po drodze do szkoły z pewnością każde dziecko ma sklep i po prostu tam zrobi zakupy. Co to zmienia? Tylko to, ze kasa pójdzie do kieszeni koncernu z Francji zamiast dla 1 os firmy.

            • 17 3

            • albo koncernu z Portugalii- Biedronka

              • 8 0

        • ale dostęp będzie utrudniony.

          niech choćby jednemu dzieciakowi nie będzie się chciało iść na drugą stronę ulicy do biedry i już mamy sukces

          • 4 6

    • Nie rozumiem jak można powyższy post plusować

      Chyba za dużo rządowej propagandy oglądali ci od plusów i mózg im zgąbczał

      • 15 5

  • mialem cole w sklepiku za moich czasow (7)

    Gruby nie jestem. Trzeba po prostu z umiarem i być aktywnym. Otyłość to wina rodzicow

    • 117 18

    • a pamietacie rozowa oranzade slodzona sacharynianem sodu :) fe jakie to bylo paskudztwo, a na dlugiej przerwie wszyscy sobie popijali ze smakiem, ja tez:)

      • 0 0

    • (4)

      Daję plusa, ale trzeba oddać sprawiedliwości, że wtedy nie było tyle reklam i takiego wyboru wszelkich słodyczy. Inna sprawa, że dzieciaków z podwórka ściągnąć nie można było do domu :)

      • 15 6

      • Reklam było mniej, podwórka więcej, (1)

        ale śmieciowe jedzenie w szkolnych sklepikach było od początku ich istnienia - w mojej podstawówce od 1990r. Pamiętam z tamtych czasów chrupki StarFoods, napoje gazowane w puszkach i legendarne gumy Turbo. Ale niewiele dzieciaków z tego sklepu korzystało - byliśmy zwyczajnie za biedni. Mnie mama do szkoły dawała kanapki i jabłko, pieniędzy nigdy nie miałam przy sobie. Jak się komuś chciało pić, to była woda w kranie - nikt nie zginął. Czy dzisiejszym rodzicom tak trudno wyposażyć dziecko w żywność do szkoły?

        • 21 0

        • Woda w kranie????

          Przecież ona nie spełnia norm UE, PIH, SANEPID itd. Dzisiaj niby ma być eko zdrowo i tęczowo a ładuje się do żarcia GMO.

          • 3 5

      • wraca stare

        za moich czasów nie było sklepików w szkołach i teraz wrócą stare czasy, bo na tych wytycznych to żaden sklepik się nie utrzyma bez dotacji. Zamkną wszystkie i będzie po staremu

        • 5 0

      • Może i są reklamy

        ale są i też możliwości aby szkoła prowadziła edukację w zakresie zdrowego żywienia. Ministerstwo Zdrowia wraz z Ministerstwem Edukacji powinno raczej opracować program kilku lekcji z tego zakresu zamiast tylko i wyłącznie wprowadzać zakazy. Na pewno przydałyby się o wiele bardziej niż lekce religii.

        • 9 1

    • nie porównuj z tym co była, teraz to przesaada, do coli dodaj dwa batony, lizaka, słofkie chrupi na sniadanie i kanapli z

      pomijam fakt zamiany biegania po podwórku na gry przed komputerem

      • 6 4

  • ale w czym problem? skoro rodzice dają dzieciom pieniądze do szkoły to chyba wiedzą na co one idą, (1)

    to niech nie dają pieniędzy tylko wyposażą w zdrowe jedzenie z domu,

    nawet jeśli dziecko ze swojego kieszonkowego sobie kupuje chipsy w szkole, to nie wierzę że stać je na to aby kupować je codziennie, a w sumie to co za różnica czy kupi je sobie w sklepie obok domu czy w szkole skoro i tak miał je sobie kupić

    • 3 1

    • kupi nie kupi

      Prosta konsekwencja jeżeli łatwość dostępu będzie taka, że nie wychodząc ze szkoły może je kupić to w oczywisty sposób spowoduje , że je właśnie kupi. A skoro będąc po szkole albo przed zdoła je kupić to tylko kosztem dodatkowego czasu poświęconego na ten zakup. A z tego co wiem większość szkół jest zamkniętych i w tzw okienkach raczej nie poleci po te śmieci. A dziecko będąc autentycznie głodnym kupi sobie kanapkę albo jakiś owoc jeżeli będzie ŁATWO DOSTĘPNE.

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Jacek Kajut

Z wykształcenia inżynier elektryk, zbudował i rozwija jedną z najsilniejszych marek branży...

Najczęściej czytane