• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rząd walczy ze śmieciowym jedzeniem. Czy przedsiębiorcy przetrwają?

Robert Kiewlicz
16 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Co jedzą nasze dzieci w szkołach i przedszkolach?
1 września 2015 roku w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Wówczas wejdzie w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która jednocześnie spowoduje likwidację wielu tysięcy miejsc pracy. 1 września 2015 roku w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Wówczas wejdzie w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która jednocześnie spowoduje likwidację wielu tysięcy miejsc pracy.

Jednym z sukcesów rządu ma być wyprowadzenie "śmieciowego" jedzenia ze szkół. Ma się to stać już we wrześniu 2015 roku. Regulacja zasad żywienia dzieci w szkołach znacznie ogranicza asortyment, jaki może być sprzedawany w szkolnych sklepikach. Niestety, przy okazji stawia pod znakiem zapytania sens prowadzenia takiego biznesu. Nowe przepisy mogą doprowadzić do likwidacji nawet 20 tys. firm i jednoosobowych działalności gospodarczych w skali kraju.


Co w największym stopniu utrudnia założenie i prowadzenie własnej działalności gospodarczej?


Sklepikarze przede wszystkim boją się, że ze sprzedaży samych owoców czy kefirów nie utrzymają się. - Soki naturalnie wyciskane nie będą tanie, więc dzieciaki będą kupowały gazowane napoje w drodze do szkoły - mówi pani Ania, która prowadzi szkolny sklepik i twierdzi, że już kilka lat temu zrezygnowała ze sprzedaży chipsów na rzecz kukurydzianych chrupek, bo temat zdrowego żywienia w szkołach nie jest nowy. Jednak obecne propozycje są jeszcze bardziej restrykcyjne.

- Naprzeciwko szkoły jest jeden ze sklepów sieciowych. Ten sklep będzie miał od września bardzo wysokie obroty. Zwykle sprzedaję dwa jabłka tygodniowo i jednego banana, a kupuje je nauczyciel od biologii. Na czym mam zarobić - mówi z kolei Ewa Gach, która prowadzi sklepik w jednej ze szkół na Zaspie.

Szybka ścieżka w sezonie ogórkowym

Tuż przed wakacjami Ministerstwo Zdrowia opublikowało projekt rozporządzenia do "Ustawy o bezpieczeństwie żywienia dzieci w szkołach". Proponowane rozwiązania mają doprowadzić do zmiany nawyków żywieniowych dzieci. Projekt można konsultować zaledwie do 20 lipca, kierując swoje spostrzeżenia na adres e-mail dep-zp@mz.gov.pl

- Same założenia są słuszne, ale sposób wprowadzania zmian katastrofalny. Rozporządzenie ukazało się dwa dni przed wakacjami i konsultacje społeczne w tej sprawie mają trwać do 20 lipca. Same terminy mocno ograniczają nam działanie. Praktycznie wszyscy zainteresowani mają w tym czasie zawieszoną działalność i trudno do nich dotrzeć - mówi Robert Bilkiewicz, producent i dostawca do szkolnych sklepików z Gdańska. - Nowa ustawa regulująca sprzedaż artykułów spożywczych w szkołach spowoduje w praktyce zniknięcie około 20 tys. małych firm i jednoosobowych działalności. Sklepiki szkolne, drobni dostawcy, mali lokalni producenci jedną decyzją rządu tracą jakąkolwiek możliwość na przetrwanie. Nikt tych ludzi nie obroni, gdyż z uwagi na rozdrobnienie i małe jednoosobowe firmy nie mamy szansy podnieść tego tematu na forum publicznym. Ewidentnie widać, że twórcy tej ustawy są całkowicie oderwani od rzeczywistości. Jesteśmy za poprawieniem nawyków żywieniowych u dzieci, ale - jak wiemy z przeszłości - ograniczanie dostępności nie załatwi problemu, a jedynie zamiata go pod dywan.

Specjaliści oceniają, że około 20 tys. sklepików szkolnych w całym kraju generuje prawie 300 tys. miejsc pracy - w usługach hurtowych, transportowych oraz w obsłudze samych sklepików. Tę ostatnią grupę w dużej mierze stanowią osoby z grupy wiekowej 50+, dla których ponowne wejście na rynek pracy może stanowić barierę nie do pokonania.

Według nowych zasad od września 2015 roku można będzie sprzedawać tylko wodę, soki naturalnie wyciskane lub z zawartością cukru nie większą niż 10 proc., o pojemności nie większej niż 330 ml, kanapki z suchą wędliną (do 10 proc. tłuszczu), serem, owoce, warzywa, z wyłączeniem suszonych, przetwory mleczne (jogurt, kefir itp.) z zawartością cukru nie większą niż 10 proc. Dodatkowo na podmioty, które sprzedają, reklamują i promują w szkołach żywność inną niż dozwolona w ustawie inspektor sanitarny będzie mógł, w drodze decyzji, nałożyć karę pieniężną w wysokości do 5 tys. zł.

Dobre zamiary, ale skutki katastrofalne?

Jak twierdzą sami sklepikarze przyjęcie rozporządzenia w proponowanej formie spowoduje, że ajenci, dystrybutorzy i producenci płacący składki ZUS i podatki zasilą rzesze bezrobotnych i ustawią się w kolejce po zasiłki.

- Swój biznes będę musiała zamknąć. Jest to dla mnie przykre, bo sklepik prowadzę już ponad 25 lat. Jestem w wieku przedemerytalnym i od tylu lat prowadzę własną działalność, że trudno mi będzie znaleźć nowe zatrudnienie - mówi Ewa Gach, która prowadzi sklepik w jednej ze szkół na Zaspie. - Po przeczytaniu rozporządzenia okazało się, że od września będę mogła sprzedawać tylko wodę i marchewkę oraz napoje mleczne. W szkole mamy specjalne źródełka z wodą dla dzieci, mleko i owoce dzieci dostają za darmo. Dla mnie te przepisy są po prostu dyskryminujące. Jestem takim samym podatnikiem jak wszyscy. Płacę ZUS i dzierżawę. Naprzeciwko szkoły mam jeden ze sklepów sieciowych. Ten sklep będzie miał od września bardzo wysokie obroty.
Stracą na tym dzieci, padną firmy handlowe i przedsiębiorcy, grube miliony złotych w perspektywie całego kraju stracą szkoły za wynajem, a otyłość u dzieci się nie zmniejszy, bo w portugalskiej Biedronce nabędą często gorszej jakości produkty w większych gramaturach.

- Rzeczywistość po wprowadzeniu nowej ustawy będzie taka, iż sklepiki szkolne zostaną zamknięte przez ajentów - twierdzi jeden z producentów napojów w Gdańsku. - Krótka lista produktów proponowanych przez MZ nie daje nam najmniejszych szans na dostosowanie się do wymogów, a ajentom sklepików szkolnych na utrzymanie pracy. My, polscy producenci, nasi pracownicy, właściciele sklepików, dystrybutorzy i wielu ludzi utrzymujących swoje rodziny, zasilimy grupę bezrobotnych w urzędach pracy.

Szkoły i lokalne budżety stracą pieniądze

Sklepiki szkolne, we współpracy z Radami Rodziców w ostatnich latach przeszły dosyć dużą metamorfozę. W zdecydowanej większości tych punktów chipsy i gazowane napoje zastąpiły chrupki kukurydziane, batoniki musli, soki, woda i kanapki. Producenci słodyczy zadbali o to, aby sztuczne barwniki zastąpiły naturalne, a porcje proponowane dzieciom do sprzedaży były mniejsze. W sprzedaży pojawiły się też produkty zbożowe, ekologiczne i niskokaloryczne.

- Opinii publicznej przedstawiono jednak projekt napisany z perspektywy Warszawy. W tym mieście zbierano bowiem dane statystyczne o sklepikach i sugerowano się możliwościami ekonomicznymi konsumentów, pomijając całkowicie inne, mniej zamożne ekonomicznie obszary kraju - dodaje Bilkiewicz.

Przystosowanie tradycyjnych sklepików do roli bufetów (co sugeruje projekt) będzie niosło ze sobą ogromne koszty. Ministerstwo Zdrowia w swoim projekcie nie wspomina ani słowem o jakiejkolwiek pomocy ajentom w tym zakresie.

- Środki finansowe uzyskiwane z opłat za wynajem pomieszczeń na sklepiki były dotychczas przeznaczane przez szkoły na dofinansowanie m.in. konkursów, olimpiad szkolnych, wycieczek oraz pomocy naukowych. Po wprowadzeniu nowych przepisów zginą one bezpowrotnie - twierdzi Bilkiewicz. - Pominięto również okres przejściowy na dostosowanie do nowych warunków i wymogów. Projekt rozporządzenia opublikowany został na dwa dni przed końcem roku szkolnego, a dalsze prace legislacyjne zakończą zapewne cały proces na kilka dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Produkty proponowane dzieciom do sprzedaży będą miały bardzo wysokie ceny, co spowoduje w zdecydowanej większości przypadków ich niedostępność, a przez to dyskryminację mniej zamożnych dzieci.

- Dzierżawimy od Gdańska pięć punktów na sklepiki szkolne i łącznie płacimy za nie ponad 5 tys. złotych miesięcznie. Czyli w skali jednego roku szkolnego 50 tys., które przejdą koło nosa miastu, bo sklepiki nierentowne trzeba będzie zamykać, co będzie równoznaczne z rozwiązaniem pięciu umów z naszymi pracownikami - dodaje Tomasz Pietrzyk, prowadzący sieć sklepików szkolnych w Trójmieście.
Opinii publicznej przedstawiono projekt napisany z perspektywy Warszawy. W tym mieście zbierano bowiem dane statystyczne o sklepikach i sugerowano się możliwościami ekonomicznymi konsumentów, pomijając całkowicie inne, mniej zamożne ekonomicznie obszary kraju

Nie zakazujmy, ale edukujmy

Jak czytamy w komentarzu do projektu nowych przepisów, w szkołach podstawowych i gimnazjalnych uczniowie częściej mogą zaopatrzyć się w słodkie lub słone przekąski oraz słodzone i gazowane napoje, natomiast w szkołach ponadgimnazjalnych częściej można zakupić żywność zalecaną, w tym owoce i warzywa, produkty mleczne, wody mineralne i ciepłe herbaty. Automaty sprzedające napoje lub słodycze znajdują się w niemal co drugim gimnazjum i w co trzeciej szkole podstawowej. Zazwyczaj znajdują się w nich woda, słodkie napoje owocowe lub typu cola, słodycze oraz chipsy. Twórcy projektu twierdzą, że dostarcza on przede wszystkim narzędzia umożliwiającego eliminację przyczyn powstawania nadwagi i otyłości wśród dzieci i młodzieży poprzez promocję zdrowego sposobu odżywiania.

Sami sklepikarze twierdzą, że takie stawianie sprawy jest nieuczciwe i krzywdzące, a rządzący chcą na ich barki przerzucić odpowiedzialność za zdrowe żywienie dzieci.

- Co do samej ustawy, to jest ona nieprecyzyjna i krzywdząca dla wielu producentów oraz dystrybutorów. Wystarczyłoby tylko zrobić ankietę wśród szkół ze sklepikiem oraz bez i wyliczyć średnią wagę ucznia, aby dowiedzieć się, że nie w sklepiku szkolnym problem, a w rodzicach, którzy piszą roczne zwolnienia z W-Fu, kupują dzieciom komputery, a te cały dzień siedzą na Facebooku - mówi Pietrzyk. - Edukujmy dzieci, dajmy im dostęp do boisk i zajęć ruchowych, wpajajmy w nich zainteresowanie sportem i rywalizację, a nie zakazujmy dzieciom zjedzenia batona czy wypicia herbaty z cukrem, bo ze szkoły zrobimy "małe więzienie". Stracą na tym dzieci, padną firmy handlowe i przedsiębiorcy, grube miliony złotych w perspektywie całego kraju stracą szkoły za wynajem, a otyłość u dzieci się nie zmniejszy, bo w portugalskiej Biedronce nabędą często gorszej jakości produkty w większych gramaturach.

Resort zdrowia nie widzi problemu

O to, czy podczas tworzenia projektu zwrócono uwagę na skutki społeczne, czyli ewentualny wzrost bezrobocia i możliwość likwidacji większości sklepików szkolnych zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia. Resort nie udzielił nam jednak odpowiedzi na to pytanie. Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy ministra zdrowia poinformował nas jedynie, że wszelkie niezbędne informacje znajdują się na stronie Rządowego Centrum Legislacji i zamieszczono tam projekt rozporządzenia wraz z uzasadnieniem i oceną skutków regulacji.

W dokumencie tym czytamy, że: "wejście w życie rozporządzenia nie spowoduje zmian na rynku pracy w odniesieniu do zatrudnienia oraz nie będzie miało wpływu na wskaźniki zatrudnienia, pod warunkiem dostosowania się do przepisów zatrudnienia."
Sklepiki szkolne, drobni dostawcy, mali lokalni producenci jedną decyzją rządu tracą jakąkolwiek możliwość na przetrwanie.

Sprawą sklepików szkolnych zainteresowała się natomiast Konfederacja Lewiatan, która obiecała pomoc sklepikarzom. Interpelację poselską do Mariana Zembali, ministra zdrowia, ma także złożyć w najbliższych dniach posłanka Agnieszka Pomaska.

Rząd nie pierwszy raz chce zrobić nam dobrze

W 2014 r. wprowadzono darmowe podręczniki dla klas I-III. Dzięki temu państwo, zasłaniając się pomocą dla rodziców przejęło rolę wydawcy i w konsekwencji wyeliminowało z rynku prywatnych przedsiębiorców. Zmiany wprowadzono, choć według wszelkich analiz nowelizacja miała mieć fatalne skutki dla rynku pracy. Przewiduje się, że zatrudnienie w wydawnictwach, księgarniach, czy firmach poligraficznych straci kilka tysięcy osób. Według rządu zagrożonych zwolnieniami miało być tylko 360 osób.

Podobną sytuację mamy jeśli chodzi żłobki i przedszkola. Jeszcze kilka lat temu promowano tworzenie tego typu placówek. Często otwierały je osoby młode lub będące w wieku przedemerytalnym. Tworzono też specjalne dotacje na ten cel. Sens istnienia takich placówek podważy jednak kolejny pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej, zgodnie z którym do przedszkoli miałyby zostać przyjmowane dwulatki. Jeśli tak się stanie, to opustoszeją licznie powstałe w ostatnich latach żłobki i zlikwidowane zostaną kolejne małe firmy. Wcześniej nastąpił odpływ dzieci z przedszkoli do szkół w związku z objęciem sześciolatków obowiązkiem szkolnym.

Powstaje pytanie, czy dzięki takiej pomocy rządu, który jedną ręką daje, aby drugą zlikwidować tysiące miejsc pracy, uda nam się godnie dożyć do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego i co z wolnym rynkiem.

Opinie (199) 7 zablokowanych

  • (5)

    "pani Ania, która prowadzi szkolny sklepik i twierdzi, że już kilka lat temu zrezygnowała ze sprzedaży chipsów na rzecz kukurydzianych chrupek, bo temat zdrowego żywienia w szkołach nie jest nowy"
    Kukurydzianych chrupek?! I w czym to ma być zdrowsze? Widać, że odgórna regulacja jest potrzebna, bo pani Ania ewidentnie nie wie, co sprzedaje!

    • 9 9

    • (4)

      "Kukurydzianych chrupek?! I w czym to ma być zdrowsze? " - wez sobie przeczytaj sklad, to zobaczysz roznice. Zakladajac kmioce, ze umiesz czytac.

      • 3 4

      • (1)

        A ty się chamem urodziłes, czy tylko tutaj tak kozaczysz? To już któraś twoja odważna zza monitora wypowiedź w tym stylu.

        • 2 1

        • Sr.m na takie korporacyjne, chciwe szuje jak ty.

          • 1 1

      • Kmiotek odpowiada (1)

        ależ proszę bardzo:
        352 kcal w 100 g, przy braku jakichkolwiek innych wartości odżywczych.
        80% węglowodanów i mało błonnika - możliwe wahania poziomu cukru we krwi i głód w krótkim czasie po ich spożyciu.
        Zdrowe faktycznie, razem z brokułami powinno na półce leżeć

        • 2 1

        • Nie pier.ol. Pokaz mi spis skladnikow, a nie kalorie. Patrzac w twoj zaklamany sposob, najzdrowszym jedzeniem jest 100% utwardzonego tluszczu zmieszanego z fruktoza - tylko, ze na tej "diecie" zdechniesz w ciagu kilku dni.

          I co, masz cos jeszcze do powiedzienia kmitoku, czy juz skonczyles?

          • 0 0

  • od września w szkołach pojawią się dilerzy, oferujący chipsy, batony i gazowane napoje.

    • 14 1

  • Dla mnie to pokoleniue jest stracone

    wiec niech jedza co chcą

    • 5 4

  • Mali drobni dostawcy chipsów i innych śmieci.....

    Obłuda - to są koncerny o miliardowych przychodach. A właśnie mali drobni dostawcy zdrowej żywności będą mieli szanse zaistnieć. O ile oczywiście poradzą sobie z konkurencją sąsiedzkich dyskontów.
    Ale dostają potężny rynek zbytu - mało kto ma taki handicap.

    • 5 5

  • Kto w RP jest przedsiębiorcą? (1)

    określenia "przedsiębiorca"; "biznes" itp. w niektórych przypadkach rozśmieszają. W tle trzy pustawe meblowe regały z chipsami i to w Polsce jest już "firma". U nas "przedsiębiorcą" określa się nawet fryzjera, taksówkarza, masażystę. Dobrze że zawód pucybuta tu się jakoś nie przyjął :D:D. Do używania pewnych określeń powinny obowiązywać ustalone kryteria, jak choćby zatrudnianie min. 10 osób NA ETATACH.

    • 4 7

    • przedsiębiorca to ktoś kto prowadzi działalnośc gospodarczą, a nie jest zatrudniony na umowie

      i po co się tak denerwować, jakoś inni rozumieją takie definicje

      • 0 0

  • i dobrze nie będą zerowac na truciu dzieci

    Jak któryś mądry inaczej rodzic chce karmić dziecko czipsami i batonami to nie kupi tego w szkole. I to jest cenny walor dydaktyczny. Idąc dalej - może dofinansowac sprzedaż zdrowej żywności w szkołach dbając o dobre nawyki u dzieci. To bardzo ważne, a inwestycja w zdrowe jedzenie zwraca się w zdrowiu i pogodzie ducha, więc warto.

    • 3 3

  • dla zainteresowanych lista co można sprzedawać, oceńcie sami... (7)

    Kanapki z wędliną nie więcej niż 10% tłuszczu, ser ale topiony nie, majonez nie, keczup ale z przygotowany z 120g pomidorów na 100g produktu
    Surówki i sałatki
    Mleko bez dodatku cukru i substancji słodzonych
    Produkty mleczne z zawartością cukru i tłuszczu nie więcej niż 10%
    Warzywa przygotowane na miejscu
    Owoce bez dodatku cukru,
    Soki owocowe i warzywne w opakowaniach nie większych niż 330ml
    Woda, soki naturalnie, herbata bez cukru, kawa zbożowa,

    Zaznaczam, że to jest wszystko, więcej już nic, żadnych drożdżówek, ciast robionych na zajęciach szkolnych, ciekawe jak będą teraz wyglądały imprezy szkolne organizowane przez rodziców.
    Spróbujcie znaleźć takie produkty, które spełniają te wytyczne, zobaczcie ceny, spełnić wymogi sanepidu na przygotowanie świeżych napojów i kanapek i zapraszam do prowadzenia sklepiku w imię misji szerzenia zdrowych nawyków. Dla ścisłości stołówki szkolne mają podobne regulacje.
    Uczciwiej byłoby zakazać całkowitego handlu w szkołach lub wprowadzać etat sprzedawcy w szkole i to miało by sens,
    Pozdrawiam

    • 13 2

    • bardzo mi się.podoba ta lista (5)

      I to żaden problem kupić takie produkty. Znajdziesz wszystkie w większości sklepów. Chociażby w tesco, ale nie ser. W tesco nie ma ŻADNEGO sera bez dodatku cukru. Tak samo nie ma żadnego bezcukrowego majonezu. Ale już i zdrowy ser i majonez znajdziemy w lidlu. Fakt, te produkty są przeważnie nieco droższe, ale zdrowia nie da się przeliczyć na pieniądze

      • 1 2

      • (4)

        ok, co to jest zdrowy ser bo nie rozumiem? Proszę czytaj ze zrozumieniem, żadnego majonezu nawet "zdrowego" cokolwiek to znaczy.
        To fajnie, że podoba Ci się ta lista, czekam za tydzień o informację jak wdrażanie tego w domu.
        Pozdrawiam.

        • 1 1

        • (3)

          W domu mam to wdrożone od dawna :-) zdrowy ser? To taki zrobiony z mleka i podpuszczki. TYLKO. I dodam że musi śmierdziec jak ser. No i nie poleży tydzień w lodówce. To samo tyczy się wszystkiego, a najgorszy jest ten cukier. Jeśli przejrzysz to co masz w lodówce może się okazać że ten cukier masz wszędzie. Od masła/margaryny, przez sosy, gotowe dania, półprodukty, na serach i wędlinach kończąc.

          • 0 2

          • pardon (2)

            Do sera trzeba dodać jeszcze sól, zapomniałem :-)

            • 0 0

            • (1)

              sól jest nie zdrowa, w rozporządzeniu jest bardzo napiętnowana i z tego powodu bardzo dużo produktów jest niedopuszczonych, także sorry ale słony ser być nie może.

              • 1 0

              • Owszem, sól jest szkodliwa. Bardzo łatwo przekroczyć zdrową normę. Według who p polacy jedzą stanowczo za dużo soli. Powoduje ona w nadmiarze problemy z np. ciśnieniem.

                • 0 0

    • czyli jogurt grecki jest be? co za czasy panie Popiołek!

      • 0 0

  • Do wszystkich mądrych inaczej (4)

    Pytam wszystkich pochlebców :
    Co to jest niezdrowa żywność i dlaczego jest produkowana? Kto na to pozwala - czyżby obecny nierząd !? Czy idąc do każdego dowolnego sklepu mogę tam takie nabyć? To nie jest żadna ustawa o "zdrowej żywności" -TYLKO MEDIALNY GNIOT - LEP WYBORCZY DLA IDIOTÓW - na który jest tylko jedna odpowiedź - 'DEFENSTRACJA". Tak jak wpuszczenie na rynek obcego handlu spowodowało upadek rodzimego - tak w tej chwili dokończamy eksterminacje narodu polskiego.Wszystkim durniom piszącym pochlebne komentarze gratuluje bo ich głupie dzieci teraz będą jadły np: zdrowe bułeczki słodkie z okolicznych marketów produkowane z mrożonek z dodatkowymi wartościami uszlachetniającymi kształt, wygląd i smak - przy okazji zapiją dodatkowym wyrobem colo-podobnym i zgryzą dużą paczką chipsów paprykowych - towarem którego od min. dwóch lat nie ma w żadnym sklepiku szkolnym. Bo przecież bułki słodkie produkowane w lokalnych - polskich piekarniach z tradycjami od pokoleń - na tradycyjnym cieście drożdżowym bez ulepszaczy ..., są stawiane w ustawie na równym poziomie z fast food. Przy okazji norm ustawy nie spełnia żaden yogurt smakowy bakomy, yogobelli, sok kubuś, tymbark,monte....itd - SAME ZŁO. Natomiast podwyzka ZUS do około 1200, dzierżawa 500- spełnia wszelkie normy pełnienia misji społecznej- prowadzenia sklepu w szkole. O wymogach sanitarnych nie wspomnę - w 70% sklepików nie ma możliwości robienia- produkowania kanapek- chyba, że z naruszeniem obowiązującego prawa - co niejednokrotnie ma miejsce własnie w trosce o zdrowie dzieci i promowanie zdrowego żywienia. Aaaaaaaa szkoda dla was czasu DURNY NARODZIE Z WYPRANYM DO CNA MÓZGIEM.

    • 21 3

    • przecież jogobela czy tymbark to syf (3)

      Człowieku czytasz etykietki? Polecam zacząć. Osobiście nie pijam żadnego 'napoju' który poza zapisem 'sok z zagęszczonego soku owocowego' ma w składzie coś jeszcze. A najlepiej na co dzień pić czystą wodę. I tego trzeba uczyc najmłodszych.

      • 3 0

      • (2)

        Te twoje soki są produkowane z koncentratów zagęszczonego soku - przechowywanego w beczkach czasami kilka lat. W procesie produkcji np: takie najbardziej popularne pomarańczowe są wyciskane mechanicznie razem ze skórą z wszystkimi niedomytymi posypkami,oczywiście importowane owoce nie są konserwowane żeby dotarły do produkcji, i nie są za wcześnie zrywane zanim nabiorą odpowiedniego smaku i aromatu- co stanowi o ich zdrowości :)) - nawet nie wiesz jak jesteś oszukiwany. Jeżeli myślisz, ze przy masowej produkcji ...........
        Jasne UCZYĆ - ale nie zakazywać.Proces nauczania polega na pokazywaniu tego co złe i dobre ( w przypadku sklepików tego co lepsze). tylko tak możesz wychować świadomego obywatela.To długi proces - nie zmieni go żadna ustawa. Jak nie wierzysz to zakaż : produkcji papierosów - będą sami skręcać , zakaż produkcji alkoholu - będą sami pędzić, zakaż niezdrowej żywności- cokolwiek to znaczy - będzie jej jeszcze więcej spożywanej. Chyba, że jesteś faszystą jak obecnie rząd i cały euro-kołchoz : to wtedy należy ujednolicić kanapki, dzieci w mundurki,ostrzyżone tak samo, zamiast sklepiku urzędnik państwowy na posadzie karmiący w szkole państwowym jedzeniem - w ramach misji, trzepanie tornistrów żeby nic nie wniosły do szkoły....... W końcu twoje dziecko nie jest twoje - tylko państwowe- to przyszły niewolnik pracujący nie na rodzinę tylko na urzędnika państwowego - wiec robol musi być pozornie zdrowy - tak do 65 roku i do piachu. Trzeba zlikwidować sklepiki , bo za bardzo dbają o dzieci i jeszcze za długo będzie żyło stado niewolników.

        • 4 1

        • masz dużo racji (1)

          'Uczyć a nie zakazywac' - zgodzę się. Zawsze prezentowalem takie stanowisko w odniesieniu do używek. Ale tu nie chodzi o ogólny zakaz, a o zakaz dystrybucji w szkołach - de facto państwowych przecież. Wydaje mi się że najważniejszy jest tutaj dydaktyczny walor tego rozporządzenia. Nie mniej skłoniłes mnie do refleksji.

          • 1 0

          • Twoje racje też uznaje.

            W szkołach państwowych nie bardzo prawdziwe stwierdzenie - ustawa dotyczy wszystkich placówek oświatowych- prywatnych także, oraz nikt nie zauważył ze szkolnictwo wyższe jest też państwowe (we wszystkich placówkach ministerstwo oświaty zatwierdza program nauczania w Polsce szkolnictwo prywatne jest tylko z nazwy)
            Ja się "zapytowywuje" czy osobą dorosłym mogę sprzedawać co chcą czy mogę w liceach wydzielić pulkę dla dorosłych czy nie ???? - bo w ustawie nie ma wyjątków.
            Bzdura żaden dydaktyczny - PROBLEM ZAMIECIONY POD DYWAN- dydaktyczny będzie wtedy jak osiągniemy zamierzony skutek - DZIECI SPOZYWAJĄ ZDROWĄ ŻYWNOŚĆ - jak go osiągnąć likwidując sklepiki - bo chyba jestesmy na tyle mądrzy że rozumiemy ze pozbawiając sklepiki 70% towarów sprzedawalnych oznacza ich praktyczną likwidację. Dzieci z punktu dydaktycznego muszą mieć dostep do kazdej żywnosci - chocby po to żeby uczyły się wyboru, choćby po to żeby na lekcjach pokazywać te nie zdrowe produkty urządzać lekcje - tłumaczyć. sklepiki w trakcie takiego procesu kształcenia same przekształcą swój asortyment - wszak to klient wymusza towar . Jak uczniowie będą pytać o jabłka, banany, pomarańcze zdrowe kanapki, a batoniki, paluszki,napoje słodkie będą 'gniły na półkach" - a nie jak w tej chwili - jest odwrotnie - to na 100% sprzedawcy się dopasują.. W tej chwili jest to tylko Ustawa medialna - taka nośna pod hasłami likwidacji śmieci, ratowania zdrowia dzieci , w praktyce przynosząca odwrotny skutek i całkowity brak kontroli . To będzie tak samo jak w kazdej szkole : przychodzi woźna do dyrektora i mówi że dzieciaki palą papierosy w szatni, a dyrektor - ze się pani przewidziało, że w jego szkole nie ma problemu z paleniem. Tak będzie teraz ze zdrową żywnością - ustawa rozwiąże problem - temat się zakończy nie będzie się czego czepiać - wszak w szkole będzie tylko zdrowa żywność w nieistniejących sklepikach :)) A ile jest innych wymogów w przypadku prowadzenia sklepu w szkole ............ uuuuuuuuu każdego odważnego zapraszam ..... nikomu nie życze. Pozdrawiam Sylwek.

            • 3 0

  • dla zainteresowanych lista co można sprzedawać, oceńcie sami... (2)

    Przepraszam, zapomniałem dodać czynsz minimum 500zł, ZUS 1100zł, to dla tych, którzy już biegną podpisywać umowy zamiast obecnych ajentów.

    • 11 3

    • (1)

      Gdzie ZUS 1100 zeta?

      • 0 1

      • Obalamy mity

        Tzw. mały ZUS, czyli pierwsze dwa lata funkcjonowania firmy - składki emertyalne, rentowe i chorobowe - około 150 zł.

        Duży ZUS, czyli po 2 latach - około 670 zł.

        Więc jak zawsze - najlepiej pokrzyczeć i pobiadolić, populizm się szerzy Pozdrawiam

        • 0 1

  • Ankieta

    Poproszę odpowiedź - "wszystkie powyższe"

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Maciej Grabski

Przedsiębiorca, inwestor, autor wielu projektów biznesowych. Twórca Olivia Business Centre....

Najczęściej czytane