• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Każdy gracz musi poczuć, że to produkt specjalnie dla niego

Robert Kiewlicz
2 grudnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
- Rolą zespołu lokalizacyjnego jest także to, aby trzymać pieczę nad grą od strony kulturowo-językowej. Mamy sygnalizować ewentualne drażliwe treści i pomóc w tym, aby gra została dobrze przyjęta na lokalnym rynku i nie godziła w lokalną kulturę oraz obyczaje - twierdzi Adrian Hołojuch z LocGuild. - Rolą zespołu lokalizacyjnego jest także to, aby trzymać pieczę nad grą od strony kulturowo-językowej. Mamy sygnalizować ewentualne drażliwe treści i pomóc w tym, aby gra została dobrze przyjęta na lokalnym rynku i nie godziła w lokalną kulturę oraz obyczaje - twierdzi Adrian Hołojuch z LocGuild.

Nawet jeśli języki obce opanowaliśmy do perfekcji i tak najchętniej wybieramy gry po polsku. Za tym, aby gracze w każdym zakątku świata mogli oddać się rozrywce w swoim ojczystym języku stoją firmy lokalizujące gry. O tym, czym różni się praca "lokalizatora" od pracy tłumacza książek i dlaczego ważna jest pasja do gier rozmawiamy z Adrianem Hołojuchem, założycielem LocGuild, firmy zajmującej się lokalizacją gier na rynek polski.



Jaka jest różnica pomiędzy pracą tłumacza gier a tłumaczeniem książek czy filmów?

Adrian Hołojuch: - Podstawowa różnica polega na tym, że proces lokalizacji gry jest dużo bardziej złożony niż samo tłumaczenie. Tłumaczenie jest jedynie pewnym elementem lokalizacji. W takim telegraficznym skrócie, lokalizacja jest procesem adaptacji kulturowo-językowej na potrzeby rynku docelowego. Ten proces ma różne etapy i zaczyna się już w fazie tworzenia gry.

Kiedy gra jest przygotowywana do wydania w danym języku, my pomagamy jej twórcom upewnić się, np. czy interfejs gry pozwala zawrzeć teksty w innych językach niż język oryginału, zazwyczaj angielski, który jest krótszy od wielu języków europejskich. Tak naprawdę zespół lokalizacyjny jest często partnerem konsultingowym i pomaga deweloperom i wydawcom gry znaleźć takie rozwiązania, aby uniknąć problemów na kolejnych etapach.
Branża lokalizacji gier jest ściśle zależna od rynku gier a polski rynek gier był pomijany często przez wydawców. W skali globalnej nie jest on zbyt duży. Tendencja jest jednak wzrostowa i od 2015 roku wartość naszego rynku gier to ponad 400 mln dolarów.

Bardzo duża różnica polega na tym, że tłumacz literatury czy filmów ma do czynienia ze skończonym produktem. Taki tłumacz ma olbrzymi komfort pracy, bo zna dzieło od początku do końca. Natomiast przy lokalizacji gier nasz zespół pracuje od pewnego momentu równolegle z zespołem deweloperskim, a sama gra często ulega zmianom i aktualizacjom.

Nasza praca jest szczególnie ciężka pod koniec produkcji gry, kiedy deweloperom zależy na tzw. simultaneous shipment, czyli dostarczeniu gry we wszystkich językach na docelowe rynki jednocześnie, aby nie faworyzować pewnych grup graczy i zapewnić globalną dostawę. Często terminy są bardzo krótkie, a deweloper jest związany napiętymi umowami z wydawcami. Przed wydaniem, gdy zlokalizowany produkt jest już gotowy po stronie klienta, ci wydawcy, którzy bardzo dbają o jakość produktu, proszą dodatkowo o tzw. LQA, czyli kontrolę jakości językowej tekstów w gotowej grze. Wówczas nasze zadanie to przegrać całą grę i sprawdzić, jak wyświetlają się zlokalizowane teksty. Wtedy to tłumacz ma ogromną radość z ujrzenia swojej pracy w gotowej grze.

Czy wasza praca bardzo wpływa na końcowy wygląd gry?

- Lokalizacja dotyka nie tylko samych tekstów, jeśli chodzi o zawartość gry. Był taki przypadek dotyczący gry z serii Need for Speed, kiedy wydawca, chcąc sprzedawać ją na rynku arabskim, musiał dokonać dosyć drastycznej zmiany. Chodziło konkretnie o zamianę policjantki zatrzymującej awatara gracza na policjanta - było to spowodowane postrzeganiem kobiet w kulturze arabskiej.

Z kolei w innym przypadku gra Age of Empires II nie została dopuszczona do sprzedaży na rynku koreańskim, ponieważ na jej okładce był japoński samuraj. Z kolei przy pracach nad inną grą, jeden z tłumaczy niemieckich zauważył, że występujące w niej shurikeny, czyli gwiazdki rzucane przez wojowników ninja, były czteroramienne, przez co bardzo mocno przypominały swastyki. Na szczęście shurikeny udało się przeprojektować i wydać grę, która nie budziła zastrzeżeń.

Często coś, co dla twórców gry nie jest oczywiste, może być źle przyjęte na lokalnym rynku docelowym. Dlatego tak ważne są firmy lokalizujące gry, działające i osadzone w kulturze danego kraju, ponieważ to właśnie one mają kontakt ze społecznością docelową i mogą "flagować" nieodpowiednie treści. Kolejnym przykładem jest gra Fallout 3. Gra świetnie została przyjęta w wielu krajach na świecie i firma Bethesda chciała ją wydać także w Indiach. Jednak w grze przedstawiono dwugłowe krowy zwane brahminami. Ze względu na kulturę i wierzenia indyjskie taki wizerunek krów był niedopuszczalny, więc zdecydowano, że gra nie zostanie wydana w tym kraju.

Rolą zespołu lokalizacyjnego jest także to, aby trzymać pieczę nad grą od strony kulturowo-językowej. Mamy sygnalizować ewentualne drażliwe treści i pomóc w tym, aby gra została dobrze przyjęta na lokalnym rynku i nie godziła w lokalną kulturę i obyczaje, a jej odbiorca ma poczuć, że jest to produkt stworzony specjalnie dla niego. Co ciekawe, dla osób postronnych jesteśmy mocno kojarzeni z branżą IT, a dla świata IT jesteśmy po prostu tłumaczami. Trudno się dziwić, że niełatwo nas zaklasyfikować, skoro działamy na styku branży tłumaczeniowej i branży gier.
Dla osób postronnych jesteśmy mocno kojarzeni z branżą IT, a dla świata IT jesteśmy po prostu tłumaczami. Trudno się dziwić, że niełatwo nas zaklasyfikować, skoro działamy na styku branży tłumaczeniowej i branży gier.

Jak wygląda branża lokalizacji gier w Polsce?

- Jednym z takich pionierów w naszym kraju jest Albion Localisations, firma, która stała za lokalizacją m.in. gry Baldur's Gate z pamiętnym podkładem głosu Piotra Fronczewskiego. Jest to firma budowana od początku na pasji do gier, którą to pasję skutecznie udało się przekuć w działający biznes. Za to właśnie ich cenię, że ten zespół tak wcześnie, bo w końcówce lat 90. XX wieku potrafił dostrzec szansę rynkową w lokalizacji gier. Branża lokalizacji gier jest ściśle zależna od rynku gier, a polski rynek gier był pomijany często przez wydawców. W skali globalnej nie jest on zbyt duży. Tendencja jest jednak wzrostowa i od 2015 roku wartość naszego rynku gier to ponad 400 mln dolarów. Natomiast szacowana wartość globalnego rynku gier to około 100 mld dolarów. Warto jednak zauważyć, że rynek konsumencki w Polsce się zmienia i od pewnego czasu staje się coraz bardziej atrakcyjny. Zmniejsza się skala piractwa. Kiedyś nie każdy mógł sobie pozwolić na zakup gry. Nie wszystkie były też dostępne na rynku. W związku z tym pojawiły się alternatywne i nie do końca legalne sposoby ich pozyskiwania.

Po jakimś czasie gry zaczęły być wydawane z dedykacją na rynek polski i w przystępnych cenach. Pojawiły się takie serwisy jak Humble Bundle, GoG czy Steam, czy ciekawa polska inicjatywa Łowcy Gier. Dystrybucja online bardzo mocno zmieniła rynek. Dla dużych wydawców, ale też dla małych twórców gier, którzy często nie mają środków na tradycyjne wydanie tytułu, pojawiły się nowe możliwości, w tym coraz częściej praktykowany self-publishing.

Z jakimi firmami na co dzień współpracujecie?

- Współpracujemy z firmą z branży lokalizacji Intertranslations. Mamy też silnych partnerów, m.in. firmę Native Prime i współpracowaliśmy także z Electronics Arts. Jeśli chodzi o pozostałych klientów, to nie mogę dzielić się oficjalnie informacjami na ich temat. Wynika to ze specyfiki tej branży. Porozumieniom o współpracy zazwyczaj towarzyszy podpisanie klauzul poufności. Wszyscy nasi tłumacze również pracują w oparciu o takie klauzule.

Ta tajemnica wynika po prostu z tego, że zazwyczaj pracujemy nad grami, które dopiero mają być wydane. Niestety działa to też tak, że czasami mamy do czynienia z klauzulami poufności działającymi na 10 lat w przód od wydania. To jest pewna cena, jaką się płaci za współpracę z największymi producentami czy wydawcami z branży gier.

Jakie umiejętności trzeba posiadać, aby zająć się tłumaczeniem gier? Czy wystarczy tylko dobra znajomość języka obcego?

- Przede wszystkim trzeba być graczem i znać świetnie język rodzimy oraz bardzo dobrze język angielski. Jeśli gra ma z założenia perspektywę globalną, to język angielski jest zazwyczaj językiem źródłowym, z którego tłumaczy się na inne języki. Ważna jest też znajomość kultury danego kraju. Jeśli kompetencje językowe są udokumentowane, może ułatwić to podjęcie pracy. Nie zamykamy się jednak na osoby bez dyplomów. Przykładem są tłumacze ze środowisk fanowskich, którzy również do nas aplikują. Kolejną rzeczą jest gotowość do pracy w zespołach wirtualnych. Są oczywiście zespoły, które pracują stacjonarnie, ale to zazwyczaj firmy z dużymi zasobami pracujące pod konkretne tytuły.
Często coś co dla twórców gry nie jest oczywiste może być źle przyjęte na lokalnym rynku docelowym. Dlatego tak ważne są firmy lokalizujące gry, działające i osadzone w kulturze danego kraju, ponieważ to właśnie one mają kontakt ze społecznością docelową.

Ważna jest też znajomość narzędzi. Oczami laika nasza praca wygląda zapewne tak, że dostajemy tekst i go prostu tłumaczymy. My używamy bardzo zaawansowanych narzędzi, które nie tyle nas wyręczają, co w inteligentny sposób przyspieszają pracę. Mówimy tutaj m.in. o narzędziach typu CAT (Computer-Assisted Translation). Pozwalają one np. na budowanie pamięci tłumaczeniowych. Jeśli tłumacz przetłumaczył dane zdanie, to trafia ono do pamięci i podczas tłumaczenia zdania bardzo podobnego, narzędzie podpowiada poprzednie tłumaczenie.

Czy wszystkie gry są obecnie tłumaczone na lokalne języki, jeśli trafiają na dany rynek?

Są to przede wszystkim decyzje biznesowe. Rynek polski jest wciąż niewielkim rynkiem konsolowym. W każdym domu jest głównie pecet. W 2014 roku mogliśmy się pochwalić drugim miejscem w Europie jeśli chodzi o rynek graczy pecetowych.

Jeśli mamy do czynienia z deweloperem tworzącym gry na PC to Polska na pewno znajdzie się w kręgu jego zainteresowania. Natomiast producenci konsol, np. firma Nintendo, traktują nasz rynek trochę gorzej, bo nie jest on dla nich tak obiecujący jak inne rynki konsolowe.

Wspomniałeś, że w pracy tłumacza gier ważna jest pasja - jak to było w twoim przypadku?

- Cała historia zaczęła się jeszcze na studiach. Zostałem odrzucony przy egzaminach na studia tłumaczeniowe. Według kryteriów egzaminu nie byłem wystarczająco dobry. Alternatywą było językoznawstwo na filologii angielskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Oprócz zajęć, które miałem w programie pojawiły się kursy o nazwie "Tłumaczenia specjalistyczne. Lokalizacja gier i oprogramowania". W 2011 roku UG był bodajże jedną z dwóch uczelni w kraju, która coś takiego oferowała. Na kursie pierwszy raz poprowadziłem projekt jako jego kierownik, mając pod sobą zespół ok. 16 osób. Udało nam się stworzyć lokalizację modyfikacji do gry Counter-Strike: Source. Kiedy przyszło do pisania pracy magisterskiej, postanowiłem zbadać dogłębnie temat lokalizacji gier. Powstała praca o objętości ok. 250 stron, którą musiałem mocno "ścisnąć" do objętości wytyczonej przez uczelnię. Pisząc pracę magisterską tak naprawdę pisałem dla siebie biznesplan. To był początek, kiedy postanowiłem pozostawić za sobą poprzednie zajęcie, czyli pracę jako lektor kursów biznesowych.

Łatwo było połączyć pasję z budowaniem biznesu?

- Z założenia mój biznes musiał być od początku globalny. Kto chce lokalizować gry na Polskę? Przecież nie Polacy. Tak więc klientów trzeba było szukać poza krajem. Przez prawie rok utrzymywałem się głównie z oszczędności. Początkowo zaprosiłem do współpracy dwóch kolegów i pracowaliśmy przez długi czas tak naprawdę jedynie nad koncepcją samej firmy. Trafiliśmy do Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości. Nastąpiły pierwsze kontakty z innymi firmami startupowymi i spotkania z mentorami. Szybko jednak odkryłem, że wiele inicjatyw, jak wyjazdy na konferencje tłumaczeniowe, nie ma zbytnio sensu. Choć na takich spotkaniach można było porozmawiać ze specjalistami od tłumaczeń prawnych czy medycznych, to jednak nie było tam praktyków tego, czego ja szukałem. Dodatkowo okazało się, że środowisko jest bardzo hermetyczne i niezbyt skłonne do rozmów z kimś, kogo nazwisko nie jest poprzedzone jakimś tytułem. Zacząłem więc szukać własnych rozwiązań i czerpałem wiedzę od specjalistów spoza Polski.

W 2012 roku pojawiło się bardzo ciekawe zaproszenie do projektu od firmy Localsoft, jednej z większych na rynku lokalizacji gier. Wymagany był jednak wyjazd do Hiszpanii. Cały czas prowadziłem też firmę w Polsce. Udało nam się w międzyczasie zdobyć dodatkowe zlecenia. Zaczęliśmy obsługiwać kolejnych klientów, a po powrocie do Polski dostaliśmy zaproszenie do projektów od Electronic Arts, co było dla nas nie lada wyzwaniem.

W pewnym momencie wiedzy na temat lokalizacji gier na tyle przybyło w zespole, że postanowiłem bardziej zaangażować się w działanie na rynku. Firmę postanowiłem rozwijać silnie w Polsce. Tutaj czułem się pewniej pod kątem biznesowym. Dodatkowo, jeśli naszą główną usługą miało być lokalizowanie gier na Polskę, to naszą zaletą jest działanie właśnie w tym kraju. Dla klienta ważne jest, że mamy na co dzień kontakt z kulturą kraju, a nie jesteśmy "Polakiem z Chicago", który powrócił do kraju po 10 latach.

Pomimo trudnych początków nadal działacie i rozwijacie się.


- Tak, bo w odpowiednim czasie podjęliśmy bardzo ważne dla nas inicjatywy, jak uczestnictwo w międzynarodowych targach, takich jak Gamescom w Kolonii czy GDC w San Francisco, gdzie pozyskaliśmy kolejnych klientów oraz partnerów biznesowych. Dość szybko zauważyliśmy, że dla firmy pracującej w jednym języku bardzo trudno pozyskać klientów z wyższej półki, bo oczekują oni usług kompleksowych. Zbudowaliśmy sojusze z zespołami podobnymi do naszego, które stawiają na jakość, a nie chcą konkurować jedynie ceną. Dzięki temu mogliśmy zaoferować usługi w większej liczbie języków oraz takie usługi jak nagrania audio ze znakomitymi aktorami. Udało nam się zaprosić do współpracy świetnych ludzi z doświadczeniem w ciekawych projektach.

Miejsca

Opinie (44)

  • Nawet jeśli języki obce opanowaliśmy do perfekcji i tak najchętniej wybieramy gry po polsku.... (15)

    yyyy NIE.

    • 31 10

    • (7)

      Dokładnie. Lokalizowane gry to jak pójście do kina na Gwiezdne Wojny z dubbingiem - niby można, ale kto o zdrowych zmysłach?

      • 14 6

      • (1)

        masz rację, kto ogląda taki badziew ;)

        • 7 3

        • heretyku, płoń!

          • 0 0

      • Dzięki za opinię! (4)

        Również się zgodzę. Polska nie jest krajem, w którym dubbing filmów jest tak popularny jak np. w Niemczech, czy innych krajach zachęcam do przejrzenia map dubbingu dostępnych w internecie (np. Map of European countries who are dubbing foreign movies vs. countries who use subtitles). Z drugiej jednak strony dubbing filmów animowanych przyjmuje się znakomicie (np. Shreck). Pozdrawiam.

        • 4 2

        • Zaniemaco

          "Shreck"? Nie znam, może chodzi o panzerschreck?

          Literówka to chyba nie jest, skoro zawód to tłumaczenia i przekłady...

          • 7 3

        • Poprawka: Shrek, nie Shreck :-) (2)

          • 2 1

          • (1)

            Odwiedzając waszą stronę i przeglądając portfolio, to widzę, że tam jest testowanie i weryfikacja tłumaczeń i lokalizacji, a nie tłumaczenie samo w sobie.
            Reasumujac - nie tłumaczycie, a sprawdzacie cudzą robotę.
            Połowa artykułu więc jest o tym czego NIE robicie.

            Pozostaje więc pytanie - ile kosztuje reklama w formie artykułu na tym portalu? O_O

            • 5 8

            • Proponuję zapoznać się jeszcze raz z treścią i ofertą.

              Testowanie i weryfikacja tłumaczeń to usługa dodatkowa i dotyczy tłumaczeń, które sami wykonają.
              Po za tym nie sądzę, że sami zgłosili się do wywiadu, a raczej zostali zaproszeni.

              Pozdrawiam

              • 2 1

    • Dzięki za opinię! (1)

      Zgodzę się z Tobą. Faktycznie, są gracze, którzy chętnie sięgają po angielską wersję gry. Jest to jednak zdecydowana mniejszość. Pozdrawiam.

      • 8 2

      • Myślę, że po angielskie wersje sięgają gracze starsi, którzy wyrośli na grach anglojęzycznych.

        • 9 0

    • yyy tak (1)

      na co dzień pracuję w języku angielskim. Jak tylko mam możliwość wybieram gry lokalizowane, bo mam dość angielskiego w pracy. Wyrosłem na grach w j. ang. we wczesnych latach 90, ale jakoś mi tego nie brakuje. I zgadzam się, ze na konsole jest za mało lokalizowanych gier.

      W odróżnieniu od filmów, w grach nie kojarzysz aktora z głosem, bo w grach nie występują aktorzy, tylko postacie animowane.

      • 2 1

      • To chyba grywasz jedynie w pacmana i węża.

        Czyj głos ma Sam Fisher ze Splinter Cella albo Garrett z Thiefa?

        • 1 0

    • to nie tak do końca (2)

      Znam dobrze angielski, nawet przetłumaczyłem jedną grę z polskiego na angielski i nie zgodzę się z tobą. Zawsze jest i będzie miło zagrać po polsku. Wczucie się w postać czy historie bohaterów jest bez porównania głębsze, dotyczy to zwłaszcza gier RPG. Oczywiście sporo zależy od jakości lokalizacji, ale... generalnie zawsze warto pograć w rodzimym języku, by wyłapać wszystkie smaczki.

      • 2 2

      • ale spora część

        smaczków ginie w tłumaczeniu lub jest zastępowana innymi, to nieuniknione- po prostu niektórych rzeczy nie da się przetłumaczyć.

        • 1 0

      • Jeśli nie możesz się wczuć w grę, albo wyłapać jej wszystkich smaczków, bo jest po angielsku, to niestety, Twój angielski nie jest tak dobry jak myślisz.

        • 0 0

  • Uczyć się angielskiego (5)

    Jasne, Polacy nie gęsi.. ALE!
    Uważam, że pójście w jeden język na świecie, byłby dobrym pomysłem, a polski się na to nienadaje. A wszystkie uniwersalne spaliły na panewce. Więć najbliższemu jest temu język angielski.
    Polacy nie gęsi, ale nie można zamykać się w jednym języku bo, to nie te czasy, kiedy wakacje spędzało się nad najbliższym jeziorem. Nie te czasy, kiedy jedyny szeroki biznes, to biznes pomiędzy jednym grodem, a drugim. Nie nie... Zresztą, w przeszłości szlachta, mieszczanie, rycerze znali więcej języków niż tylko polski. Łacina, niemiecki, czeski. Tylko chłopi znali tylko polski i to wcale nie najlepiej.
    A i języka nikt się nienauczy chodząc na naukę 1-2 godziny w tygodniu. Ba, nawet 4 godziny nikomu nic nie dadzą.
    Żeby nauczyć się angielskiego (każdego innego języka), trzeba go stosować! Po co dawać wszędzie spolszczenia, dubbingi i blokować ludziom rozwój? Nie dość, że gry zabierają możliwość edukacji (nie wszystkie,ale sporo, bo zabierają czas i nie zawsze uczą czegoś sensownego), to niech chociaż uczą angielskiego. Ja zawsze wybieram gry z angielskim językiem, nawet jak kupię polską wersję językową, to szukam po necie zangielszczenia. NIE! dla polonizacji, bo to ma zasięg tylko granic państwa polskiego, angielski natomiast jest worldwide. Więc czytam książki po angielsku, oglądam filmy po angielsku (staram się bez napisów), gram w gry po angielsku, hobbystyczne spotkania z kolegami projektowe, prowadzę po angielsku, co kolwiek robię w domu po angielsku.
    Ale znowu! Książki czy gry polskich korzeni, jak Wiedźmin, nie tknę po angielsku, bo nie wypada. Polski jest dużo bardziej pięknym i ciekawszym językiem i polskie dzieło pięknie to pokazują. Natomiast zagranicznych dzieł nie ma co tłumaczyć, bo po co.. i tak były napisane w innym języku, tłumacz nie jest pisarzem, nie tworzy tylko tłumaczy, nie zrobi on ani epopei narodowej, ani wiedźmina czy trylogi husyckiej. Terry Pratchetta nie da się przetłumaczyć by zachować ten sam sens co miał namyśli autor, w języku polskim. Jest to ucinanie dzieła, oraz ograniczanie możliwości rozwoju użytkownika końcowego.

    Takżę, uczcie się angielskiego kiedy tylko możecie, bo ani szkolne zajęcia, ani empik school ani nic innego, jeśli na tym skończycie, nienauczy obcego języka.

    A tłumaczenia zostawcie ludziom starszym, którzy nie czują potrzeby się rozwijać. No chyba że sami też już nie chcecie.. ale to tylko zostaje współczuć, bo rozwój jest wiecznie potrzebny inaczej człowiek zmienia się w warzywo.

    • 10 12

    • A co do 'dubbingów' jeszcz jedno

      Trylogia husycka audiobook. Tak powinny wyglądać wszystkie tłumaczenia i audiobooki.

      • 0 0

    • zostaw ludziom wybór i niepodległość

      Po co anglicyzować Polaków na siłę? Przerabialiśmy germanizację i rusyfikację, więc kolejna akcja tego typu, to o jeden most za daleko. Język to nie tylko słowa, składnia, gramatyka, ale sposób myślenia i kultura. Ludzie dobrze znający jakiś język, interesują się automatycznie produktami wydanymi w tym języku, jak literatura, filmy, muzyka, gry itd. To z kolei powoduje, że spada popyt na usługi lokalne, a rośnie popyt na usługi przynoszące dochód w firmom, które mają swoje siedziby główne tam, skąd pochodzi język produktu. Z czasem część tożsamości odbiorcy związana jest z innym krajem.

      Zwróć uwagę, na poziom znajomości języków obcych w krajach, które kolonizowały inne kraje i na odwrót - znajomość języków obcych w krajach postkolonialnych, a także poziom życia, rozwój gospodarki i kierunki migracji ludności. Pewne skutki stają się z czasem przyczynami.

      PS: jaką muzyke bardziej lubisz - rocka, czy oberka?

      • 1 4

    • Jak mozesz nauczac innego jezyka nie znajac ojczystego?

      W przeslowiu Polacy nie gesi, iz swoj jezyk maja nie chodzi o gatunek ptakow jako rzeczownik, tylko o przymiotnik w rozumieniu jezyk gesi...

      • 1 1

    • Nauka to jedno, a przyjemność odbioru to drugie.

      Zawsze warto czytać w oryginale, ale niektóre pozycje naprawdę są świetnie przetłumaczone i grzech nie zapoznać się z lokalizacją.

      Dlatego nauka, okey, ale jak ktoś już jest biegły językowo, może sobie pozwolić spokojnie na postawienie na przyjemność.

      Nie imputuj też swoich błędnych przekonań innym, to że ktoś jest starszy od ciebie, nie znaczy, że nie czuje potrzeby rozwijania się.

      • 2 0

    • Mam awersję do języka angielskiego.

      Aż dziwne, że tak szeroko jest używany język, w którym inaczej się pisze, a inaczej się wymawia. Ponadto jest to język, w którym jedno słowo ma często kilka znaczeń.
      Jedyny plus to prosta gramatyka.

      • 1 1

  • Brawo Gdynia. (3)

    Gdynia to najbardziej innowacyjne i nowoczesne miasto!

    • 2 7

    • nono

      lotnisko ma, pora na kosmodrom

      • 0 1

    • Jak definiujesz

      Nowoczesne miasto?

      • 1 0

    • Ale wiesz, że to firma w Gdańsku?

      • 0 0

  • No way (8)

    Tłumaczenia i dubbing ("gra aktorska") w polskich wersjach gier stoją na żenująco niskim poziomie. Mam wrażenie, że gry w naszym kraju traktuje się wciąż jako rozrywkę dla dzieci lub debili, więc nikt nie zdaje sobie trudu, żeby kwestie bohaterów brzmiały "filmowo". Co ciekawe, mam wrażenie, że nawet znani i cenieni aktorzy dubbing gier traktują "po macoszemu". Ja również, gdy tylko jest taka możliwość, zmieniam polską wersję na angielską. Gorzej jest gdy wydawane u nas wersje są tylko po polsku i nie ma możliwości zmiany.

    • 10 2

    • Nie generalizuj. (2)

      Może i jest sporo spolszczeń, których jakość woła o pomstę do nieba, ale jest również wiele wspaniałych, zwłaszcza z obszaru gier RPG.

      • 5 0

      • Trudno się nie zgodzić z założycielem tematu (1)

        Które RPG są wg. Ciebie dobrze zdubbingowane? Zarówno dubbing Dragon Age jak i Mass Effect sprawia, że uszy więdną. Skyrim daję radę o tyle o ile dopóki aktorzy nie silą się na wymówienie oryginalnych nazw angielskich, nie mówiąc już nic o wykonywaniu pieśni przez bardów, bo wtedy nie pozostaje nic innego jak wyłączyć dzwięk. Jednym RPG ktory jest dobrze zdubbingowany to Baldur's Gate. Wiedźmina nie zaliczam tu do gier zdubbingowanych, bo jakby nie patrzecto gra polska.

        Ja gram w gry tylko w wersji angielskiej, i czasem z ciekawości sprawdzę jak wygląda dubbing na filmikach z YouTube. Zazwyczaj jednak po paru minutach, albo wybucham śmiechem, albo wyłączam filmik z niesmakiem. Wg. mnie powinni zatrudniać aktorów, ktorzy umieją wczuc się w rolę, jaka mają w grze, a nie odbębnić czytanie tekstu.

        • 3 0

        • Baldury, Planescape Torment, oba Icewind Dale, Bard's Tale...

          Zdaję sobie sprawę, że to tytuły nieco leciwe, jednakże przełożone były wspaniale. Co do nowszych produkcji RPG, to jestem świadom podupadania jakości tłumaczeń i dubbingu, ale myślę, iż jednym z istotniejszych tego powodów jest brak w obsadzie gwiazd kina i teatru, które na przełomie wieków doskonale się w tym fachu sprawdzały. Nowe pokolenie aktorskie najwyraźniej nie do końca rozumie specyfikę tej pracy, choć wydaje się, że powinno być zgoła na odwrót.

          • 1 0

    • (2)

      JEDYNE SŁUSZNE gry po polsku to wszystkie części Wiedźmina. reszta tylko w oryginale

      • 2 5

      • Baldurs Gate, Starcraft 2 i kilka innych

        • 0 0

      • Czyli w Wiedźmina też grasz w oryginale.

        • 0 0

    • Nie tędy droga

      To producentom nie zależy na języku polskim, choć powinno, z uwagi na wielkość rynku. Aktorzy zagrają role, które ktoś im napisze. Jakość aktorów też zależy od ceny. Jeśli producent nie zainwestuje w dobrą lokację, to później wieje tandetą.

      • 0 0

    • Bo obecnie gry komputerowe, to rozrywka dla "dzieci i debili". Poziom trudności i wymóg myślenia jest odwrotnie proporcjonalny do upływu czasu w branży.

      • 0 0

  • najchętniej wybieramy gry po polsku (2)

    Nieprawda, polski dubbing jest w 99% przypadków beznadziejny. Jedyny wyjątek od tej reguły, który znam, to Wiedźmin 3, gdzie polska wersja językowa jest znacznie lepsza od angielskiej.

    • 5 3

    • zły kierunek myślenia

      Twierdzenie "najchętniej wybieramy gry po polsku " jest prawdziwe, o ile mówimy o lokacji dobrej jakości.

      • 0 0

    • ...

      • 0 0

  • bzdura,wlasnie jest odwrotnie i ludzie kupuja chetniej gry z napisami po polsku ale z oryginalna sciezka dzwiekowa bo czesto polska lokalizacja to jakis zart ktory jedynie psuje radosc z gry.

    • 9 5

  • Jakoś nie ufam przedstawicielowi firmy od lokalizacji, który opowiada o grach z _dedykacją_ na rynek polski...

    • 5 3

  • Nie lubię polskich wersji gry bo aktorzy nie odgrywają swoich kwestii tylko je recytują. Okrutnie psuje to przyjemność z gry.
    Same tłumaczenia też są często okropne. Tłumaczenia nazw sklepów z Saints Row 3 woła o pomstę do nieba.

    • 1 0

  • Bulletstorm miało świetne tłumaczenie :) (1)

    W sumie, nawet nie pamiętam czy miało polski dubbing, ale i tak wolałam po angielsku - z polskimi napisami.

    Obie wersje super :)

    • 0 0

    • Może dlatego, że to polska gra i trudno mówić o tłumaczeniu?

      • 0 0

  • Dubbing w Wiedźminie jest taki sobie.... :|

    Dubbing, bo to nie jest gra aktorska.... Brzmi bardzo często, jakby ktoś czytał z kartki, a nie grał rolę. :P Gra komputerowa/film, to nie jest słuchowisko radiowe! może ktoś wreszcie na to wpadnie!?

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Mikołaj Lipiński

Ekspert w obszarze fuzji i przejęć, funduszy PE/VC oraz zarządzania finansami firm. Doświadczenie...

Najczęściej czytane