• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ucz się na cudzych błędach. Dobre rozmowy o... porażkach

Wioletta Kakowska-Mehring
12 marca 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Sądząc po frekwencji i reakcjach publiczności na historie prelegentek, idea FuckUp Nights ma szansę przyjąć się w Trójmieście. Sądząc po frekwencji i reakcjach publiczności na historie prelegentek, idea FuckUp Nights ma szansę przyjąć się w Trójmieście.

Każdy człowiek uczy się na błędach. Mądry na cudzych - pod tym hasłem odbyło się pierwsze w Trójmieście spotkanie w ramach ogólnoświatowej akcji "FuckUp Nights". Co to takiego? To inicjatywa, dzięki której porażki w biznesie być może uda się przekuć w coś dobrego.



Czy mielibyście odwagę publicznie opowiedzieć o swojej biznesowej porażce?

Nie udało się bo: - Przewidywania dotyczące sprzedaży oparłam na pobożnych życzeniach - przyznała pani Iza. Najważniejsze jest: - Dowiedzieć się, co jest ważne dla szefa waszego szefa - radziła pani Sylwia. Wczoraj w klubie Atelier zobacz na mapie Sopotu w Sopocie odbyło się pierwsze spotkanie w ramach akcji FuckUp Nights. Wydarzenie to jest częścią międzynarodowej społeczności, organizującej co miesiąc spotkania, na których odważni ludzie opowiadają o swoich porażkach w biznesie lub projektach. Dla słuchaczy opowiadane historie mają być przestrogą i nauką, dla prelegentów występy stają się swego rodzaju oczyszczającą terapią.

- Chodzi o to, aby ośmielić ludzi, aby nie bali się mówić o swoich porażkach. W trakcie spotkań jest czas na historie, pytania i... świętowanie błędów. Warto je świętować, bo najczęściej coś fajnego z nich wynika. A te historie mogą być cennymi wskazówkami dla innych - mówi organizator spotkania Jarek Łojewski, właściciel Kreatyw.pro, coach i trener.

Skąd ten pomysł? Narodził się w Meksyku. - Zaczęło się, kiedy piątka przyjaciół "po przejściach" związanych z niepowodzeniami w biznesie postanowiła zacząć o nich... głośno mówić. I tak narodzili się "fuckuperzy" - mówi Łojewski. - Wyszli oni z założenia, że porażki to nieodłączny element każdej działalności, a dzielenie się wiedzą na ich temat to nic innego jak zdobywanie cennego doświadczenia.

A dlaczego "Fuckup"? W potocznym rozumieniu oznacza zarówno głupie błędy wynikające z niedbalstwa i bezmyślności, jak i osoby, które je popełniają. A "Nights", ponieważ spotkania odbywają się wieczorami, w kameralnej, klubowej atmosferze. Pierwszy FuckUp Nights odbył się w Mexico City we wrześniu 2012 roku. Od tego czasu w prawie 100 miastach na całym świecie, w każdy drugi wtorek miesiąca organizowane są podobne spotkania. Swoimi niepowodzeniami dzielą się przedsiębiorcy, managerowie projektów, artyści czy działacze społeczni.

Czy ludzie chętnie dzielą się złymi doświadczeniami? Czy nie wstydzą się porażek? - Nie miałem problemu ze znalezieniem pierwszych prelegentów. Mam chętnych do wystąpienia na kolejnych spotkaniach. Wiele osób na razie zadaje pytania. Mam nadzieję, że ostatecznie zdecydują się opowiedzieć swoje historie - dodaje Jarek Łojewski.

- Dzięki mojej historii dowiedziałam się, jak bardzo wizja różni się od rzeczywistości - podsumowała swoje wystąpienie Iza Kielusiak, jedna z "odważnych", która publicznie opowiedziała o swoich trudnych doświadczeniach z prowadzeniem własnej firmy. Chodziło o mobilną sprzedaż kawy, czyli ze specjalnych pojazdów, które miały pojawiać się wszędzie tam, gdzie są potencjalni klienci, czyli np. przy centrach biznesowych czy handlowych. Zapach kawy miał nęcić tych, którzy marzą o chwili wytchnienia w codziennej bieganinie. - W mojej wizji kawę miałam sprzedawać z eleganckiego samochodziku. Skończyło się na pojeździe na miarę możliwości, a nie marzeń. Wózek ten wyglądał raczej żałośnie, do tego ciągle się psuł. Na miejsce dojeżdżałam bez problemu, ale wracałam zwykle na holu. Do tego wydawało mi się, że skoro mamy wolność, to mogę sprzedawać, gdzie mi się podoba. Tu też wizja różniła się od rzeczywistości. Okazało się, że to nie jest takie proste, że jest mnóstwo zakazów i nakazów. Niestety, przewidywania dotyczące sprzedaży oparłam na pobożnych życzeniach. Dlaczego się nie udało? Bo nie przygotowałam się odpowiednio. Nie sprawdziłam rynku, przepisów. A czy coś dobrego z tego wynikło? Tak. Poczułam moc tworzenia z niczego.

Na zdjęciu pojazd Izy Kielusiak, z którego sprzedawała kawę. Miało być mobilnie i nowocześnie, a wyszło... żałośnie. Na zdjęciu pojazd Izy Kielusiak, z którego sprzedawała kawę. Miało być mobilnie i nowocześnie, a wyszło... żałośnie.

Anna DerdaKarolina Skrzypik też miały trudne początki. Im jednak udało się przetrwać i dziś ich firma ma szanse na powodzenie. Firma Kalefixy projektuje i sprzedaje... kalesony. Dla niego, ale też dla niej i dla dzieci. Projektuje i sprzedaje, bo szyciem zajmuje się podwykonawca. I z tym - jak się okazało - był największy problem.

- Nie miałyśmy żadnej wiedzy na temat branży odzieżowej. Nie wiedziałyśmy, że szwalnie też mają swoje specjalizacje. Teraz wiem, że proponowanie szycia kalesonów firmie, która szyje kamizelki kuloodporne to raczej kiepski pomysł. Nie wiedziałyśmy, czym różni się tkanina od dzianiny. Nawet nie umiałyśmy szyć - opowiada Anna Derda. - Dziś wiemy, że trzeba było się lepiej przygotować. Zdobyć wiedzę.

- Szukałyśmy szwalni w całej Polsce, znalazłyśmy w... Kościerzynie. Zapowiadało się świetnie. Bardzo miły pan technolog, miłe panie szwaczki, na ścianach masa wykrojów. Byłyśmy pewne, że trafiłyśmy pod skrzydła profesjonalistów. Było tak sympatycznie, żeby nie powiedzieć rodzinnie, że nawet miałyśmy w planach upiec i zawieźć ciasto z okazji kolejnej wizyty. Dziś wiem, dlaczego nie należy wierzyć słowom "będzie pani zadowolona" - opowiada Karolina Skrzypik. - Po złożeniu zamówienia w napięciu czekałyśmy na tzw. przeszycia, czyli pierwsze prototypowe sztuki. Z dwóch tygodni zrobiły się dwa miesiące, ale co tam. Pamiętam z jakimi emocjami odbierałyśmy je on pana technologa w kawiarni, w biegu, w czasie przerwy obiadowej. Wówczas jeszcze pracowałyśmy w korporacji. Złapałyśmy reklamówkę nawet do niej nie zaglądając. To, co potem w niej znalazłyśmy w niczym nie przypominało tego, na co czekałyśmy. Dziś wiemy, że trzeba walczyć o swoje, że nie należy się od razu zaprzyjaźniać, że trzeba spisywać protokół.

Firma jednak działa do dziś, sprzedaje, myśli o zagranicznej ekspansji i - co najważniejsze - udało się znaleźć świetną szwalnię i do tego w Trójmieście.

Karina KurkusSylwia Grzelacka opowiedziały z kolei o swoich doświadczeniach z pracy w korporacjach. Obie były project managerami.

- Prowadziłam projekt za prawie milion złotych. Chodziło o aplikację on-line do sprzedaży kredytów samochodowych. Wydawało się, że nie może się nie udać. Jest sponsor, jest plan, jest dobry zespół - opowiada Karina Kurkus. - Byłam tak pewna sukcesu, że... zapomniałam o kliencie i jego przewodniej roli, bo to on ma być zadowolony. Projekt wylądował w koszu. Teraz wiem, że najważniejsze jest rozmawianie z ludźmi i słuchanie ich.

- Moje rady? Unikać szefów, którzy nie są liderami. Unikać ludzi i firm bez strategii. Zawsze doprecyzowywać tzw. kartę projektu ze sponsorem. A najważniejsze to... dowiedzieć się, co jest ważne dla szefa waszego szefa - powiedziała Sylwia Grzelacka, która opowiedziała o swojej porażce z korporacyjnym projektem.

Sądząc po frekwencji i reakcjach publiczności na historie prelegentek, idea FuckUp Nights ma szansę przyjąć się w Trójmieście. - To było pierwsze z - miejmy nadzieję - serii spotkań. Postaramy się organizować je co miesiąc - zapewnia Jarek Łojewski.

Miejsca

Opinie (75) 8 zablokowanych

  • uwaga test...spieprzone czyli (1)

    jak przejdzie to znaczy, ze nazwa dobra....

    • 5 0

    • SpIerdlonone

      • 5 0

  • No widzę całkiem mocna GEjowa ekipa ;)

    pozdro spoza korporacji :)

    • 10 1

  • tłumaczenie (1)

    fucked up - taboo
    fucked
    przymiotnik
    spitolony (w złym stanie)

    wulgaryzm i to mocny

    • 3 0

    • no i poszła cenzura ..to nie było spitolony

      spi*er

      do*lo

      ny

      oryginalnie ze słownika

      • 5 0

  • Zaczął bym od zmiany nazwy na polską, normalną, nie makaronizm.

    może po tej zmianie bym się tym zainteresował, i inni również. A tak - pisze to, co czytacie i spuszczam artykuł w kloace innych z wp i gw.

    • 5 2

  • projekt za milion...o kliencie zapomnieli... no tak (1)

    grunt zeby szef był zadowolony.. co tam projekt.. to jak w enerdze bez kitu

    • 7 0

    • pękam ze śmiechu jak czytam takie panie, projekt za milon, że to miało zrobić wrażenie, naprawdę respekt jak sie takich(takie) tłumoków bierze to projektów to tak się to kończy

      • 5 0

  • FuckUp nights

    Fajna nazwa na klub swingersów.
    Na szczęście nie mam nic wspólnego z biznesem, ale na następne spotkanie zjawię się na pewno. Liczę na afterparty ;)

    • 16 0

  • Bełkot "nowoczesnych"

    Cieszę się, że tyle osób w komentarzach odnosi się negatywnie do używania "takich" nazw, prostactwa pomysłodawców i wykonawców tzw. projektu, no i ... dennego poziomu portalu.

    • 7 3

  • A boimy się rusyfikacji

    a tu nas już zangielszczono...

    • 2 0

  • "spierd*lone noce", "popierd*lone noce"

    Cudowna nazwa, no naprawdę ale to nic bo przecież jest po angielsku po angielsku każdy wulgaryzm przejdzie i jest tak światowo.

    Dobre jak po polsku w tytule komentarza chcę napisać spierd*lone to mi korekta trojmiasto.pl poprawia na spitolone. Fu*c w komentarzu też napisać nie można ale w tytule już bez problemu

    LOGIKA?!

    • 5 0

  • Ucz się od innych... a znowu utknęliście na błachostce (3)

    Nazwa jak widać budzi więcej kontrowersji niż sama idea - ze słownika Urbandictionary (f... up - a failure, someone who really messes up).

    Na szczęście są odważni do dzielenia się, ale też i chętni do uczenia się od innych.
    Do tych grup skierowane jest to spotkanie.
    Fajna atmosfera, kupa śmiechu, coś do nauczenia się, wymiany doświadczeń.

    Przyjęło się w tylu krajach, przyjmie się i tutaj.
    Dla zgorszonych nazwą, na szczęście również organizowane są spotkania kulturalne.

    • 3 2

    • Urbandictionary nie wyjaśnił jak się pisze błaHy?

      • 1 0

    • taki fuckup :)

      • 0 0

    • Może i spotkanie wesołe

      ale jak dla mnie nudne- takie dyrdymały,
      każdy, kto choć ma choć trochę oleju w głowie, wie że trzeba podpisywać umowy, wcześniej konsultować je z prawnikiem,

      ten numer ze szwalnią w Kościerzynie, to, sorki,
      ale współczesny przedszkolak by miał więcej rozeznania

      • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Krzysztof Stepokura

Prezes formy Eurotel. W 1994 roku założył firmę telekomunikacyjną Martel, która od 1996 roku była...

Najczęściej czytane