• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rząd walczy ze śmieciowym jedzeniem. Czy przedsiębiorcy przetrwają?

Robert Kiewlicz
16 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Co jedzą nasze dzieci w szkołach i przedszkolach?
1 września 2015 roku w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Wówczas wejdzie w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która jednocześnie spowoduje likwidację wielu tysięcy miejsc pracy. 1 września 2015 roku w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać tzw. "śmieciowego jedzenia". Wówczas wejdzie w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która jednocześnie spowoduje likwidację wielu tysięcy miejsc pracy.

Jednym z sukcesów rządu ma być wyprowadzenie "śmieciowego" jedzenia ze szkół. Ma się to stać już we wrześniu 2015 roku. Regulacja zasad żywienia dzieci w szkołach znacznie ogranicza asortyment, jaki może być sprzedawany w szkolnych sklepikach. Niestety, przy okazji stawia pod znakiem zapytania sens prowadzenia takiego biznesu. Nowe przepisy mogą doprowadzić do likwidacji nawet 20 tys. firm i jednoosobowych działalności gospodarczych w skali kraju.


Co w największym stopniu utrudnia założenie i prowadzenie własnej działalności gospodarczej?


Sklepikarze przede wszystkim boją się, że ze sprzedaży samych owoców czy kefirów nie utrzymają się. - Soki naturalnie wyciskane nie będą tanie, więc dzieciaki będą kupowały gazowane napoje w drodze do szkoły - mówi pani Ania, która prowadzi szkolny sklepik i twierdzi, że już kilka lat temu zrezygnowała ze sprzedaży chipsów na rzecz kukurydzianych chrupek, bo temat zdrowego żywienia w szkołach nie jest nowy. Jednak obecne propozycje są jeszcze bardziej restrykcyjne.

- Naprzeciwko szkoły jest jeden ze sklepów sieciowych. Ten sklep będzie miał od września bardzo wysokie obroty. Zwykle sprzedaję dwa jabłka tygodniowo i jednego banana, a kupuje je nauczyciel od biologii. Na czym mam zarobić - mówi z kolei Ewa Gach, która prowadzi sklepik w jednej ze szkół na Zaspie.

Szybka ścieżka w sezonie ogórkowym

Tuż przed wakacjami Ministerstwo Zdrowia opublikowało projekt rozporządzenia do "Ustawy o bezpieczeństwie żywienia dzieci w szkołach". Proponowane rozwiązania mają doprowadzić do zmiany nawyków żywieniowych dzieci. Projekt można konsultować zaledwie do 20 lipca, kierując swoje spostrzeżenia na adres e-mail dep-zp@mz.gov.pl

- Same założenia są słuszne, ale sposób wprowadzania zmian katastrofalny. Rozporządzenie ukazało się dwa dni przed wakacjami i konsultacje społeczne w tej sprawie mają trwać do 20 lipca. Same terminy mocno ograniczają nam działanie. Praktycznie wszyscy zainteresowani mają w tym czasie zawieszoną działalność i trudno do nich dotrzeć - mówi Robert Bilkiewicz, producent i dostawca do szkolnych sklepików z Gdańska. - Nowa ustawa regulująca sprzedaż artykułów spożywczych w szkołach spowoduje w praktyce zniknięcie około 20 tys. małych firm i jednoosobowych działalności. Sklepiki szkolne, drobni dostawcy, mali lokalni producenci jedną decyzją rządu tracą jakąkolwiek możliwość na przetrwanie. Nikt tych ludzi nie obroni, gdyż z uwagi na rozdrobnienie i małe jednoosobowe firmy nie mamy szansy podnieść tego tematu na forum publicznym. Ewidentnie widać, że twórcy tej ustawy są całkowicie oderwani od rzeczywistości. Jesteśmy za poprawieniem nawyków żywieniowych u dzieci, ale - jak wiemy z przeszłości - ograniczanie dostępności nie załatwi problemu, a jedynie zamiata go pod dywan.

Specjaliści oceniają, że około 20 tys. sklepików szkolnych w całym kraju generuje prawie 300 tys. miejsc pracy - w usługach hurtowych, transportowych oraz w obsłudze samych sklepików. Tę ostatnią grupę w dużej mierze stanowią osoby z grupy wiekowej 50+, dla których ponowne wejście na rynek pracy może stanowić barierę nie do pokonania.

Według nowych zasad od września 2015 roku można będzie sprzedawać tylko wodę, soki naturalnie wyciskane lub z zawartością cukru nie większą niż 10 proc., o pojemności nie większej niż 330 ml, kanapki z suchą wędliną (do 10 proc. tłuszczu), serem, owoce, warzywa, z wyłączeniem suszonych, przetwory mleczne (jogurt, kefir itp.) z zawartością cukru nie większą niż 10 proc. Dodatkowo na podmioty, które sprzedają, reklamują i promują w szkołach żywność inną niż dozwolona w ustawie inspektor sanitarny będzie mógł, w drodze decyzji, nałożyć karę pieniężną w wysokości do 5 tys. zł.

Dobre zamiary, ale skutki katastrofalne?

Jak twierdzą sami sklepikarze przyjęcie rozporządzenia w proponowanej formie spowoduje, że ajenci, dystrybutorzy i producenci płacący składki ZUS i podatki zasilą rzesze bezrobotnych i ustawią się w kolejce po zasiłki.

- Swój biznes będę musiała zamknąć. Jest to dla mnie przykre, bo sklepik prowadzę już ponad 25 lat. Jestem w wieku przedemerytalnym i od tylu lat prowadzę własną działalność, że trudno mi będzie znaleźć nowe zatrudnienie - mówi Ewa Gach, która prowadzi sklepik w jednej ze szkół na Zaspie. - Po przeczytaniu rozporządzenia okazało się, że od września będę mogła sprzedawać tylko wodę i marchewkę oraz napoje mleczne. W szkole mamy specjalne źródełka z wodą dla dzieci, mleko i owoce dzieci dostają za darmo. Dla mnie te przepisy są po prostu dyskryminujące. Jestem takim samym podatnikiem jak wszyscy. Płacę ZUS i dzierżawę. Naprzeciwko szkoły mam jeden ze sklepów sieciowych. Ten sklep będzie miał od września bardzo wysokie obroty.
Stracą na tym dzieci, padną firmy handlowe i przedsiębiorcy, grube miliony złotych w perspektywie całego kraju stracą szkoły za wynajem, a otyłość u dzieci się nie zmniejszy, bo w portugalskiej Biedronce nabędą często gorszej jakości produkty w większych gramaturach.

- Rzeczywistość po wprowadzeniu nowej ustawy będzie taka, iż sklepiki szkolne zostaną zamknięte przez ajentów - twierdzi jeden z producentów napojów w Gdańsku. - Krótka lista produktów proponowanych przez MZ nie daje nam najmniejszych szans na dostosowanie się do wymogów, a ajentom sklepików szkolnych na utrzymanie pracy. My, polscy producenci, nasi pracownicy, właściciele sklepików, dystrybutorzy i wielu ludzi utrzymujących swoje rodziny, zasilimy grupę bezrobotnych w urzędach pracy.

Szkoły i lokalne budżety stracą pieniądze

Sklepiki szkolne, we współpracy z Radami Rodziców w ostatnich latach przeszły dosyć dużą metamorfozę. W zdecydowanej większości tych punktów chipsy i gazowane napoje zastąpiły chrupki kukurydziane, batoniki musli, soki, woda i kanapki. Producenci słodyczy zadbali o to, aby sztuczne barwniki zastąpiły naturalne, a porcje proponowane dzieciom do sprzedaży były mniejsze. W sprzedaży pojawiły się też produkty zbożowe, ekologiczne i niskokaloryczne.

- Opinii publicznej przedstawiono jednak projekt napisany z perspektywy Warszawy. W tym mieście zbierano bowiem dane statystyczne o sklepikach i sugerowano się możliwościami ekonomicznymi konsumentów, pomijając całkowicie inne, mniej zamożne ekonomicznie obszary kraju - dodaje Bilkiewicz.

Przystosowanie tradycyjnych sklepików do roli bufetów (co sugeruje projekt) będzie niosło ze sobą ogromne koszty. Ministerstwo Zdrowia w swoim projekcie nie wspomina ani słowem o jakiejkolwiek pomocy ajentom w tym zakresie.

- Środki finansowe uzyskiwane z opłat za wynajem pomieszczeń na sklepiki były dotychczas przeznaczane przez szkoły na dofinansowanie m.in. konkursów, olimpiad szkolnych, wycieczek oraz pomocy naukowych. Po wprowadzeniu nowych przepisów zginą one bezpowrotnie - twierdzi Bilkiewicz. - Pominięto również okres przejściowy na dostosowanie do nowych warunków i wymogów. Projekt rozporządzenia opublikowany został na dwa dni przed końcem roku szkolnego, a dalsze prace legislacyjne zakończą zapewne cały proces na kilka dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Produkty proponowane dzieciom do sprzedaży będą miały bardzo wysokie ceny, co spowoduje w zdecydowanej większości przypadków ich niedostępność, a przez to dyskryminację mniej zamożnych dzieci.

- Dzierżawimy od Gdańska pięć punktów na sklepiki szkolne i łącznie płacimy za nie ponad 5 tys. złotych miesięcznie. Czyli w skali jednego roku szkolnego 50 tys., które przejdą koło nosa miastu, bo sklepiki nierentowne trzeba będzie zamykać, co będzie równoznaczne z rozwiązaniem pięciu umów z naszymi pracownikami - dodaje Tomasz Pietrzyk, prowadzący sieć sklepików szkolnych w Trójmieście.
Opinii publicznej przedstawiono projekt napisany z perspektywy Warszawy. W tym mieście zbierano bowiem dane statystyczne o sklepikach i sugerowano się możliwościami ekonomicznymi konsumentów, pomijając całkowicie inne, mniej zamożne ekonomicznie obszary kraju

Nie zakazujmy, ale edukujmy

Jak czytamy w komentarzu do projektu nowych przepisów, w szkołach podstawowych i gimnazjalnych uczniowie częściej mogą zaopatrzyć się w słodkie lub słone przekąski oraz słodzone i gazowane napoje, natomiast w szkołach ponadgimnazjalnych częściej można zakupić żywność zalecaną, w tym owoce i warzywa, produkty mleczne, wody mineralne i ciepłe herbaty. Automaty sprzedające napoje lub słodycze znajdują się w niemal co drugim gimnazjum i w co trzeciej szkole podstawowej. Zazwyczaj znajdują się w nich woda, słodkie napoje owocowe lub typu cola, słodycze oraz chipsy. Twórcy projektu twierdzą, że dostarcza on przede wszystkim narzędzia umożliwiającego eliminację przyczyn powstawania nadwagi i otyłości wśród dzieci i młodzieży poprzez promocję zdrowego sposobu odżywiania.

Sami sklepikarze twierdzą, że takie stawianie sprawy jest nieuczciwe i krzywdzące, a rządzący chcą na ich barki przerzucić odpowiedzialność za zdrowe żywienie dzieci.

- Co do samej ustawy, to jest ona nieprecyzyjna i krzywdząca dla wielu producentów oraz dystrybutorów. Wystarczyłoby tylko zrobić ankietę wśród szkół ze sklepikiem oraz bez i wyliczyć średnią wagę ucznia, aby dowiedzieć się, że nie w sklepiku szkolnym problem, a w rodzicach, którzy piszą roczne zwolnienia z W-Fu, kupują dzieciom komputery, a te cały dzień siedzą na Facebooku - mówi Pietrzyk. - Edukujmy dzieci, dajmy im dostęp do boisk i zajęć ruchowych, wpajajmy w nich zainteresowanie sportem i rywalizację, a nie zakazujmy dzieciom zjedzenia batona czy wypicia herbaty z cukrem, bo ze szkoły zrobimy "małe więzienie". Stracą na tym dzieci, padną firmy handlowe i przedsiębiorcy, grube miliony złotych w perspektywie całego kraju stracą szkoły za wynajem, a otyłość u dzieci się nie zmniejszy, bo w portugalskiej Biedronce nabędą często gorszej jakości produkty w większych gramaturach.

Resort zdrowia nie widzi problemu

O to, czy podczas tworzenia projektu zwrócono uwagę na skutki społeczne, czyli ewentualny wzrost bezrobocia i możliwość likwidacji większości sklepików szkolnych zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia. Resort nie udzielił nam jednak odpowiedzi na to pytanie. Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy ministra zdrowia poinformował nas jedynie, że wszelkie niezbędne informacje znajdują się na stronie Rządowego Centrum Legislacji i zamieszczono tam projekt rozporządzenia wraz z uzasadnieniem i oceną skutków regulacji.

W dokumencie tym czytamy, że: "wejście w życie rozporządzenia nie spowoduje zmian na rynku pracy w odniesieniu do zatrudnienia oraz nie będzie miało wpływu na wskaźniki zatrudnienia, pod warunkiem dostosowania się do przepisów zatrudnienia."
Sklepiki szkolne, drobni dostawcy, mali lokalni producenci jedną decyzją rządu tracą jakąkolwiek możliwość na przetrwanie.

Sprawą sklepików szkolnych zainteresowała się natomiast Konfederacja Lewiatan, która obiecała pomoc sklepikarzom. Interpelację poselską do Mariana Zembali, ministra zdrowia, ma także złożyć w najbliższych dniach posłanka Agnieszka Pomaska.

Rząd nie pierwszy raz chce zrobić nam dobrze

W 2014 r. wprowadzono darmowe podręczniki dla klas I-III. Dzięki temu państwo, zasłaniając się pomocą dla rodziców przejęło rolę wydawcy i w konsekwencji wyeliminowało z rynku prywatnych przedsiębiorców. Zmiany wprowadzono, choć według wszelkich analiz nowelizacja miała mieć fatalne skutki dla rynku pracy. Przewiduje się, że zatrudnienie w wydawnictwach, księgarniach, czy firmach poligraficznych straci kilka tysięcy osób. Według rządu zagrożonych zwolnieniami miało być tylko 360 osób.

Podobną sytuację mamy jeśli chodzi żłobki i przedszkola. Jeszcze kilka lat temu promowano tworzenie tego typu placówek. Często otwierały je osoby młode lub będące w wieku przedemerytalnym. Tworzono też specjalne dotacje na ten cel. Sens istnienia takich placówek podważy jednak kolejny pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej, zgodnie z którym do przedszkoli miałyby zostać przyjmowane dwulatki. Jeśli tak się stanie, to opustoszeją licznie powstałe w ostatnich latach żłobki i zlikwidowane zostaną kolejne małe firmy. Wcześniej nastąpił odpływ dzieci z przedszkoli do szkół w związku z objęciem sześciolatków obowiązkiem szkolnym.

Powstaje pytanie, czy dzięki takiej pomocy rządu, który jedną ręką daje, aby drugą zlikwidować tysiące miejsc pracy, uda nam się godnie dożyć do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego i co z wolnym rynkiem.

Opinie (199) 7 zablokowanych

  • Zabić aby przeżyć?

    To ma być usprawiedliwienie? Ogromna większość społeczeństwa musi szukać ciągle nowych rozwiązań aby ich zakład przetrwał ich produkcja była konkurencyjna a towary opłacalne. A tu nagle truciciele dzieci, które z winy rodziców nie dostały poprawnego śniadania czują się pokrzywdzeni bo nie wolno im sprzedawać tego co dzieciom szkodzi? Pamiętam w moich czasach szkolnych w sklepikach można było kupić gotowe kanapki które przedsiębiorczy ludzie przygotowywali w trakcie trwających lekcji aby na przerwie były już gotowe. No ale fakt łatwiej siedzieć na 4literach i nic nie robić ( majac na regale np gotowe batony) niż przygotować świeże kanapki.

    • 3 2

  • Kto w RP jest przedsiębiorcą? (1)

    określenia "przedsiębiorca"; "biznes" itp. w niektórych przypadkach rozśmieszają. W tle trzy pustawe meblowe regały z chipsami i to w Polsce jest już "firma". U nas "przedsiębiorcą" określa się nawet fryzjera, taksówkarza, masażystę. Dobrze że zawód pucybuta tu się jakoś nie przyjął :D:D. Do używania pewnych określeń powinny obowiązywać ustalone kryteria, jak choćby zatrudnianie min. 10 osób NA ETATACH.

    • 4 7

    • przedsiębiorca to ktoś kto prowadzi działalnośc gospodarczą, a nie jest zatrudniony na umowie

      i po co się tak denerwować, jakoś inni rozumieją takie definicje

      • 0 0

  • najpierw niech się zajmą edukacją zdorwego odżywiania dzieci oraz brakiem produkcji produktów GMO

    • 1 1

  • w szkole mojego dziecka stoi automa ze smieciowym jedzeniem, nie ma sklepiku. Wiele razy rodzice zglaszali dyrektorowi aby to zlikwidowac ale on pozostaje gluchy,chyba ma z tego jakies pieniadze tylko ciekawe czy dla szkoly

    • 0 0

  • dla zainteresowanych lista co można sprzedawać, oceńcie sami... (7)

    Kanapki z wędliną nie więcej niż 10% tłuszczu, ser ale topiony nie, majonez nie, keczup ale z przygotowany z 120g pomidorów na 100g produktu
    Surówki i sałatki
    Mleko bez dodatku cukru i substancji słodzonych
    Produkty mleczne z zawartością cukru i tłuszczu nie więcej niż 10%
    Warzywa przygotowane na miejscu
    Owoce bez dodatku cukru,
    Soki owocowe i warzywne w opakowaniach nie większych niż 330ml
    Woda, soki naturalnie, herbata bez cukru, kawa zbożowa,

    Zaznaczam, że to jest wszystko, więcej już nic, żadnych drożdżówek, ciast robionych na zajęciach szkolnych, ciekawe jak będą teraz wyglądały imprezy szkolne organizowane przez rodziców.
    Spróbujcie znaleźć takie produkty, które spełniają te wytyczne, zobaczcie ceny, spełnić wymogi sanepidu na przygotowanie świeżych napojów i kanapek i zapraszam do prowadzenia sklepiku w imię misji szerzenia zdrowych nawyków. Dla ścisłości stołówki szkolne mają podobne regulacje.
    Uczciwiej byłoby zakazać całkowitego handlu w szkołach lub wprowadzać etat sprzedawcy w szkole i to miało by sens,
    Pozdrawiam

    • 13 2

    • czyli jogurt grecki jest be? co za czasy panie Popiołek!

      • 0 0

    • bardzo mi się.podoba ta lista (5)

      I to żaden problem kupić takie produkty. Znajdziesz wszystkie w większości sklepów. Chociażby w tesco, ale nie ser. W tesco nie ma ŻADNEGO sera bez dodatku cukru. Tak samo nie ma żadnego bezcukrowego majonezu. Ale już i zdrowy ser i majonez znajdziemy w lidlu. Fakt, te produkty są przeważnie nieco droższe, ale zdrowia nie da się przeliczyć na pieniądze

      • 1 2

      • (4)

        ok, co to jest zdrowy ser bo nie rozumiem? Proszę czytaj ze zrozumieniem, żadnego majonezu nawet "zdrowego" cokolwiek to znaczy.
        To fajnie, że podoba Ci się ta lista, czekam za tydzień o informację jak wdrażanie tego w domu.
        Pozdrawiam.

        • 1 1

        • (3)

          W domu mam to wdrożone od dawna :-) zdrowy ser? To taki zrobiony z mleka i podpuszczki. TYLKO. I dodam że musi śmierdziec jak ser. No i nie poleży tydzień w lodówce. To samo tyczy się wszystkiego, a najgorszy jest ten cukier. Jeśli przejrzysz to co masz w lodówce może się okazać że ten cukier masz wszędzie. Od masła/margaryny, przez sosy, gotowe dania, półprodukty, na serach i wędlinach kończąc.

          • 0 2

          • pardon (2)

            Do sera trzeba dodać jeszcze sól, zapomniałem :-)

            • 0 0

            • (1)

              sól jest nie zdrowa, w rozporządzeniu jest bardzo napiętnowana i z tego powodu bardzo dużo produktów jest niedopuszczonych, także sorry ale słony ser być nie może.

              • 1 0

              • Owszem, sól jest szkodliwa. Bardzo łatwo przekroczyć zdrową normę. Według who p polacy jedzą stanowczo za dużo soli. Powoduje ona w nadmiarze problemy z np. ciśnieniem.

                • 0 0

  • o czym jest ten artykuł?

    a może jakiś link do tego rozporządzenia?

    • 0 1

  • Owoce są bardzo niezdrowe bo mają dużo weglowodanów i fruktozę

    Niech te gady odwala się od dzieci no ale cóż takie mają rozkazy z zagranicy to pieski wykonują....

    • 2 1

  • nareście !!! (3)

    choć córka już jest w liceum to doskonale pamiętam dzień w jej szkole podstawowej kiedy to swój biznes czyli sklepik został otwarty, dziecko już nigdy nie zabrało kanapki z domu do szkoły ..tylko jak wszystkie dzieci całe przerwy spędzało pod pełnym od chipsów, gum i kolorowych cukierków sklepie...najgorsze było to ,że Pani dawała dzieciom ....na krechę zapisując w zeszyt ile kto ma długu, oczywiście rodzice nic o tym przestępstwie nie wiedzieli, kategorycznie zabroniłam pani sklepikowej dawać dziecio na krechę , poskutkowało..jednak dzieci zapychały się chemią bez przerwy , owszem miała mleko w kartonach ale była taka sprytna ,że za szybą dzieci widziały tylko truciznę, jestem absolutnie przeciw truciu dzieci w szkołach i zarabianu jeszcze na tym pieniędzy, won ze szkół takiej truciźnie, nie interesuje mnie co zrobią ci co te sklepiki mieli, niech idą żebrać pod kościół a nie truć nieświadome dzieci !

    • 3 12

    • Trucie dzieci.... no to popłynęłaś....

      • 3 0

    • mm

      Co ty kobieto żresz, że takim jadem plujesz. Chyba sama chemię.

      • 5 1

    • no właśnie, a ja się pytam gdzie byli rodzice, no gdzie?

      • 3 1

  • Bardzo dobry ruch. Robić zdrowe kanapki , soki i wodę n-gaz. (1)

    Pasozytują na dzieciach i jeszcze mor,dy drą że rząd chce chronić dzieci - od tego jest rząd.

    Zabierajcie swoje smierdzzące jedzenie i zostawcie te mini biznesy innym, zobaczycie jak będą dobrze szły bez chipsów i innego smiecia!

    • 2 10

    • Od tego są rodzice, a nie rząd

      • 1 0

  • w obronie własnej trzeba walczyć z rządem zanim doprowadzi do jeszcze większych zniszczeń (9)

    oprócz katastrofy ekonomicznej jaka nam grozi (budżet, dług publiczny, kradzież z OFE itd.) dochodzi do tego, że rząd już uzurpuje sobie prawo do mówienia co można jeść a więc pozbawia nas wolności osobistej.
    Tylko rodzice mają prawo wychowywać swoje dziecko a nie banda urzędników !!!

    • 49 39

    • Uogólniasz problem i polityke widzisz nawe w ubikacji. Zastanow sie zanim cokolwiek publicznie powiesz. Internet jest czyms do czego wielu jego uzytkowników nie dorosło.

      • 0 0

    • (6)

      dobra tylko niech potem leczą się za swoje pieniądze a nie za publiczne.

      • 7 11

      • To mówisz, ze dziecko je tyle słodyczy w szkole, ze juz w domu nie ma siły na więcej i pózniej jest otyłe? Ciekawe, czytając takie posty jestem rownież za ograniczeniem wolności słowa

        • 1 0

      • publiczne pieniadze pochodza z naszych podatkow (4)

        panstwo samo w sobie nie generuje zysku,a csly sektor panstwowy-kolej,kopalnie itp przynosza rokrocznie coraz wieksze straty.publiczne znaczy NASZE ,wiec kogo mamy za nie leczyc?emigrantow z afryki kyorych podesle nam unia? TYLKO rodzic ma prawo decydowac o swoim dziecku,bo to rodzic ponosi caly trud i koszt jego wychowania,a panstwo mu w tym nie pomaga absolutnie.coraz bardziej niewolniczy system stara sie zepchnac ludzi do roli pracujacych robotów,zbyt glupich w mniemaniu rzadu by mogli decydować o sobie sami

        • 12 9

        • (3)

          przedawkowałeś korwina.
          państwo nie mowi i nie nakazuje co masz dawać dziecku do jedzenia w domu, tylko w szkole. widzisz różnice?

          • 9 7

          • to nie korwin.to poszanowanie dla najwyższej wartosci jaka fla mnie jest WOLNOSC (2)

            ograniczanie przedsiebiorcy takimi ustawami to nic innego jak regulacja rynku.ceny umowne ,regulowane,i detaliczne-pewnie nix ci to.nie mowi ale ja to przerabialem za komuny,a to troszke komuna pachnie.piekne idee,ekologi i zdrowia,ale dzieciecemu organizmowi duza dawka ruchu wystarczy,i rozsadek rodzicow.poza tym slodkie napoje i batoniki to tylko jakas czesc asortymentu,procz tego jest sprzedawane mnostwo innych rzeczy.masz dziecko w szkole ,widziales kiedys sklepik?ja mam i wiem co sprzedaja u mojego syna w szkole.a tak na marginesie,twoje myslenie to woda na młyn tych co przy korycie.potulnymi i popawnymi w kazdym calu łatwiej manipulowac i ograniczac,niz tymi ktorzy mysla samodzielnie.

            • 9 5

            • (1)

              tak oczywiście niczym nie ograniczona wolność i myślenie samodzielne receptą na wszystko. dziecięcemu organizmowi duża dawka ruchu i rozsądek rodziców wystarczy a tymczasem 25% 13-latków ma nadwagę. jeden z najgorszych wyników w Europie.

              • 6 4

              • pomiędzy niczym nie ograniczoną wolnością a ograniczeniem wolności

                jest jeszcze dużo miejsca. niestety ten obszar nieustannie się kurczy właśnie m.in. przez takie propagandowe akcje rządzących

                Niczym nie ograniczona wolność byłaby wtedy gdyby pozwolić sklepikom szkolnym na sprzedaż alkoholu, wyrobów tytoniowych etc. Na to wszyscy normalni ludzie się nie godzą i nikt też się nie burzy przeciwko ograniczeniu, które bardziej wynika z naszej własnej woli niż z przepisów prawa.

                Natomiast ograniczenie wolności to właśnie tworzenie przez bandytów urzędasów list produktów dozwolonych do sprzedaży (bądź co bądź produktów spożywczych).

                Jeśli nie wiecie co będzie następstwem takich debilnych przepisów to wam powiem. Może nie będzie to "czarny rynek" słodyczy w szkole ale na pewno zauważą większy ruch uczniów sąsiednie sklepy spożywcze.
                Za to chwalebna propaganda tych idiotów z rządu pójdzie żwawo w media - "tak, to my uratowaliśmy polskie dzieci !"

                • 6 3

    • Dla mnie kompletna bzdura ......

      tak jak alkohol itd. itd. ...kto chce i tak sie zaopatrzy w to czy tamto ..... problem lezy w wychowaniu, wzorcach itd. a przede wszystkim w PESPEKTYWACH godnego zycia w tym kraju, bo to przeklada sie od rodzicow i ich mozliwosci jakosci czyli sposobu zycia na dzieci! I Na tych dzialaniach panstwo powinno sie skupic! a nie tworzyc przepisy nakazy zakazy itd. czyli panstwo restrykcyjno urzednicze

      • 10 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Piotr Podleśny

Sprawował funkcję Prezesa ATENY w latach 2007-2014. Doskonale zna branżę ubezpieczeniową -...

Najczęściej czytane