• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ciekawe zawody: iluzjonista - magiczna praca dla pasjonatów

Agnieszka Śladkowska
13 kwietnia 2024, godz. 10:30 
Opinie (33)
Iluzja w swojej istocie jest sztuką rozwiązywania problemów. Żeby stworzyć efekt magiczny, trzeba zacząć od wyobrażenia sobie cudownego finału, a następnie pracować wstecz, by zobaczyć, jak do tego doprowadzić - mówi Kajetan Bielecki. Iluzja w swojej istocie jest sztuką rozwiązywania problemów. Żeby stworzyć efekt magiczny, trzeba zacząć od wyobrażenia sobie cudownego finału, a następnie pracować wstecz, by zobaczyć, jak do tego doprowadzić - mówi Kajetan Bielecki.

Zanim spotkałam się z Kajetanem Bieleckim podczas wywiadu, widziałam go na scenie. Wysoki, wyprostowany 25-latek w eleganckim garniturze. Z każdą minutą wprawiał widownię w coraz większe niedowierzanie, że to, co prezentuje, to jedynie iluzja. Podczas tego występu zrozumiałam, że iluzjonista to prawdziwy artysta, a nie przaśna atrakcja rodzinnego festynu. Z naszej rozmowy dowiecie się, że iluzja może być sztuką z ważnym przesłaniem, a środowisko iluzjonistów to fenomen na rynku pracy.



Jak zaczyna się twoja opowieść?

Kajetan Bielecki: To nie będzie piękna historia o tym, jak - gdy byłem dzieckiem - dziadek wyciągnął mi monetę zza ucha i uczył magii. Chciałbym, żeby taka była, ale jest mniej barwna. Choć faktycznie zaczyna się w dzieciństwie, jak u większości iluzjonistów. Miałem 12 lat, gdy kolega pokazał mi prosty numer z kartami. Spędziłem parę dni, żeby zrozumieć, jak to było zrobione. To mnie zafascynowało. Zacząłem szukać kolejnych i testować ich wykonanie. W wieku 13 lat pojechałem z tatą na pierwsze spotkanie magików. Było to prowadzone przez Sławka Kowalskiego Warszawskie Spotkanie Iluzjonistów.

Czy podoba ci się pomysł organizacji pokazu iluzjonisty na urodzinach czy imprezie firmowej?



Nie zdziwili się, że na takie spotkanie ktoś przyprowadził dziecko?

- Tatę wysłałem "w miasto", a na spotkanie poszedłem sam. Bardzo życzliwie zostałem przyjęty. Zresztą to jest specyfika naszej branży. Osoby, które do niej wchodzą, bez względu na wiek, są bardzo ciepło witane, a sam Sławek Kowalski odchował dużą część młodego pokolenia iluzjonistów.

To był ten moment, kiedy wiedziałeś, że będziesz zajmował się iluzją zawodowo?

- Myślę, że ten moment przyszedł rok później. Akurat do mojego rodzinnego Sopotu przyjechało w wakacje wielu iluzjonistów. Zobaczyłem pierwszy raz ich pracę na żywo. Przyglądałem się, jak po 20 minutach występu zbierali pieniądze do kapelusza od przechodniów. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że iluzja może stać się moim sposobem na życie, i utwierdziłem w przekonaniu, że chciałbym spróbować na tym zarabiać.

Kiedy zarobiłeś swoje pierwsze pieniądze "na magii"?

- Już wcześniej robiłem małe pokazy dla rodziny i znajomych, ale pierwsze pieniądze zarobiłem w kolejne wakacje, czyli gdy miałem 15 lat. Wybierałem między staniem na Monciaku jako iluzjonista z trudnym do przewidzenia zarobkiem a pracą kelnera z pewną stawką. To nie była prosta decyzja, ale uwierzyłem w siebie i wybrałem iluzję.

Jak wypadł pierwszy sezon?

- Za 45 dni pracy na Monte Cassino zarobiłem ponad 3 tys. zł. Do tego sytuacja, w której sam byłem sobie szefem, to dla mnie ideał. Dużą satysfakcję dało mi poczucie, że potrafię zarabiać na tym, co sprawia mi taką frajdę.



Byłeś wtedy jeszcze bardzo młody, czy pasja do iluzji wpłynęła na wybór szkoły?

- Początkowo nie. Myślałem, że iluzja będzie moim dodatkowym zajęciem, a pierwszym miała być... informatyka. Zawsze sądziłem, że będę informatykiem, dlatego poszedłem na Politechnikę... żeby po 4 miesiącach, stwierdzić, że to zupełnie nie dla mnie i wolę pójść na psychologię na Uniwersytecie Gdańskim.

Pewnie psychologia często przydaje się w twojej codziennej pracy.

- Bardzo. Psychologia to nauka o ludziach, a to nieodłączny element mojej pracy. W końcu iluzja to psychologia stosowana. Podczas iluzji wykorzystujemy błędy poznawcze i luki w sposobie ludzkiego rozumowania. Iluzja korzysta z heurystyk, czyli uproszczonych sposobów postrzegania rzeczywistości. Za tym, co się dzieje na scenie, stoi dużo teorii, która jest oparta na psychologii.

Jak dalej rozwijała się twoja kariera?

- Bardzo dużo ćwiczyłem, spędzałem i zresztą nadal spędzam setki godzin przed lustrem, żeby osiągnąć swój cel, czyli być jak najlepszym w iluzji i utrzymywać się tylko z niej. Po pokazach dla znajomych i poleceniach pocztą pantoflową zacząłem ogłaszać się w internecie i to bardzo przyspieszyło liczbę wystąpień. Od 3 lat utrzymuję się tylko z iluzji.

Jak duże jest zapotrzebowanie na iluzjonistów, ile masz zleceń w skali roku?

- W 2023 r. miałem ok. 100 występów. Zdarza się okres, kiedy mam występ raz w tygodniu, ale też kumulacja, gdy mam 2 występy jednego dnia. Moim głównym targetem są imprezy firmowe, spotkania dla dorosłych, choć zdarza mi się też prowadzić występy familijne. Jednak same występy to tylko bardzo mała część mojej pracy. Do tego dochodzą szkolenia, dopracowywanie efektów, dobieranie muzyki, aranżacji, łączenie wszystkiego w pokaz, odpisywanie na maile, wysyłanie ofert, rozmowa z klientami. To naprawdę dużo więcej pracy, niż się z boku wydaje. Do tego wracam z występu i myślę, jak jeszcze poprawić to, co robię. Ktoś mądry powiedział, że jeśli znajdziesz coś, co kochasz, nie przepracujesz ani dnia. A ktoś pewnie mądrzejszy, że jeśli znajdziesz coś, co kochasz, to będziesz pracował 24 godziny na dobę i ciągle starał się robić to lepiej. Iluzjoniści kochają swoją pracę i żyją nią każdego dnia. Nawet nie przechodzą na emeryturę. Zobacz Davida Copperfielda - ma niemal 70 lat, a nadal występuje 8 razy w tygodniu w Las Vegas.



To jedyny iluzjonista, którego znam z imienia i nazwiska.

- Copperfield stał się archetypem nowoczesnego iluzjonisty. Jego programy telewizyjne były, zarówno dla polskich widzów, jak i dla iluzjonistów, powiewem świeżości. Pokazał, że w iluzji kryją się emocje i historia, która ma 3 etapy: rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie. Dzięki niemu Polacy zobaczyli, że iluzja nie musi wyglądać jak przegląd rekwizytów, do którego - niestety - przyzwyczaili swoją publiczność iluzjoniści w PRL-u. Zresztą branża w tamtych czasach działała w absurdalny, zły sposób.

Co dokładnie się zmieniło?

- Można powiedzieć, że w PRL-u monopol na iluzję miał ZASP - Związek Artystów Scen Polskich. Trzeba było przejść test i uzyskać zgodę na możliwość prowadzenia występów iluzji. Poziom artystyczny musiał być zgodny z linią związku, czyli raczej rekwizytowy. Aktualnie iluzjoniści mogą prezentować to, co chcą. Najważniejszy jest człowiek, a nie zasobność jego kufra. To iluzjonista jest kluczem do dobrego show. Jego prezencja, osobowość, myśli, doświadczenia. Iluzjoniści zaczęli też inaczej podchodzić do swojej pracy. Nie chodzi o samozachwyt nad własnymi umiejętnościami, tylko o pokazanie, że iluzja jest sztuką i może nieść wartościowe przesłanie, które zostawia w człowieku ślad.

Gdy myślę o iluzji, zawsze wyobrażam sobie mężczyznę. Czy zdarzają się w waszej branży kobiety?

- W Polsce nie ma ani jednej kobiety żyjącej z iluzji. Na świecie może jest ich promil. Z reguły kobieta w iluzji to żona lub partnerka iluzjonisty, która występuje jako asystentka. Rola kobiety jest z reguły tragiczna, a iluzjoniści wymyślili tysiące sposobów, żeby ją ukatrupić, przeciąć, przebić, "zniknąć". Problem jednak nie leży w hermetycznej mizoginicznej branży, jak ktoś może pomyśleć, tylko w braku zainteresowania iluzją ze strony kobiet. Może przez ten wzorzec, że iluzjonista to mężczyzna, kobiety nie zdają sobie sprawy, że też mogłyby odnaleźć w iluzji swój sposób na życie. Szczególnie że to nie jest zawód, który się planuje, tylko najpierw trzeba się na niego natknąć i zainspirować. Ale może ten wzorzec kobiety iluzjonistki w końcu się pojawi. Niedawno drugie miejsce w amerykańskim "Mam talent" zdobyła iluzjonistka Anna DeGuzman.

Najważniejsze to być pewnym jakości swojej pracy. Wiesz, co robisz, i że to jest ciekawe dla widowni - mówi Kajetan Bielecki. Najważniejsze to być pewnym jakości swojej pracy. Wiesz, co robisz, i że to jest ciekawe dla widowni - mówi Kajetan Bielecki.

Teraz, gdy zobaczyłam występ Anny, zastanawiam się, jak często iluzjoniści są wrzucani do jednego worka z wróżkami?

- Iluzjoniści najczęściej odcinają się od wróżek i podkreślają, że nie mają paranormalnych mocy. Derren Brown, mentalista z Wielkiej Brytanii, na którego pokazie byłem w zeszłym roku, jest nawet posądzany o konszachty z diabłem. Co prawda, oglądając magiczne show, najczęściej wiem, jak dany efekt został zrealizowany. W naszym środowisku chętnie dzielimy się tą wiedzą, dlatego na samo przedstawienie przychodzimy głównie, żeby zobaczyć i docenić całą oprawę, kontakt z publicznością, swoisty teatr, który jest częścią iluzji.

Dzielicie się wiedzą za darmo?

- Bardzo często. Środowisko iluzjonistów jest niezwykle otwarte i przyjazne. Staramy się razem, żeby iluzja stała się znaczącą sztuką w Polsce. Tak jak w Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. Spotykamy się podczas przeglądów, warsztatów i wykładów w Polsce i na świecie, gdzie dzielimy się wiedzą, pokazujemy swoje pomysły na efekty i jak do nich doszliśmy, żeby się nawzajem inspirować. Ostatnio byłem na Blackpool, gdzie co roku spotyka się 5 tys. iluzjonistów z całego świata w miasteczku wielkości Sopotu. Iluzja ma nawet swoje igrzyska olimpijskie - FISM. Odbywają się co 3 lata, najbliższe będą w Turynie. Jest to najbardziej prestiżowy przegląd iluzjonistów na świecie. Polakiem, który najbardziej odznaczył się na przeglądach FISM-u, jest Sławomir Piestrzeniewicz, występujący pod pseudonimem Arsen Lupin, dwukrotny zdobywca tytułu wicemistrza świata w kategorii manipulacje i laureat w kategorii innowacje.

Jak wygląda rynek iluzjonistów w Polsce?

- Na rynku konkurencja jest niewielka. Szczególnie jeśli patrzymy na osoby, które się z magii w całości utrzymują. Może jeszcze wyjaśnię, jak nasza branża się dzieli. Mamy amatorów, czyli pasjonatów, którzy na magii raczej nie zarabiają. Kolejna grupa to półprofesjonaliści, osoby, które mają etatową pracę, a na magii jedynie dorabiają. I grupa pełnych profesjonalistów, których większość lub całe dochody stanowi zarabianie na iluzji, jak u mnie.

Ile w sumie może być osób w tej ostatniej grupie?

- Myślę, że z 70 osób w Polsce, a w Trójmieście może 7. Jest to na tyle małe środowisko, że każdy każdego kojarzy. Dla wszystkich starczy pracy. Nie obawiamy się podrzucać sobie nawzajem pokazy, jeśli mamy zajęty termin. Chcemy, żeby klient był obsłużony na jak najwyższym poziomie, wtedy kolejne osoby zobaczą świetny występ i zainteresują się skorzystaniem z usług iluzjonisty.

Kto odnajdzie się w roli iluzjonisty?

- Tu może cię zaskoczę. Robię badania do pracy magisterskiej i ich wyniki są zaskakujące. Wielu iluzjonistów na początku szuka w iluzji sposobu na zyskanie pochlebności innych, znalezienie przyjaciół i pokonanie swojej nieśmiałości. Iluzja jest sztuką performatywną, potrzebuje odbiorcy. Występujemy na żywo dla ludzi, więc to może być pewna trudność szczególnie dla osób, które są nieśmiałe. Myślę, że występowanie jako iluzjonista zmienia postrzeganie stresu podczas występów. Typowy stres przed wystąpieniem zamienia się w ekscytację, że możemy zaprezentować ludziom coś, nad czym długo pracowaliśmy. Najważniejsze to być pewnym jakości swojej pracy. Wiesz, co robisz, i że to jest ciekawe dla widowni.

Karta czy gotówka? Jak jest na Pomorzu Karta czy gotówka? Jak jest na Pomorzu

A co z pokusą nadużyć? Wygrywaniem w kasynach, grą w trzy kubki czy okradaniem banków? Czy są miejskie legendy o zejściu iluzjonistów na złą stronę mocy?

- Prawdopodobnie najbardziej tajemniczą książką o iluzji jest "The Expert at the Card Table", czyli "Ekspert przy stole do kart", wydaną na samym początku XX wieku. Autor wyjawił w niej bardzo wiele skrzętnie skrywanych przez oszustów pokerowych sekretów dotyczących znaczenia kart, podmieniania ich czy rozdawania układu pokerowego, jakiego oszust sobie życzył. Tajemniczą, ponieważ nazwisko "S.W. Erdnase", pod którym książka została wydana ,jest nieprawdziwe. Autor prawdopodobnie obawiał się reperkusji i ukrył swoją tożsamość. Dziś środki bezpieczeństwa w kasynach nie zostawiają żadnej możliwości oszustwa, co wcale nie oznacza, że nie ma osób, które nie próbują wykorzystać innych. Nie są to jednak iluzjoniści0artyści, a zwykli oszuści, naciągacze, których swego czasu było na pęczki w nadmorskich miejscowościach czy giełdach samochodowych. Obecnie jest ich mniej, niemniej nadal można się naciąć na cwanego jegomościa, próbującego oszukać turystów podczas gry w trzy kubki. Iluzjoniści odcinają się jednak od nich grubą kreską i często pomagają w ich zwalczaniu, na przykład pełniąc rolę ekspertów sądowych podczas spraw o oszustwa.

Są jeszcze magiczne efekty, które robią na tobie wrażenie?

- Zdecydowanie tak. Duże wrażenie zrobiło na mnie, jak wspomniany Derren Brown pożyczył od jednej osoby z publiczności obrączkę i nasadził ją na szyjkę kieliszka do wina będącego pamiątką po jego ojcu. Tak że osoba została z dylematem, czy zachować pamiątkę z występu, czy rozbić kieliszek, żeby odzyskać obrączkę. Najpiękniejsza była dla mnie w tym symbolika - połączenie dwóch bezcennych pamiątek, symbolizujące to, że to właśnie te zdarzenia, które zdają się tak osobiste i wyjątkowe, najczęściej nas łączą z innymi. Jako iluzjoniści zajmujemy się sprawianiem, że niemożliwe przy odpowiednim podejściu jest możliwe, i jeśli mógłbym mieć jedno życzenie, to chciałbym, żeby właśnie taką myśl widzowie wynieśli z mojego pokazu.

Trójmiejski rynek pracy to różnorodność i ciągłe, dynamiczne zmiany. Ciekawe, niszowe profesje i zawody, które w chwilę zdobywają popularność. Chcemy pokazać czytelnikom nie tylko warte poznania profesje, ale także niezwykłych ludzi, którzy z pasją opowiadają o swojej pracy. Temu ma służyć cykl wywiadów "Ciekawe zawody".

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (33)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Piotr Maria Śliwicki

Od 1991 był prezesem Grupy Ergo Hestia, odszedł ze stanowiska pod koniec 2022 roku. Kierował...

Najczęściej czytane