• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kto za nimi stoi i po co był im suchy dok - ujawniają szefowie stoczni Crist

Wioletta Kakowska-Mehring
8 września 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
Ireneusz Ćwirko i Krzysztof Kulczycki od ponad dwudziestu lat budują... stocznię Crist. Ireneusz Ćwirko i Krzysztof Kulczycki od ponad dwudziestu lat budują... stocznię Crist.

To jeden z bardziej tajemniczych biznesowych duetów w Trójmieście. O sobie mówią niechętnie. O stoczni, statkach i branży morskiej - owszem. Jak to inżynierowie. O tym do kogo właściwie należy stocznia, o wrażliwym stoczniowym rynku pracy i... statkach kosmicznych rozmawiamy z Krzysztofem Kulczyckim i Ireneuszem Ćwirko, szefami stoczni Crist.


Czy w Polsce za dwadzieścia lat zabraknie fachowców w branży stoczniowej?


Po co Panom to było? Wydział K2 i suchy dok? Firma działa na rynku od ponad dwudziestu lat. Jednak dopiero po wykupieniu części majątku po Stoczni Gdynia stała się języczkiem u wagi.

Krzysztof Kulczycki: Zaczęto się nami interesować dopiero jak kupiliśmy suchy dok i suwnicę. Wcześniej nie, choć na początku kupiliśmy wydział K2.

Ireneusz Ćwirko: Prawdę mówiąc od razu chcieliśmy kupić suchy dok, ale trochę baliśmy się ryzyka. Wówczas nie mieliśmy jeszcze poukładanych wszystkich kontraktów. Zdecydowaliśmy w momencie, gdy już byliśmy pewni, że mamy zamówienia.

KK: A dlaczego? Bo wyznajemy zasadę: "Jeżeli się nie rozwijasz, to stoisz w miejscu". W 2009 roku mieliśmy tzw. bardzo ładny przerób i siedem dobrze prosperujących zakładów. Moglibyśmy swobodnie pracować, ale ograniczylibyśmy się tylko do statków. Obserwowaliśmy jednak rynek i wiedzieliśmy, że zamówienia mogą się skończyć. Stwierdziliśmy, że trzeba zaryzykować. Trzeba wchodzić w nowe rynki. A nowe rynki, to nowe wyzwania.

IĆ: Moja żona zawsze mówi "po co wy jeszcze to wszystko robicie?" A ja odpowiadam, że gdybyśmy tego nie robili, to musielibyśmy zamknąć firmę. Jeżeli zaczęlibyśmy odmawiać klientom z powodu braku możliwości, to po jakimś czasie przestaliby do nas przychodzić. Stanie w miejscu też nie służy. A że się mówi... Zawsze się będzie mówiło. Jak zaczynaliśmy, to na pierwszą wypłatę dla ludzi musieliśmy przeznaczyć nasze własne oszczędności, część pożyczyliśmy od znajomych. Zresztą po co o tym mówić. Ludzie zwykle nie wierzą w to, że za sukcesem stoi ciężka praca.
Nigdy nie zdarzyło się, aby firmy, które pracują dla nas nie otrzymały pieniędzy na wypłatę. Ale na to, co później się dzieje z tymi pieniędzmi, nie mamy wpływu - mówi Ireneusz Ćwirko. Nigdy nie zdarzyło się, aby firmy, które pracują dla nas nie otrzymały pieniędzy na wypłatę. Ale na to, co później się dzieje z tymi pieniędzmi, nie mamy wpływu - mówi Ireneusz Ćwirko.

Pewnie ma Pan rację, dlatego zaraz po wygranej aukcji pojawiły się informacje, że kupujecie majątek stoczni dla tajemniczego, niemieckiego wspólnika, a nie dla siebie.

KK:
Ostatnio rozmawialiśmy z klientem z Ameryki, dla którego robiliśmy kilka rzeczy. I w pewnym momencie, on do mnie mówi: "słuchaj, powiedz tak szczerze, znamy się przecież trochę, kto za wami stoi?". "Od czasu do czasu żona i dzieci" - odpowiedziałem. Nie wiem dlaczego tak trudno uwierzyć w to, że to nasza firma?

IĆ: Nieraz przedstawiając naszą firmę klientowi słyszeliśmy "No dobrze, ale kto jest głównym udziałowcem". Nie chcieli uwierzyć, że Crist to my. Oczywiście, jeżeli byłaby jakaś okazja na sprzedaż i superbiznes, to czemu nie. Bo przecież wszyscy żyją z pieniędzy. Być może jednak, aż tyle nam ich nie było potrzeba.

Być może skończą się ten pytania, kiedy Crist "zatańczy na parkiecie". Podobno stocznia wybiera się na giełdę w przyszłym roku?

IĆ:
Jest to jeden z pomysłów na dokapitalizowanie. Jeżeli stocznia ma wyniki dodatnie, jeżeli realizuje biznesplan, ma kontrakty, to co więcej trzeba?

Na którym rynku?

KK: Od razu na rynku głównym. Na NewConnect byłoby oczywiście dużo łatwiej, ale to nie ta skala. Powiem nieskromnie, ale obserwuje nas wiele potężnych koncernów.

Czy będzie transza dla inwestorów indywidualnych?


KK:
Od roku pracujemy nad tym projektem. Mamy różne koncepcje, ale na upublicznianie szczegółów jeszcze za wcześnie.

IĆ: Daty też jeszcze nie wyznaczyliśmy. Będzie to w momencie, kiedy firma da się najlepiej wycenić.

Ile jeszcze lat będzie można zarabiać na przemyśle morskim? 50, 100, a potem co, może statki kosmiczne?

IĆ: A czemu nie? Jesteśmy zaangażowani w projekt, taki rzekłbym surrealistyczny. Ale o tym nie będziemy mówili. Zawiązaliśmy konsorcjum i projekt się toczy.

KK: Rozpoczął się proces badawczy. Ale powiemy więcej jak przyjdzie czas.

IĆ: Jeżeli przyjdzie klient i zamówi choćby statek kosmiczny, to zawsze padnie pytanie "na kiedy i za ile"? Bo jeżeli od razu słyszy "nie da się tego zrobić", to firma nie będzie miała żadnych szans. Trzeba być elastycznym. Było zapotrzebowanie na statki rybackie, to je robiliśmy. Skończyło się, to zajęliśmy się hydrotechniką. Były statki off shore, teraz jest ich mniej, to mamy platformy. Robimy to, na co jest zapotrzebowanie. Przez te 21 lat nie odmawialiśmy. Jak nie było mocy, to otwieraliśmy kolejny zakład. Dobieraliśmy ludzi i robiliśmy.

I nie uniknęliście kłopotów. Na początku roku opinię publiczną obiegła wiadomość, że stocznia Crist zamieszana jest w proceder zatrudniania na czarno i niewypłacania pensji. Sprawa dotyczyła firmy J, ale... opinia przylgnęła do stoczni.

IĆ: To było akurat w sytuacji kiedy mieliśmy trzy pilne pontony do zrobienia, które przyszły z Chin. W dwa miesiące musieliśmy zrobić sześć tysięcy ton. To był okres zimowy, śnieg, mrozy. A na rynku brakowało ludzi. Musieliśmy łapać jak leci.

KK: Co się ruszało i palnik umiało trzymać.
Dziś większość ludzi marzy tylko o pracy przy komputerze. A praca w stoczni, to jest ciężki kawałek chleba. Ludzie nie bardzo się garną do tego - mówi Krzysztof Kulczycki. Dziś większość ludzi marzy tylko o pracy przy komputerze. A praca w stoczni, to jest ciężki kawałek chleba. Ludzie nie bardzo się garną do tego - mówi Krzysztof Kulczycki.

IĆ: Ta firma, o której mowa pracowała kiedyś u nas pod inną nazwą. Nigdy nie zdarzyło się, aby firmy, które pracują dla nas nie otrzymały pieniędzy na wypłatę. Ale na to, co później się dzieje z tymi pieniędzmi, nie mamy wpływu. My nie możemy odpowiadać za nieuczciwych podwykonawców. Niestety, potem mówi się, że pewnie Crist nie zapłacił.

KK: A to jest nieprawdą.

Ale przecież to Crist wybiera podwykonawców.

KK: Po tamtej sprawie bardziej wnikliwie ich dobieramy.

IĆ: Sprawdzone firmy to raz, dwa - pracujemy także z firmami spoza kraju, które od kilku lat dostarczają nam pracowników w zależności od potrzeb, z Indii lub Korei Północnej.

KK: Firmy, które dostarczają nam pracowników są licencjonowane. Ci ludzie mają zgody na pracę. Inaczej nie rozmawiamy.

IĆ: A opinia? Jeżeli o tym się pisze, czy o tym się mówi, to przylgnie, ale... Ci, którzy oceniają powinni wiedzieć, że może zdarzyć się pomyłka. Ale to nie powód, żeby mówić "tak jest zawsze". Poza tym system zatrudniania zadaniowego, zlecania podwykonawcom stosowany jest na całym świecie. U nas praca oparta jest właśnie na systemie zadaniowym. Jest element statku do zrobienia, czyli jest zadanie i na to są określone pieniądze. Ich wysokość wynika z pracochłonności, norm, które były w stoczniach testowane i z naszych doświadczeń. W tej chwili w Gdyni wszyscy pracownicy, niezależnie czy są na stałe, czy prowadzą swoje działalności tak pracują. Pracownicy też są tym zainteresowani, bo w każdej chwili mogą zmienić firmę, wyjechać za granicę. To jest dla wszystkich korzystne.

Oczywiście, wszystko zależy od przygotowania przez nas frontu robót, żeby ci ludzie nie czekali na pracę. Z naszych analiz wynika, że po wejściu do Gdyni udało nam się zejść z pracochłonnością w dół. A ludzie zarabiają mniej więcej tyle, ile poprzednio. A niektórzy i lepiej. Oczywiście to zależy od tego, czy ci ludzie pracują, czy nie. Za sam czas bycia w zakładzie nikt nie płaci. Tu się płaci za konkretną robotę. Kiedyś jak się przechodziło do Stoczni Gdynia to było jak na deptaku. W jedną stronę, w drugą, nie wiadomo po co. Pracowałem w Stoczni Gdynia i tamte czasy też pamiętam. Poza tym są tacy, którzy mają zawsze pracę. A są tacy którzy, nigdzie nie mogą dłużej miejsca zagrzać. Tu dwa miesiące popracują, potem znów się gdzieś przeniosą i tak wędrują od spółki do spółki.

KK: Kiedy kończyłem politechnikę, to było 160 absolwentów na kierunku. Dzisiaj jest ich może 30. Były szkoły zawodowe, dziś de facto jest jedna. Problemem jest, niestety, niechęć do tej pracy.

Czy dlatego podjęliście współpracę z gdyńskim Zespołem Szkół Technicznych im. Eugeniusza Kwiatkowskiego?

IĆ:
Chcemy wprowadzić praktyki, a po zakończeniu edukacji chcemy zatrudniać tych młodych ludzi. Chodzi o budowanie nowej kadry. Jeżeli damy młodym szansę, to być może kiedyś przejmą schedę po starszych. Trzeba im jednak pokazać jakie są możliwości.

KK:
Dziś większość ludzi marzy tylko o pracy przy komputerze. W Polsce mamy teraz do czynienia z tym, co 25 lat temu działo się na rynku pracy i w systemie edukacji na Zachodzie. Kiedy w połowie lat 90. rozmawialiśmy z kontrahentami z Holandii, to oni ostrzegali nas. "Dlaczego my zamawiamy u was?" - pytali i odpowiadali - "Bo u nas już nie ma fachowców. Nie ma kto budować". Za 25 lat w Polsce może być tak samo. A praca w stoczni, to jest ciężki kawałek chleba. Ludzie nie bardzo się garną do tego.

A może wolą pracować na Zachodzie?

IĆ:
Kiedyś mieliśmy zlecenie w Norwegii. Wytypowaliśmy od nas najlepszych ludzi i wysłaliśmy na określone zadanie. Daliśmy im podwójne stawki. Zarobili, byli zadowoleni, ale... powiedzieli, że więcej nie chcą, bo trzy miesiące nie widzieli się z rodzinami, bo jedzenie, papierosy, czy piwo drogie, bo stocznia była poza miastem, więc po pracy nawet nie było gdzie pójść. Więcej już nie chcieli.

KK: To jest dobre dla samotnych. Zresztą w Norwegi już jest coraz mniej Polaków. Tam wchodzą Rumuni, Litwini, Bułgarzy.

IĆ: Kiedyś zapytałem prezydenta Gdyni, o ile wzrosło bezrobocie po likwidacji Stoczni Gdynia. Przyznał, że miasto w ogóle tego nie odczuło. Po pierwsze, dlatego że większość ludzi była spoza Gdyni. Po drugie, to co już powiedzieliśmy, ten kto chce, ten zawsze znajdzie pracę.

KK:
Ludzie jakoś potrafili się znaleźć. Projektanci pozakładali własne biura. Coś tam robią. Na pewno nie przymierają głodem. Kłopoty ma tylko ten, który jedynie przychodził do pracy, a nie pracował.
Stocznia Crist na rynku działa od 21 lat. Jest prywatnym przedsięwzięciem Ireneusza Ćwirko i Krzysztofa Kulczyckiego, dwóch inżynierów budowy okrętów, będących jej wyłącznymi właścicielami. Dziś jest to spółka akcyjna. W tej chwili zakład daje pracę 1100 osobom. W tej chwili Crist realizuje 12 projektów, w tym budowę promów i statków rybackich. Stocznię tworzą dwa zakłady. W Gdańsku, gdzie jest też siedziba firmy, prowadzone są mniejsze przedsięwzięcia, czyli remonty i przebudowy. Wszystkie duże projekty realizowane są w Gdyni, na terenie dawnej Stoczni Gdynia, gdzie Crist kupił duży suchy dok, wielką suwnicę i halę K2.

Miejsca

Opinie (88) ponad 10 zablokowanych

  • .. słyszałem że Crist w tym roku wykupi Remontowa i Soykę, za ile??? (1)

    Sojka wszystko sprzedaje, no hazard kosztuje

    • 4 10

    • Też

      słyszałem , Crist będzie budowało atomowe okrety podwodne , z takim potencjałem ta dla nich pikus !!!

      • 4 0

  • "Kiedyś zapytałem prezydenta Gdyni, o ile wzrosło bezrobocie po likwidacji Stoczni Gdynia. Przyznał, że miasto w ogóle tego nie (1)

    odczuło. Po pierwsze, dlatego że większość ludzi była spoza Gdyni" genialne, jestem pod wrażeniem

    • 24 2

    • Normalny

      szok , zatrudniaja ludzi z okolicznych wsi , ciemnogrodem lepiej się manipuluje !! , cwaniaczki , najlepiej na umowę-zlecenie !!!

      • 5 9

  • trzymam kciuki, miałam okazję i przyjemność współpracować z panami i przyznaję że są to prawdziwi profesjonaliści z ogromną kulturą....pozdrawiam

    • 13 7

  • z niektórych wpisów wynika, że sierot po PRLu jest u nas dostatek

    jw

    • 43 4

  • gratulacje :)

    gratulacje:)

    • 44 4

  • Gratulacje!

    Panowie gratuluję udanego biznesu na wielką skalę.

    • 80 5

  • kto za wami stoi?

    Od czasu do czasu żona i dzieci - 10/10

    • 126 5

  • brawo

    Tak trzeba robić. Nie patrzeć na hołotę na wiejskiej, nie jęczeć że korupcja, że nie ma szans dla młodych ludzi.Wziąć się do roboty i są efekty.

    • 109 10

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Zbigniew Canowiecki

Prezes Zarządu „Pracodawców Pomorza”. Jest absolwentem Politechniki Gdańskiej....

Najczęściej czytane