• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kiedyś fotograf to był "ktoś", teraz wypiera go cyfrówka

Robert Kiewlicz
21 września 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
- W takich miejscach, gdzie stoją automaty, człowiek po prostu wchodzi, robi zdjęcie i wychodzi. Dla mnie ważny jest dobry kontakt z drugim człowiekiem. Mam dużo klientów, z którymi znam się od lat i którzy przychodzą do mnie jak do dobrej znajomej - mówi fotograf Beata Żukiewicz. - W takich miejscach, gdzie stoją automaty, człowiek po prostu wchodzi, robi zdjęcie i wychodzi. Dla mnie ważny jest dobry kontakt z drugim człowiekiem. Mam dużo klientów, z którymi znam się od lat i którzy przychodzą do mnie jak do dobrej znajomej - mówi fotograf Beata Żukiewicz.

Kiedyś prawie na każdej ulicy był zakład fotograficzny. Jeszcze przed erą Internetu, komórek i Facebooka to właśnie takie zakłady odpowiadały za utrwalanie najważniejszych momentów naszego życia. Bez zdjęcia w studio nie mogły obejść się takie wydarzenia jak ślub, chrzest czy pierwsza komunia. Obecnie studio fotograficzne trudno znaleźć, a zdjęcia z wakacji trzymamy głównie w komórce. Pozostały nieliczne zakłady - jak Żukiewicz Fotografia - który już od 60 lat działa w tym samym miejscu zobacz na mapie Gdańska.



Przez wiele lat zakład prowadzony był przez kolejne pokolenia fotografów.

- Mój teść zakład przejął w 1956 roku, kiedy poprzedni właściciel zrezygnował z prowadzenia firmy fotograficznej. W 1966 dołączyła do niego moja teściowa. Co ciekawe teść, Waldemar Żukiewicz, jako piętnastolatek już miał dokumenty czeladnicze i prowadził zakład w Giżycku. Sam pochodził z Białegostoku. Natomiast teściowa pochodzi z Zakopanego. Ich rodziny przyjechały po wojnie do Gdańska po to, aby odbudowywać miasto. Obydwoje pozostali już w Gdańsku. W następnych latach do rodzinnego biznesu dołączył mój mąż oraz ja. Przez wiele lat prowadziliśmy więc zakład razem - opowiada Beata Żukiewicz, właścicielka zakładu.
Pani Beata dyplom mistrzowski uzyskała w 1988 roku wspólnie z mężem. Kiedyś podstawą do tego, aby prowadzić swój zakład było właśnie zdobycie takiego dyplomu.

- Nie było innej możliwości. Teraz może robić to każdy, bez praktycznie żadnych uprawnień. Po szkole podstawowej wylądowałam w technikum gastronomicznym, co okazało się błędem. Na szczęście znałam już wtedy mojego przyszłego męża i zaproponował mi on pracę w rodzinnym zakładzie. Dzięki temu "wsiąkłam" w fotografię i jest to moja ogromna pasja. Nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego. Wszystkiego, co potrafię, nauczyłam się od rodziny. Chyba najbardziej od swojej teściowej. Teść jako mistrz robił oczywiście wspaniałe zdjęcia. Jako kawaler robił piękne portrety panien i miał z tego powodu niezwykłe powodzenie. Kiedyś fotograf to był "ktoś". Był bardzo ważną osobą dla społeczności lokalnej. Teraz jesteśmy trochę spychani na margines - mówi pani Beata.
O praktyki nie było łatwo

Przez wiele lat fotografia była bardzo popularną gałęzią rzemiosła. O załatwienie sobie praktyki w dobrym zakładzie walczono jak obecnie o miejsca na atrakcyjnych kierunkach studiów.

- W zakładzie mieliśmy po kilku uczniów jednocześnie. Był wielki problem z załatwieniem sobie takiej praktyki w zawodzie, bo chętnych było tak dużo. Kształciliśmy kolejne pokolenia fotografów, którzy zdobywali dyplomy czeladnicze. Kiedyś mieliśmy też olbrzymie zaplecze. Początkowo była to głównie fotografia czarno-biała. Wywoływało się mnóstwo zdjęć amatorskich i oczywiście zdjęcia do dokumentów. Sama uczyłam się na wielkiej kamerze fotograficznej Globica - wspomina Beata Żukiewicz.
W późniejszych czasach pojawiły się zdjęcia kolorowe. Zakład Żukiewiczów zaczął je robić jako pierwszy w Trójmieście.

- Nie było to wówczas łatwe. Kilku fotografów musiało składać się na odczynniki i elementy niezbędne do takiej fotografii i dopiero wówczas fabryka w Bydgoszczy realizowała zamówienie. Niepowodzeniem okazały się papiery do fotografii marki ORWO, jakie wówczas stosowano. Po ich użyciu kolory po prostu ginęły. Później pojawiły się papiery i błony zachodnich producentów. Dzięki temu zdjęcia kolorowe były już lepszej jakości. Dodatkowo mój teść był autorem pierwszych maszyn do wywoływania zdjęć amatorskich. Dopóki nie było profesjonalnych maszyn wywołujących zdjęcia na rynku, nasze były pierwszymi prototypami do wywoływania zdjęć kolorowych - dodaje Żukiewicz.
- Ludzie nie przestali fotografować. Wydaje mi się, że fotografują jeszcze więcej niż kiedyś. Nie robią tego jednak na papierze. Najwięcej fotografuję teraz dzieci - mówi Beata Żukiewicz, fotograf. - Ludzie nie przestali fotografować. Wydaje mi się, że fotografują jeszcze więcej niż kiedyś. Nie robią tego jednak na papierze. Najwięcej fotografuję teraz dzieci - mówi Beata Żukiewicz, fotograf.

Cyfrówka zabiła wakacyjną fotografię

Kiedyś, aby zobaczyć zrobione zdjęcia trzeba było udać się do fotografa i je wywołać - innej opcji nie było. Mało kogo było stać na odczynniki chemiczne czy sprzęt do wywoływania. Postęp technologiczny spowodował jednak, że zainteresowanie klientów znacznie zmalało.

- Ludzie nie przestali fotografować. Wydaje mi się, że fotografują jeszcze więcej niż kiedyś. Nie robią tego jednak na papierze. Trzymają pliki w komputerze czy telefonie i niekoniecznie robią z tego odbitki. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że trzymanie maszyn do robienia zdjęć amatorskich zupełnie się nie kalkuluje. Kiedy weszła "cyfrówka", taka fotografia umarła śmiercią naturalną. Niedawno odwiedziła mnie grupa przedszkolaków, aby zobaczyć, jak wygląda studio i stare aparaty. Grupka maluchów stała z otwartymi szeroko oczami i buziami, tak były zdziwione - mówi Beata Żukiewicz.
Ówczesne zakłady fotograficzne były miejscem, gdzie nie tylko robiło się fotografie i odbitki zdjęć z wakacji. Tu właśnie nastolatki mogły zakupić portrety swoich idoli.

- Moja teściowa w latach 70. XX w. robiła zdjęcia ówczesnych celebrytów i wykonywała z nich pocztówki. Do dzisiaj wielu klientów wspomina, że przychodzili do nas jako dzieci kupować wizerunki aktorów i piosenkarzy - dodaje Żukiewicz.
Technologia wyprze rzemiosło?

Dla starszego pokolenia fotograf był osobą nierozerwalnie związaną z najważniejszymi momentami w życiu. Zastąpiły go jednak wszechobecne "komórki".

- Bardzo sporadycznie robimy zdjęcia komunijne. W większości to babcie przyprowadzają wnuki, aby mieć pamiątkę. Dla nich zdjęcie na komputerze to nie to samo. Podobnie jest jeśli chodzi o studyjne zdjęcia ślubne. Teraz panuje moda na zdjęcia plenerowe, czego ja nie robię. Cały czas czuję się rzemieślnikiem, który robi zdjęcia w studio - i to jest moja pasja. Jest jednak nowa moda na zdjęcia robione dzieciom, co roku. Po to, aby widzieć, jak dziecko rośnie i zmienia się. Mam małego klienta, któremu robię każdego roku identyczne zdjęcia, nawet w podobnym ubraniu. Najwięcej fotografuję teraz właśnie dzieci - dodaje Żukiewicz.
Pomimo mniejszego ruchu w interesie Beata Żukiewicz wierzy, że jej zawód przetrwa. Dlaczego?

- Przede wszystkim przez dobry kontakt z drugim człowiekiem. Mam dużo klientów, z którymi znam się od lat i którzy przychodzą do mnie jak do dobrej znajomej. Nawet jeśli się przeprowadzą gdzieś dalej, to wracają. Co ciekawe, klienci, którzy zjawiają się u mnie pierwszy raz są zaskoczeni, że fotograf ustawia ich do zdjęcia, powtarzamy je, oglądamy razem kolejne klatki czy retuszujemy je. W takich miejscach, gdzie stoją automaty, człowiek po prostu wchodzi, robi zdjęcie i wychodzi. Kiedyś w samym Wrzeszczu zakład fotograficzny był na każdym rogu. Dodatkowo wszyscy się znaliśmy, a mój teść był przez wiele lat w komisji egzaminacyjnej. W tej chwili rzemieślnika z naszej branży nie ma już chyba żadnego w naszej okolicy - podkreśla Beata Żukiewicz. - Mam jednak nadzieję, że technologia nas nie wyprze. Damy radę działać dalej, przekonując ludzi do siebie rzetelnością i opanowaniem rzemiosła. Ludzie, którzy trafiają do mnie do zakładu, zazwyczaj wracają. To jest dla mnie sygnał, że jeszcze warto pracować. Pomimo tego, że ruch jest mniejszy, to nadal mam olbrzymią satysfakcję z mojej pracy.
Rzemiosło to działalność gospodarcza od wieków pozostająca w bliskości a czasem nawet w zażyłości z obiorami usług czy produktów. To często firmy rodzinne o wielowiekowej, ciekawej a często i trudnej historii. O tym jak ważne są dla nas zakłady rzemieślnicze działające od lat w naszym sąsiedztwie przekujemy się zazwyczaj kiedy zaczyna nam ich brakować. Kiedy nie ma nam kto naprawić zepsutego obcasa, uszyć nietypowej garsonki, czy naprawić komina. W cyklu "Rzemiosło" chcemy ocalić przed niezapomnienie trójmiejskich rzemieślników.

Cykl "Rzemiosło" został w 2019 roku nagrodzony w konkursie im. Władysława Grabskiego zorganizowanym przez Narodowy Bank Polski.

Miejsca

Opinie (109) 1 zablokowana

  • studia foto upadają bo są nudne

    wchodzisz, a tam taborecik, jakieś tło i trzy lampy z blendami. sprzęt ustawiony pod zdjęcia do dokumentów. nic dziwnego że nikt nie przychodzi.
    klienci sie zjawia gdy bedą mogli otrzymać efekt ktorego nie będą wstanie uzyskać iphonem.
    porządny sprzęt, asysta profesjonalnej wizażystki, ewentualnie stylistka która pozwoli dobrać ubrania i przystępna cena. i już licealistki ustawią się w kolejce by mieć świetne profilowe na FB, albo sesję do pokazania koleżankom.

    • 4 4

  • fotograf we Wrzeeszczu na grunwaldzkiej (2)

    Byłam jakiś czas temu u tego fotografa wydrukować zdjęcia z pendrive. Ma taka opcję w swoim cenniku, a wygladał jakby robił mi łaskę. Obrazy ze zdjęć na jego ścianie dość średnie, dobry amator zrobi lepsze. Może i zna się na fotografii w ciemni, ale z cyfrówką to sobie facet nie radzi. I te jego podejście do klienta. Nikt już nie chce mieć zdjęć z chrztu czy komunii na ścianie czy białym tle- a plener i kreatywne fotografie. A nie takie sztuczne- ustawimy się- pyk- następni. Nie uważam zakładów fotograficznych za jakiś super specjalistów. Zamknęli się w odwalaniu zdjęć dokumentów. Jak widzę te ich wydrukowane zdjęcia z sesji ślubnych to aż żal mi.

    • 8 1

    • Właśnie... i tu jest problem. Mi też tacy "fotografowie z tradycją posiadający własne studio już od niepamiętnych czasów" kojarzą się raczej negatywnie. Dlaczego? Bo są tak zakochani w sobie, że boją się otworzyć na coś nowego. Dla nich liczy się poprawne zdjęcie w studiu fotograficznym czyli portret z wiecznie za ciężką głową (słynna poza głowy podpartej przez prawą tudzież, w ramach urozmaicenia, lewą ręką) i to koniecznie na brązowym lub innym ciemnym tle. Nie chcę generalizować - znam też doświadczonych fotografów, którzy mimo swoich lat nie zatrzymują się w miejscu i biegną "z duchem czasu", a do studia zaglądają wtedy gdy wymaga tego dobry pomysł. Ale wciąż mam wrażenie że Ci drudzy, Ci którzy mają odwagę na coś nowego, to rzadkość wśród starszego pokolenia.

      • 2 0

    • Robiłem tam zdjęcie do dowodu osobistego. Niestety pan fotograf był bardzo niemiły. Bardziej by się nadawał ze swoim charakterem do sprzedaży kartofli na rynku.

      • 3 0

  • Dla mnie nie ma sensu porównanie "kiedyś i dziś" w kontekście fotografii. Teraz mamy więcej możliwości dzięki bardziej rozwiniętym technologiom. Teraz fotografem może zostać każdy, bez względu na wiek czy posiadany sprzęt. Liczy się "dobre oko".

    • 2 1

  • "Cyfrówka zabiła wakacyjną fotografię" (8)

    wręcz przeciwnie kiedyś połowa zdjęć nie wychodziła a jak już wyszło to było ich niezmiernie mało bo klisza miała np 36 zdjęć, teraz jak się pstryknie 1000 zdjęć to jest z czego wybierać i najładniejsze można sobie wydrukować albo odbić ale tez pokazać na TV 50" znajomym i to jest coś. Stare było i sie nie wróci, postęp dinozaury

    • 18 11

    • najgorzej jak znajomi zanudzają mnei zdjęciami z wakacji (1)

      rozumiem- kilka zdjęć,
      ale nie---jesteśmy na Kanarach to co chwila musimy wysłać zdjęcie całemu światu , jaka tu woda, jaki piasek, jaki deser....ludzie, zachowajcie cokolwiek dla siebie.

      • 16 0

      • Siłą cię zmuszają do oglądania?

        Jak jesteś c**** to do siebie pretensje.

        • 2 4

    • Ja mam takie doświadczenie... (2)

      W czasach analoga przywoziłem z wakacji 3-4 rolki filmu. Siłą rzeczy, trzeba to było wywołać i zrobić odbitki. Było tych odbitek trochę ponad 100. Można je było wszystkie rozłożyć na podłodze, objąć jednym rzutem oka, w 15 minut wybrać 50 dobrych, wsadzić w albumik i z bani.

      Teraz przywożę z wakacji 2000 zdjęć (a rekordzistą zapewne nie jestem). Taki materiał wymaga kilkuetapowej selekcji, na ekranie nie jest to wygodne, trzeba się namachać ikonkami i wybierać z serii wielu niemal identycznych podejść do tego samego kadru. No to mi się nie chce. Odkładam na jutro, potem na pojutrze. W międzyczasie przybywa mi następne 2000 plików ze zdjęciami, więc, ostatecznie, wszystko to, bez żadnej selekcji, ląduje na jakimś dysku zewnętrznym. W skali roku robią się z tego terabajty, bez szans na jakiekolwiek ugryzienie.

      Niezmiernie mało nie zawsze = gorzej.

      • 13 1

      • No to po prostu rób tych zdjęć mniej :)

        Te ewidentnie nieudane można usuwać od razu po zrobieniu, co oszczędza potem roboty. Nie wiem co ty robisz z tymi ikonkami - ja przy przeglądaniu na komputerze tylko naciskam na klawiaturze prawo lewo i delete, myszki nie dotykam. Jeden lub dwa wieczory i wakacje ogarnięte. Tylko trzeba to robić regularnie żeby kolejka się nadmiernie nie wydłużyła.

        • 4 0

      • w zasadzie mam podobne odczucia

        I sporo albumów z wakacji robionych analogami. Wybierałem z przyjemnością najlepsze ujęcia, bez nadmiernego wysiłku można było je poukładać i opisać. Pamiętam, te emocje, kiedy wywoływało się kilka klisz z wyjazdu i radość z najlepszych ujęć.

        Dzisiaj mam na dyskach tysiące zdjęć, których nie jestem w stanie obejrzeć. Niedawno postanowiłem zrobić żonie niespodziankę i przygotować album z jej zdjęciami - na wybór zdjęć musiałem poświecić dobry tydzień pracy, po wiele godzin w każdy wieczór a i tak wszystkiego nie przejrzałem - zmęczyłem się przy tym potwornie.

        Ale przez smartfony fotografia jest zawsze pod ręką, zyskała przez to nowe funkcje i potrafi bardzo ułatwić codzienne życie. Aparat w komórce zaczął robić za notatnik, okulary, lupę z latarką, lusterko inspekcyjne itp. i mam pełno zdjęć robionych tylko po to, żeby coś zapamiętać, obejrzeć dokładniej czy przeczytać etykietę z drobnym druczkiem. Taki śmietnik, który co jakiś czas trzeba wysprzątać ale trudno mi byłoby bez tego funkcjonować.

        • 5 0

    • kiedys zeby zrobic pokazac trzeba bylo zrobic pozytywy na kliszy i uzywac projektora do slajdow. (1)

      • 2 0

      • no ja miałem albumy w które wklejało sie albo wsadzało zdjęcia

        każdy dostawał do ręki i sie patrzył ale bardziej indywidualnie bo tak ciężko zza pleców komentowac dla większej liczby patrzących

        • 0 0

    • kiedys przywiozlem z wakacji klisze ze zdjeciami.

      Narobilem sie przy tych zdjeciach i co okazuje sie po przyjezdzie? Nic ze zdjec nie wyszlo. Na drugiej klatce klisza sie zatrzymala i potem przesuwala sie w pol zdjecia. Ostatni raz. Obiecalem sobie kupic aparat cyfrowy.

      • 6 1

  • Najlepsi przetrwają

    Ten zakład nie musi mieć dodatkowej reklamy i to fantastyczne, że dzielą się swoją pasją i opowieścią z nami. Sama gdziekolwiek nie mieszkałam, czy w różnych punktach Trójmiasta czy w Warszawie, zawsze od liceum chodzę do tego zakładu, gdy potrzebuję zdjęć. Kontakt z drugiem człowiekiem to chyba klucz do sukcesu pani Beaty bo na jej zdjęciach widać człowieka jakim jest - oczywiście w najlepszym świetle;) Jeśli ktoś krytykuje, niech sam tam zajrzy i pozna panią fotograf, to sam się przekona:)

    • 7 0

  • Zawsze robię zdjęcia do dokumentów u Pani Beaty.
    Pani Fotograf zawsze poświęci czas klientowi ustawi do zdjęcia, poprawi biżuterię, włosy, a potem pomoże w wyborze najładniejszego ze zdjęć które zrobiła.
    Szczerze polecam.

    • 9 0

  • "Zakład" fotograficzny to przeżytek

    Studio fotograficzne nie jest popularne, bo jest po prostu nudne :) Wiele jest fotografów/fotografek bez dyplomów, którzy robią piękne zdjęcia w plenerze albo domowym studio z ciekawymi gadźetami i z tego się utrzymują (tak, tak). I nie ma w tym nic złego - dostępność sprzętu świetnej jakości pozwoliła wielu osobom w taki sposób wyżywać się artystycznie i jeszcze na tym zarobić. Nie mówię tu oczywiście o studiach typu A12, w których ścianach odbywają się konkretne sesje modowe czy produktowe. Jeśli ktoś chce się utrzymać w branży, musi iść z duchem czasu.

    • 4 4

  • Wielu takich "starych"...

    Wielu takich "starych" fotografów, a tylko o jednym napisali? A Foto "Wieża Jacek"? w przyszłym tygodniu proszę o artykuł o "Jacku"

    • 1 2

  • Pani Beata chyba zapomina o podstawowej zasadzie biznesu. Albo ktoś przystosowuje się do zmieniającego rynku, podnosi kwalifikacje, albo stoi w miejscu i marudzi na brak klientów. Fakt, teraz nie ma miejsca na średnich fotografów. Sa albo dobrzy, albo tani. Ci pierwsi jakos nie mają problemu ze zleceniami.

    • 4 0

  • Niewiem oco jej chodzi fotograf zawsze bedzie mimo techniki zmienił sie tylko sprzet nalepszy!

    ludzie chcą mieć zdjecia to zamawiają fotografa na imprezy!! Narazie robotów zastepujacych ludzi niema poza fabrykami!!

    • 0 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Jan Zarębski

Działalność gospodarczą rozpoczął już na początku lat 80. Stworzył firmy takie jak Lonzę i Natę, które od lat 90. należą do głównych producentów napojów bezalkoholowych w Polsce. Związane z nim przedsiębiorstwa zajmują się również m.in. wytwarzaniem maszyn i oprzyrządowanie do produkcji opakowań. Kieruje Gdańskim Związkiem Pracodawców, działa też w Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.

Najczęściej czytane