• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdy praca nie jest tylko pracą, a pasją - jednym ze spełnionych marzeń

Robert Kiewlicz
18 września 2023, godz. 08:00 
Opinie (77)
- Wierzę, że przetrwają te firmy, które są w stanie pracować w sposób egalitarny. W dzisiejszych czasach, jeśli pracownik trafi do niezdrowego środowiska pracy, to ma taki wybór, że bardzo szybko odejdzie i nie będzie musiał uczestniczyć w jakichś niezdrowych zawodach - mówi Honorata Hencel, szefowa Boeing Polska. - Wierzę, że przetrwają te firmy, które są w stanie pracować w sposób egalitarny. W dzisiejszych czasach, jeśli pracownik trafi do niezdrowego środowiska pracy, to ma taki wybór, że bardzo szybko odejdzie i nie będzie musiał uczestniczyć w jakichś niezdrowych zawodach - mówi Honorata Hencel, szefowa Boeing Polska.

Podróże to pasja, która może być świetnym uzupełnieniem kariery zawodowej. No chyba że na swojej drodze spotykasz rodzinę niedźwiedzi grizzly. O pasjach, które stają się pracą, i pracy, która jest pasją, o tym, jak to być dzieckiem korporacji i dlaczego do spotkanych na Alasce niedźwiedzi warto mówić po polsku, opowiada Honorata Hencel, dyrektorka zarządzająca Boeinga w Polsce i na Ukrainie.



Podróże to spełnienie marzeń z dzieciństwa czy może potrzeba i pasja, które rozwinęły się później?

Honorata Hencel: Od dziecka mam podróże we krwi. Mój ojciec, nawigator i kapitan statków handlowych, odkąd pamiętam, podróżował dużo. Nawet w czasach, kiedy system nie pozwalał obywatelom Polski się przemieszczać, ojciec przywoził nam ten wielki świat dzięki swojej pracy. Podróżowała z nim też mama, a później moja siostra i ja także wybrałam się w kilka rejsów. To zaowocowało międzynarodowymi znajomościami i upewniło mnie w przekonaniu, że muszę w ten wielki świat wyruszyć. Ludzie, których dzięki podróżom poznawaliśmy, też mocno otwierali mój umysł. W późniejszych latach wyjechałam na Erasmusa do Francji, pracowałam w Anglii. Już wtedy czułam, że mieszkanie tylko w Polsce nie jest dla mnie.
Potencjał naszych pracowników i absolwentów kończących szkoły jest fenomenalny. Polacy mają niesamowitą zwinność i zdolność do dostosowywania się.

Jednym z tych dziecinnych marzeń, które udało mi się spełnić, to podróż do Chile. Brat mojego ojca pracował w Ambasadzie Chilijskiej. Przynosił mi foldery pokazujące niesamowite piękno tego kraju i już w dzieciństwie postanowiłam, że muszę Chile odwiedzić. Z czasem powstał pomysł, aby te wszystkie podróżne skapitalizować przez klub podróżniczy...

O nazwie Smakuj Świat. Do niedawna była Pani jego prezeską.

- Tak, klub jednak jest obecnie w uśpieniu. Pandemia sprawiła, że odeszliśmy od dotychczasowej formuły. Klub stworzyłyśmy z dwiema koleżankami. Ludzie bardzo często opowiadali nam o tym, jak odwiedzili jakieś niesamowite miejsce i robili spektakularne rzeczy. Chcieli się spotkać w większej grupie i porozmawiać. Jedna z koleżanek prowadziła wówczas restaurację i potrafiła kulinarnie opisać świat. Postanowiłyśmy, że zorganizujemy tematyczne spotkania, podczas których będzie można skosztować dań z danego kraju. Towarzyszyć temu miały prezentacje pokazujące miejsce z perspektywy podróżnika.

Pierwsze spotkanie okazało się takim sukcesem, że przerodziło się w imponujący cykl. Udało nam się zrealizować siedem edycji Smakuj świat, obejmujących do siedmiu spotkań w każdej edycji. Później klub przeniósł się do Gdyńskiego Centrum Filmowego. Cieszył się taką popularnością, że musiałyśmy wprowadzić bilety. Była to na tyle ciekawa inicjatywa, że każde spotkanie przynosiło nam kolejnych gospodarzy.

Ostatnie spotkanie miało miejsce dwa tygodnie przed oficjalnym ogłoszeniem w Polsce pandemii. Zastanawialiśmy się nad formułą online. Jednak to już nie to samo. Interakcja z ludźmi była podczas naszych spotkań kluczowa. Teraz, powiem szczerze, nie mam już na to czasu. Chciałabym jednak kiedyś jeszcze reaktywować klub.

- Element pasji, nawet takiej nieoczekiwanej, można wnosić w miejsce pracy, tylko trzeba mieć na to jakiś pomysł - twierdzi Honorata Hencel, Boeing Polska. - Element pasji, nawet takiej nieoczekiwanej, można wnosić w miejsce pracy, tylko trzeba mieć na to jakiś pomysł - twierdzi Honorata Hencel, Boeing Polska.

Wróćmy do podróży. Która z nich była tą wymarzoną, najtrudniejszą, najbardziej wymagającą? A może ta najważniejsza jest jeszcze przed Panią?

- Z pewnością najbardziej fascynująca podróż gdzieś tam na mnie jeszcze czeka. To mnie motywuje do kolejnych wyzwań. Jednym z miejsc, które mnie bardzo fascynują, jest Tajwan. W ubiegłym roku wsiąkłam w kulturę Azji. Wykonując obowiązki służbowe, spędziłam bardzo dużo czasu w Korei Południowej. Niedawno dostałam też zaproszenie od tajwańskiej organizacji "Kobiety w lotnictwie", aby wziąć udział w ich panelu związanym z rozwojem linii lotniczych. Niestety sprawy związane z pracą mi to uniemożliwiły. Wiem jednak, że do Tajwanu na pewno jeszcze pojadę i zgłębię tę kulturę.
Uważam, że każda firma jest kształtowana przez liderów, którzy są w stanie stworzyć odpowiednią kulturę firmową. Jeśli w danej firmie dochodzi do takiego zjawiska jak wyścig szczurów, to oznacza, że kierownictwo zupełnie nie słucha pracowników.

Z planów, które od zawsze mam gdzieś z tyłu głowy, mogę wymienić Peru. Jednak nie Cuzco czy Machu Picchu, tylko Sierra Blanca, Huascaran - góry, które w latach 70. XX w. zdobywali polscy himalaiści. Chciałabym też odwiedzić kanadyjski Jukon, bo fascynuje mnie dzika przyroda.

Miałam już okazję odwiedzić Alaskę. Jeśli mówimy o podróżach niebezpiecznych, to podróżowanie tam, gdzie jest dużo niedźwiedzi grizzly, jest przeżyciem bardzo mocnym. Trzeba cały czas bardzo uważać, aby się na takie zwierzę nie natknąć. Mnie spotkało to dwukrotnie, a raz stanęłam nawet "twarzą w twarz" z niedźwiedzicą i jej młodym. Okazało się jednak, że mówienie do niedźwiedzi powoli w języku polskim i wycofywanie się jest skutecznym sposobem. Dzięki temu możemy dzisiaj rozmawiać.

Najbardziej wymagająca podróż związana była z pracą. W ubiegłym roku odbyłam sześciomiesięczną wyprawę projektową. Była to niezliczona liczba miejsc do odwiedzenia, z przerwą na urlop na Grenlandii, gdzie złapałam covid. W pracy, na pełnych obrotach, byłam w Australii, Korei, przejechałam wszystkie amerykańskie fabryki Boeinga od zachodu na wschód. Jet lag nie minął mi przez pół roku, nie miałam czasu na odpoczynek i regenerację, a musiałam dostarczyć projekt, który prezentowałam szefowi Boeinga.

To, co było wymagające, było jednocześnie tym, co mnie stymulowało. Wtedy właśnie odkryłam, jak fascynuje mnie Azja i jak poszczególne kraje tego kontynentu różnią się od siebie. Dodam tylko, że jestem raczej fascynatką podróży arktycznych. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że zakocham się w mieście takim jak Seul - ogromnie zaludnionym, gorącym i dużej mierze betonowym - to bym powiedziała, że to niemożliwe.
W obecnych czasach posiadanie pracy, która zapewnia pewne, comiesięczne wynagrodzenie, dostęp do prywatnej służby zdrowia i szeregu innych benefitów jest czymś, co młode pokolenie bierze za pewnik.

Czy zainteresowania i podróże determinowały pani wybory dotyczące kariery zawodowej?
- Stare chińskie przysłowie mówi: "Zatrudnij się w tym, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu". Staram się cały czas realizować to motto. Dlatego pracuję teraz w lotnictwie i to kocham. Nadal, kiedy widzę samolot, jestem głęboko wzruszona. Brzmi to może trochę pompatycznie, ale jest prawdą.

Nie było tak, że zawsze miałam tylko jedną pasję. Zaczynałam na studiach medycznych, z których zrezygnowałam pod dwóch latach. Było to dla mnie dużym przeżyciem, aby zarzucić coś, do czego przygotowywałam się przez cztery lata. Jednak w czasie pandemii podjęłam studia technologia w medycynie i skończyłam je z tytułem. Więc wróciłam do moich pierwszych pasji. Dodatkowo te studia pozwoliły mi jeszcze lepiej zrozumieć technologię w lotnictwie, bo obie te dziedziny są bardzo złożone i mają podobne problemy.

Element pasji, nawet takiej nieoczekiwanej, można wnosić w miejsce pracy, tylko trzeba mieć na to jakiś pomysł.

Dlaczego właśnie Boeing? To niejedyna firma z branży lotniczej na świecie.

- Bo Boeing produkuje, moim zdaniem, najlepsze samoloty na świecie. Zawsze interesowała mnie też praca w firmie z wizją, która jest w stanie pomóc technologii rozwinąć się do następnego poziomu. To właśnie robi Boeing - tworzy systemy kosmiczne, militarne oraz komercyjne. Istotne jest, że to firma globalna. Nie wyobrażam sobie pracy w firmie ściśle polskiej i tym się zawsze kierowałam. Zawsze też chciałam pracować w znanej marce. Mam po prostu taką zasadę. Na pewno ułatwia to odpowiedź na pytania o tym, czym się zajmuję na co dzień.

W mojej poprzedniej firmie pracowało mi się bardzo dobrze i miałam bardzo komfortową sytuację. Czułam jednak, że lotnictwo mnie wzywa. W tym czasie nie było jednak w Boeingu rekrutacji na takim samym lub wyższym poziomie. Zdecydowałam się więc kandydować na niższe stanowisko, niż wówczas zajmowałam. Tak bardzo chciałam pracować w czymś, co jest moją pasją.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Zatrudnij się w tym, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu". Staram się cały czas realizować to motto.

Wierzę w pozytywne programowanie przyszłości. Jeśli człowiek myśli pozytywnie, to wszystko się sprawdzi. Kiedy byłam już dwa tygodnie w procesie rekrutacji i po pierwszych rozmowach na stanowisko kierownika zespołu - poprzednio pełniłam rolę kierownika działu międzynarodowego - nagle w Boeningu pojawiło się wolne stanowisko kierownika działu. Płynnie z jednej rekrutacji przeszłam więc na drugą.

Przed rozpoczęciem naszej rozmowy wspomniała Pani, że jest "dzieckiem korporacji". Co to oznacza?

- Jest wiele dyskusji na temat, czy korporacje to twory, które niszczą indywidualność i zwykły pracownik nie ma połączenia z "górą". Boeing jest już moją trzecią duża firmą. Pracowałam w korporacji amerykańskiej i brytyjsko-kanadyjskiej. Nie jestem żadnym anglofilem. Tak po prostu wyszło.

W obecnych czasach posiadanie pracy, która zapewnia pewne, comiesięczne wynagrodzenie, dostęp do prywatnej służby zdrowia i szeregu innych benefitów jest czymś, co młode pokolenie bierze za pewnik. Kiedy ja zaczynałam pracę, zdarzało się, że musiałam walczyć o swoje prawa pracownicze i nie zawsze dostawałam co miesiąc wypłatę. Dlatego doceniłam pracę w firmie bardzo zorganizowanej, zapewniającej mechanizm bezpieczeństwa.

Obecnie, pracując w korporacji, ma się wybór tego, co można robić, i będąc w jednej organizacji, doświadczyć różnych rzeczy. Korporacje oznaczają też różnorodność. Najczęściej są to organizacje o charakterze międzynarodowym. Gdzie indziej można zdobywać doświadczenia, rozmawiając z ludźmi z Azji i Ameryki Południowej podczas jednego dnia pracy?

Jest jeszcze jeden element, który nie był tak mocno widoczny przed pandemią. Korporacje zapewniają przewidywalność. Nie zmieniają się one tak gwałtownie i w czasach dosyć turbulentnych jest to ważna rzecz.

Korporacja to dobre miejsce na pierwsze kroki na rynku pracy? Poleciłaby Pani taką pracę młodym ludziom?

- Zdecydowanie tak i nie tylko na podstawie własnych doświadczeń. To jest często miejsce, które pozwala nabrać rozpędu w całkowicie bezpiecznym środowisku i ułatwić podjęcie decyzji co do przyszłości.
Najbardziej wymagająca podróż związana była z pracą. W ubiegłym roku odbyłam sześciomiesięczną wyprawę projektową. W pracy, na pełnych obrotach, byłam w Australii, Korei, przejechałam wszystkie amerykańskie fabryki Boeinga od zachodu na wschód.

Czy korporacje zmieniły się na przestrzeni ostatnich lat? Czy może w każdej korporacji nadal trwa wyścig szczurów?

- Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawiałam o wyścigu szczurów. Sama pracuję na stanowisku liderskim już od wielu lat. Uważam, że każda firma jest kształtowana przez liderów, którzy są w stanie stworzyć odpowiednią kulturę firmową. Jeśli w danej firmie dochodzi do takiego zjawiska jak wyścig szczurów, to oznacza, że kierownictwo zupełnie nie słucha pracowników. Wierzę, że przetrwają te firmy, które są w stanie pracować w sposób egalitarny. W dzisiejszych czasach, jeśli pracownik trafi do niezdrowego środowiska pracy, to ma taki wybór, że bardzo szybko odejdzie i nie będzie musiał uczestniczyć w jakichś niezdrowych zawodach.

Czy nasz lokalny rynek pracy mocno rożni się od rynków zagranicznych? Czy może wszystko już tak się zglobalizowało, że nie ma różnicy, czy pracujemy w Trójmieście, Londynie czy na pustyni Arizony?

- Na pustyni Arizony też mamy swoje biura. Dokładnie w Mesie (śmiech). Więc tym łatwiej będzie mi dokonać porównania. Rynek pomorski, trójmiejski jest niezwykle konkurencyjny. Potencjał naszych pracowników i absolwentów kończących szkoły jest fenomenalny. Polacy mają niesamowitą zwinność i zdolność do dostosowywania się. Na całym świecie trwa walka o pracownika, szczególnie pracownika mogącego pracować w branżach technologicznych. I to nie na poziomie juniora, ale średnio- i zaawansowanego pracownika, który jest w stanie zrozumieć najnowsze technologie.

W naszej firmie jest dużo organicznego wzrostu. Co oznacza, że pracownicy pracujący nad jedną technologią są w stanie w szybkim czasie nauczyć się i stworzyć podstawy do kolejnej technologii. To jest unikatowe, bo nie widzę takich zdolności adaptacyjnych w innych krajach. Kiedy rozmawiam z kolegami z USA, to twierdzą oni, że senior musi mieć 10 lat doświadczenia. Z mojej perspektywy taką samą pracę może u nas robić ktoś, kto ma doświadczenie 5-letnie.

Śmiało możemy porównywać się z rynkami światowymi. W niczym nie odbiegamy, jeśli chodzi o jakość pracownika, ale też całe zaplecze infrastrukturalne, rynek akademicki czy organizacje, które przyciągają inwestorów, jak Invest in Pomerania, dzięki której wspomniana wyżej konkurencyjność jest realna.

Miejsca

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (77)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najnowsze

Ludzie biznesu

Grzegorz Bierecki

Grzegorz Bierecki urodzony 28 października 1963 roku. Od 1990 prezes Fundacji na Rzecz Polskich...

Najczęściej czytane