• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kiedy biznes idzie śpiewająco? Muzyczne ambicje pracowników Bayera

Robert Kiewlicz
16 października 2023, godz. 08:00 
Opinie (65)
- Chór to zespół. W każdej korporacji liczy się praca zespołowa. Takie same problemy pojawiają się przy pracy w chórze i w biznesie - twierdzi Remigiusz Wojciechowski, dyrektor Centrum Usług Biznesowych firmy Bayer w Gdańsku. - Chór to zespół. W każdej korporacji liczy się praca zespołowa. Takie same problemy pojawiają się przy pracy w chórze i w biznesie - twierdzi Remigiusz Wojciechowski, dyrektor Centrum Usług Biznesowych firmy Bayer w Gdańsku.

Chór buduje poczucie wspólnoty. Wspólne śpiewanie, próby, wyjazdy i koncerty. Jednak chórzysta musi przede wszystkim nauczyć się pracować w zespole. Podobne zasady dotyczą pracy w firmie - zarówno tej małej, jak i wielkiej korporacji. O tym, jak muzyka wpływa na życie i karierę zawodową, jak śpiew chóralny tworzy wspólnotę i czy czasami warto rzucić korporację i ruszyć w trasę, rozmawiamy z Remigiuszem Wojciechowskim, dyrektorem Centrum Usług Biznesowych firmy Bayer w Gdańsku.



Muzyka od zawsze była w Pana życiu?

Remigiusz Wojciechowski: - Przygoda z muzyką zaczęła się w najmłodszych latach. Moi rodzice zawsze stawiali na edukację i jej częścią była edukacja muzyczna. Chodziłem do szkoły muzycznej i uczyłem się gry na akordeonie i pianinie. Zawsze było to jednak bardziej granie niż śpiewanie.
Dla mnie, w takim bardzo prostym ujęciu, sukces jest wtedy, kiedy postawię sobie cel i go zrealizuję. Ważne przy tym, żeby ten cel miał sens. Bardzo istotne jest, aby swojej wartości jako człowiek nie mierzyć tym, czy i jakie osiągamy sukcesy.

Skąd więc zainteresowanie śpiewem i to chóralnym? Chciał Pan zostać solistą, a trafił Pan do biznesu?

- Śpiewanie pojawiło się na studiach, kiedy wyjechałem na Erazmusa do Szwecji. Kiedy zapoznawałem się z "instrukcją obsługi Szwecji", dowiedziałem się, że nie można zbytnio liczyć na pro-aktywność towarzyską Szwedów. Trzeba się samemu zaangażować i wtedy można tych ludzi lepiej poznać i nawet zawiązać przyjaźnie. Zainspirowany tym, angażowałem się w różne sprawy studenckie. Zapisałem się też do chóru.

Kiedy wróciłem do Polski, na jednej z imprez usłyszałem, jak ludzie śpiewają. Rozpoznałem melodię. Oni śpiewali po polsku, a ja znałem tę piosenkę po szwedzku. Okazało się, że byli to ludzie z chóru uniwersyteckiego. Zacząłem z nimi śpiewać. Później zaangażowałem się mocniej w działalność chóru. Jednak studia się skończyły i zaczęła się praca, a temat chóru przycichł.

Dlatego postanowił Pan założyć chór w pracy?

- Ponad pięć lat temu byłem na koncercie w Filharmonii Bałtyckiej. Grała młodzieżowa orkiestra symfoniczna. Grali pięknie, ale nie tylko o samą grę chodziło. Towarzyszące koncertowi uczucie było też bardzo ważne. Mnie strasznie ciągnęło do tego, aby być na scenie, wśród muzyków. Doszło do mnie, jak bardzo chciałbym znów współtworzyć muzykę. Wtedy przypomniał mi się chór.

- Kiedy uczymy się nowego utworu, którego nikt z nas nie zna, to ćwiczymy i słuchamy każdego głosu z osobna. Nie jest to przyjemne doświadczenie. Jednak kiedy w końcu zaczynamy śpiewać razem, to uczucie stworzenia wspólnego dzieła jest fenomenalne - mówi Remigiusz Wojciechowski. - Kiedy uczymy się nowego utworu, którego nikt z nas nie zna, to ćwiczymy i słuchamy każdego głosu z osobna. Nie jest to przyjemne doświadczenie. Jednak kiedy w końcu zaczynamy śpiewać razem, to uczucie stworzenia wspólnego dzieła jest fenomenalne - mówi Remigiusz Wojciechowski.

...w którym obecnie oprócz pracowników Bayera śpiewają pracownicy kilkunastu innych firm.

- Przez pierwszy rok był to rzeczywiście chór Bayera. Cierpiał on jednak na brak męskich głosów. To jest zazwyczaj największą bolączką większości chórów. U nas doprowadziło to do tego, że podczas wewnętrznych koncertów bywałem jedynym męskim głosem. Po około roku działalności ustaliliśmy wspólnie z dyrygentką, Wiktorią Pagiełą, że musimy się otworzyć na ludzi z innych firm.
Mamy bardzo elastyczny model pracy: raz w tygodniu oczekujemy od pracowników, z umową hybrydową, pojawienia się w biurze. Mamy też takie osoby, które pracują na tyle daleko, że pracują całkowicie zdalnie. Co pokazuje, że znaczenie lokalizacji przy naszym modelu pracy staje się mniej istotne.

Wiedziałem, że Maciej Grabski, inwestor Olivia Center, chce, aby nie był to jedynie kompleks biurowy, ale także społeczność. Zaproponowałem mu objęcie mecenatu nad chórem. Zgodził się i dzięki temu jesteśmy teraz organizacją ponad firmową oraz udało nam się nawet wydać płytę. Śpiewa z nami 40-50 osób, ale nadal jesteśmy wdzięczni za każdego męskiego chórzystę. Szczególnie w basach mamy duże zapotrzebowanie.

Co motywuje ludzi do wspólnego śpiewania?

- Motywacje są różne. Mogę powiedzieć o swojej. Bardzo lubię tworzyć. Tworzenie to trochę "droga przez mękę" - szczególnie na samym początku każdego procesu. Kiedy uczymy się nowego utworu, którego nikt z nas nie zna, to ćwiczymy i słuchamy każdego głosu z osobna. Nie jest to przyjemne doświadczenie. Jednak kiedy w końcu zaczynamy śpiewać razem, to uczucie stworzenia wspólnego dzieła jest fenomenalne.

Ile trwa takie "strojenie" chóru?

- To w dużej mierze zależy od utworu. Są utwory, których uczymy się w trakcie jednej próby, a z niektórymi męczymy się przez kilka miesięcy. Poziom trudności rośnie np. z liczbą głosów.

Kto kształtuje repertuar chóru?

- Osobą, która odpowiada za chór, jest nasza dyrygentka. W naszym przypadku odgrywa ona taką podwójną rolę: nie tylko dyrygentki, ale też dyrektorki artystycznej. Jednocześnie jest osobą bardzo otwartą na pomysły i inspiracje zespołu. Chodzi przecież o to, abyśmy śpiewali takie rzeczy, które sprawiają nam przyjemność.

Teraz dość dużo idziemy w rozrywkę. Na ostatnim koncernie śpiewaliśmy dwa nowe utwory: "We will rock you" Queen i "With Or Without You" U2.

Z naszej rozmowy wynika, że muzyka jest ważnym elementem Pana życia. Nie było nigdy pomysłu, aby z nią związać swoje życie zawodowe?

- Mój talent muzyczny jest niewystarczający. Nie chodzi tu o skromność, ale realistyczne podejście do życia. Tak naprawdę dopiero po długim czasie doceniłem to, że rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej. To było przecież sześć lat dodatkowej nauki poza zwykłą szkołą podstawową. Często się przeciw temu buntowałem. Często było też tak, że koledzy szli grać w piłkę, a ja na rowerze jechałem do szkoły muzycznej. Więc muzyka nie była miłością od pierwszego wejrzenia. Towarzyszy mi przez całe życie, ale nie jest najważniejsza.
Mamy obecnie tendencję, że potocznie nazywane "klepanie faktur" jest automatyzowane albo przekazywane do lokalizacji, które zajmują się tym globalnie. Najczęściej do Azji. My natomiast przejmujemy bardziej skomplikowane aktywności.

Doświadczenia ze śpiewania w chórze można przenieść na grunt biznesowy? Wydaje się, że to zupełnie różne obszary działania. Wymagają chyba różnego sposobu pracy?

- Wręcz przeciwnie. Podobieństw jest wiele. To przecież jest zespół. W każdej korporacji liczy się praca zespołowa. Takie same problemy pojawiają się przy pracy w chórze i w biznesie.

Czyli każda firma jest trochę jak chór?

- Albo każdy chór jest trochę jak firma. Są też na pewno jakieś różnice. W firmie zdarzają się przecież sytuacje, które jest w stanie ogarnąć jedna osoba bez udziału całego zespołu.
Bardzo ważnym aspektem w chórze jest kwestia odpowiedzialności. W pracy jest umowa, która nas zobowiązuje do danych działań. Można czegoś wymagać i polegać na dyscyplinie korporacyjnej. W chórze amatorskim, traktowanym jak hobby, wszystko jest dobrowolne.

Niedawno mieliśmy warsztaty w chórze na temat pracy zespołowej i robiła to osoba, która na co dzień takie warsztaty przeprowadza w firmach.

Wróćmy teraz do samej firmy. Bayer jest marką rozpoznawalną chyba dla większości z nas. Jednak na myśl przychodzi nam zazwyczaj aspiryna. Czym zajmuje się gdański oddział?

- Bayer jako organizacja globalna działa w dwóch branżach: zdrowia oraz żywności. Jeśli np. ktoś przyjmuje leki przeciwzakrzepowe, to jest duże prawdopodobieństwo, że korzysta z naszych produktów. Z tego, co słyszałem od kolegów z Działu Rolnictwa, to wszystkie uprawiane w Polsce pomidory malinowe wyrastają z ziaren Bayera. Jednak rzeczywiście, jeśli ktoś słyszy nazwę Bayer, to na myśl przychodzi skojarzenie z aspiryną.

Polska jest dla Bayera szczególną lokalizacją, zarówno ze względu na to, co robimy w Gdańsku, jak i powstały niedawno w Warszawie Digital Hub - scentralizowana jednostka wspierająca koncern we wszystkich działaniach związanych z IT. Gdański oddział to GBS - Global Business Services, czyli centrum usług wspólnych. Jesteśmy częścią sieci, podobne jednostki znajdują się na Kostaryce, w Hiszpanii, w Chinach, na Filipinach, Indiach, Brazylii i Niemczech. Odpowiadamy za wszystkie procesy wsparcia: księgowość, HR, zakupy, doradztwo prawne i wiele innych, często niekojarzonych z centrum usług.
Bardzo ważnym aspektem w chórze jest kwestia odpowiedzialności. W pracy jest umowa, która nas zobowiązuje do danych działań. Można czegoś wymagać i polegać na dyscyplinie korporacyjnej. W chórze amatorskim, traktowanym jak hobby, wszystko jest dobrowolne.

Przykład: Jeśli ktoś otworzy wspomnianą wcześniej paczkę aspiryny i okaże się, że tabletka, zamiast biała, jest czerwona, to może to zgłosić pod specjalnym numerem. To zgłoszenie zostanie przyjęte przez naszych pracowników w Gdańsku i oni zadbają, aby ta informacja trafiła do odpowiedniej jednostki i została wyjaśniona.

Mamy obecnie tendencję, że potocznie nazywane "klepanie faktur" jest automatyzowane albo przekazywane do lokalizacji, które zajmują się tym globalnie. Najczęściej do Azji. My natomiast przejmujemy bardziej skomplikowane aktywności, czy to wymagające znajomości języka, czy budowania relacji, bezpośredniego kontaktu i rozwiązywania problemów.

Co Pana zdaniem wyróżnia Gdańsk na tle innych polskich miast?

- Na to pytanie łatwiej by mi było odpowiedzieć kilkanaście lat temu, kiedy zaczynaliśmy działalność. Teraz patrzę z perspektywy kogoś zasiedziałego. Pamiętam jednak, jak ważne dla Trójmiasta było przyciągnięcie Bayera. Była to jedna z pierwszych globalnych marek, która później przyciągnęła kolejne.

Jeśli spojrzymy na to, ile od tego czasu powstało budynków biurowych, ile się na nich pojawiło nowych znaków firmowych, to potwierdza to pogląd, że jest to nadal atrakcyjne miejsce do inwestowania. Pandemia i to, co zadziało się po niej, prawdopodobnie zmieniły pogląd na lokalizację kolejnych inwestycji. Kiedyś planując inwestycje, badaliśmy, ile wśród osób pracujących jest potencjalnych kandydatów do pracy u nas. Dlatego ważnym aspektem było to, że Gdańsk jest lokalizacją przyciągającą ludzi z innych miejsc.

Teraz nie ma to aż tak dużego znaczenia. Wielu z naszych pracowników nie mieszka w Trójmieście. Mamy bardzo elastyczny model pracy: raz w tygodniu oczekujemy od pracowników, z umową hybrydową, pojawienia się w biurze. Mamy też takie osoby, które pracują na tyle daleko, że pracują całkowicie zdalnie. Co pokazuje, że znaczenie lokalizacji przy naszym modelu pracy staje się mniej istotne. Jednocześnie nie chcemy być organizacją całkowicie wirtualną.
Tak naprawdę dopiero po długim czasie doceniłem to, że rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej. To było przecież sześć lat dodatkowej nauki poza zwykłą szkołą podstawową. Często się przeciw temu buntowałem.

Jak ważne dla rozwoju globalnej firmy, jaką jest Bayer, jest wsparcie lokalnych organizacji i samorządu?

- W momencie podejmowania decyzji o lokalizacji mają one absolutnie kluczowe znaczenie. Przyjmują one bowiem rolę gospodarza. Kiedy Bayer rozważał, gdzie chce ulokować swoje centrum usług, to zastanawialiśmy się nad siedmioma lokalizacjami, z czego cztery były w Polsce. Na ostatnim etapie prowadziliśmy rozmowy z Trójmiastem, Wrocławiem, Poznaniem i Katowicami.

Firmy przygotowujące się do takiej inwestycji mają szereg kryteriów i stosują dosyć skomplikowaną matrycę decyzyjną. Wszystkie elementy są punktowane oraz mają stosowną wagę. Kiedy przemnoży się te wagi przez liczbę punktów, to otrzymujemy jakiś wynik. Z takiej analizy wyszło, że Trójmiasto i Wrocław są podobne. Musieliśmy wybrać i postanowiliśmy zastanowić się, gdzie się lepiej czuliśmy, a odpowiedź na to pytanie zależała do tego, z jakimi ludźmi mieliśmy do czynienia w obydwu miastach.

Pamiętam, że kiedy przyleciałem do Gdańska na konferencję, podczas której mieliśmy ogłosić naszą decyzję, to jeden z pracowników Invest in Pomerania - Wojtek Tyborowski (obecnie dyrektor Invest in Pomerania) przyjechał po mnie swoim prywatnym samochodem. Pomimo że był to późny wieczór i mógł przecież zamówić mi taksówkę. To pokazuje, jak ważny był to dla nich wszystkich projekt. Właśnie ludzie, którzy odpowiadają za obsługę inwestora, robią tę różnicę.

Co dla Pana jest wyznacznikiem sukcesu?

- Nie myślę o tym zbyt dużo. Ze względu na wiek bardziej myślę o sensie życia. Sukces jest jednym z wielu elementów i bardzo indywidualną sprawą. Rozmawiałem dzisiaj z koleżanką, która wzięła udział w mistrzostwach świata w triatlonie. Zajęła na nich czwarte miejsce. Dla mnie to niesamowity sukces, a ona stwierdziła, że jest rozczarowana, bo nie stanęła na podium.

Nie chcę ani recepty na sukces dawać, ani nawet jej definiować. Dla mnie, w takim bardzo prostym ujęciu, sukces jest wtedy, kiedy postawię sobie cel i go zrealizuję. Ważne przy tym, żeby ten cel miał sens. Bardzo istotne jest, aby swojej wartości jako człowiek nie mierzyć tym, czy i jakie osiągamy sukcesy.

Występowaliście już na na scenach Trójmiasta, a na koncie macie już płytę. Może czas rzucić "korpo" i ruszyć w trasę?

- W trasie też już byliśmy. Na razie bardzo krótkiej, bo pojechaliśmy do Chełmna na konkurs kolęd i pastorałek. Zajęliśmy na nim pierwsze miejsce.

Jakaś większa trasa chodzi nam po głowie. Wyzwaniem jest to, że chór to dodatkowe zajęcie i trzeba hobby pogodzić ze swoimi zobowiązaniami życiowymi. Znalezienie takiego terminu, którym będzie wszystkim członkom chóru pasował, będzie trudne. Do tego jesteśmy chórem amatorskim i pewnie z samego śpiewania byśmy się nie utrzymali. Mamy w sobie mnóstwo pasji, ale nie robimy tego dla pieniędzy.

Miejsca

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (65)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Adam Kabat

Dyrektor operacyjny SESCOM (nadzoruje realizację kontraktów). Magister Inżynier Elektrotechniki...

Najczęściej czytane